sobota, 31 grudnia 2016

Podsumowanie roku i cele na kolejny



No tak, czas świąt i Sylwestra dla wielu z nas jest dość trudnym okresem. Dla mnie osobiście jest to ósmy trzeźwy Sylwester, podobnie jak święta Bożego narodzenia.
O ile te drugie nie były dla mnie wyzwalaczem silnym to ostatni dzień roku jakiś taki nerwowy bywał. Może dlatego że wydawało mi się jakoś dłużej że wszyscy piją? Może przez moje imprezowe imię? Nie wiem. Wiem jednak że ostatnie pijane święta były tragedią a ostatni pijany 31 grudnia był horrorem. Po prostu kiedy sobie przypomnę to co pamiętam to widzę siebie na ostatnim kawałku przed śmiercią cielesną i duchową. Masakra!

Żeby dziś się jednak już nie nakręcać Sylwester jest podsumowaniem zebranych owoców. Wiesz, wiem że potrafię gadać i dość mi to wychodzi. Ale to czy jestem showmen-em czy czymś więcej stwierdzam po owocach które zebrałem w mijającym roku. Po owocach z listy roku poprzedniego i nie tylko. Sprawdzam, analizuje, medytuje. Polecam. Teraz przejdę już do mega krótkiego podsumowania.

Pierwszy kwartał był końcówką pracy w Polsce na własnej działalności i wyjazdem do Szwecji na kontrakt.

Wniosek? Wszystko ma swoje plusy i minusy. Etat ma ograniczenia w zamian za większy spokój. Własna działalność pozwala Ci więcej, zabierając Ci czas i energię znacznie bardziej. Co jest lepsze? Nie ma odpowiedzi. Wszystko jest lepsze ;-) W głowie cel, świecił mi jeden. Ukończyć trzecią książkę i zacząć budowę domu.

Drugi kwartał Praca w Szwecji, ukończenie trzeciej książki, rozpoczęcie budowy domu. Tylko cel trzymał mnie w kupie kiedy na przykład spałem w altanie ogrodowej z kijem bejsbolowym na szczury. Tylko cel sprawiał że frustracja każdego identycznego dnia nie zabrała mi trzeźwości. Drugi kawałek tego roku był niezbędną łyżką tranu...

Wniosek? Spełnianie marzeń to szereg prób. To pot, krew i łzy. Jak ktoś Ci mówi że droga do celu jest łatwa to łże! Zapomnij o tym bo poddasz się przy pierwszych trudnościach. Dzisiaj jednak kiedy patrzę na materializujące się cele mówię, kurwa było ciężko ale było warto. I to zdanie pozostaw w sercu :-)
P.S. Nie nadaję się na rozłąkę z rodziną!

Trzeci kwartał Powrót do Polski, zamknięcie hipoteki i ruszenie z budową. Dowiaduję się że moja rodzina się powiększy :-) Teraz liczył się dom rodzinny, dom który powstaje. Oczywiście też Bóg, trzeźwienie i blog. Mój czas osobisty zaczęła wypełniać praca zawodowa, praca na budowie, praca. Postanowiłem że z pomocą kolegi i czasami kilku innych osób będę budował sam. Raz żeby uciąć koszta, dwa żeby napompować własne ego? Trochę pewnie tak ;-)

Wniosek? Chwyciłem Pana Boga za nogi!

Kwartał czwarty Budowa idzie pełną parą, na dzień dzisiejszy na zewnątrz wszystko niemal gotowe myślę że w maju przeprowadzka. To wspaniałe uczucie patrzeć jak rośnie kawałek miejsca na Ziemi. Tragedią tego kwartału i tego roku było to że dzieciątko urodziło się martwe. Była to druga dziewczynka, Judyta Magdalena. Byłem z żoną przy porodzie pierwszego dziecka i byłem teraz. Porównanie dokładne ale paskudne. Patrzeć na to wszystko a później chować własne dziecko. Wiem że ludzie przeżywają gorsze tragedie, znacznie gorsze ale i mnie to zabolało.

Wniosek? Budowa domu to ciężki kawałek. Gdybym nie zajmował się tym na co dzień od niemal ośmiu lat było by gorzej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nie ważne ile masz kasy, na budowę i remonty zawsze będzie za mało ;-) A życie? Na ludzki rozum bywa nie sprawiedliwe! Wracam ze szpitala zmęczony z płaczem i wściekłością na twarzy a w radiu, wiadomości o tym jak jakaś dziewczyna przypalała własne dzieci fajkami. Jedyne pytanie w głowie, Boże dlaczego?!
Czasami po prostu nie otrzymuję odpowiedzi na każde pytanie. Jedno wiem, gdyby nie Bóg nie wiem jak by się to skończyło. Czy to ślepa wiara? Nadzieja umiera ostatnia, to już wiem z własnego doświadczenia.

Wniosek? Życie jest dynamiczne i zawsze zmienne a bezpieczeństwo to iluzja. Czy należy się bać?
Nie! Wręcz przeciwnie, należy naprawdę żyć!
Kolega Darek mówi, w trzeźwieniu nie ma jeńców! Rozwój duchowy jest zero-jedynkowy, biało czarny!
To coś co poruszyłem przy okazji ostatniego kroku, albo idę do przodu albo spadam!

P.S. W życiu duchowym i codziennym zapominam o rzeczach oczywistych :-)
P.S. 2 Jestem otwarty na to co Bóg ma jeszcze dla mnie.

Jakie plany na kolejny rok? Dokończenie budowy, przeprowadzka do własnego domu, wydanie trzeciej książki, tatuaż, pielgrzymka i kilka innych. Do listy siadam za kilka godzin :-)

Czego Wam kochani życzę? Może takiej listy?

I, II, III

Dbam o trzeźwość w moim życiu czy dotyczy ona mnie czy kogoś bliskiego, nie poddaję się w jej osiągnięciu,
Poznaje siebie mimo że czasami bywa to bolesne,
Zasługuję na skromną nagrodę, nie boję się dbać o ciało i ducha

IV, V, VI

Wiosna to odpowiedni czas na porządki, maluje i przemeblowuję pokój
Każdego wolnego dnia wstaje wcześniej i wypijam w samotności przy oknie lub na dworze kawę / herbatę
Zapraszam kogoś bliskiego do kina i do restauracji

VII, VIII, IX

Jem obiad na dworze,
Oglądam wschód lub zachód słońca w dziczy, może plaża, może góry, może las czy jezioro
Robię coś co chodzi mi po głowie od jakiegoś czasu. Tatuaż, nowa fryzura, ubranie?

X, XI, XII,

Robię dzień nic nie robienia i nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia
Czytam mądrą książkę
Staram się głębiej poznać Boga

Zachęcam do dzielenia się podsumowaniem i planami w komentarzach :-)

wtorek, 27 grudnia 2016

Mam prawo ale czy obowiązek?


Pixabay


No właśnie, są w życiu sytuacje które wywołują w nas złość. No normalka. Czasami jest tak że to co złości mnie u kogoś bywa moją cechą. Czasami jednak są tak idiotyczne sytuacje że trudno szukać przyczyny w sobie po za tym że dana sytuacja jest po prostu kretyńska.

Kto miał do czynienia z biurokracją, z urzędami czy szpitalami ten wie że to co czasami się tam dzieje przeczy podstawowym prawom logiki! Podkreślam czasami. Na dodatek nie wiele możesz zdziałać. Takie coś może złość wywołać! Ba, takie coś może wywołać usprawiedliwioną złość! Wiesz, nie wiele rzeczy tak działa mi na nerwy jak brak jakiejkolwiek sensowności...

No więc wkurzam się na coś bo mam prawo! Wytłumaczyłem swoje stanowisko w sposób racjonalny, zostałem pokrzywdzony i mam prawo się złościć. No oczywiście że mam!
Ale warto by zadać sobie pytanie. Po co?

No bo tak, złość nie jest zła ale dość nieprzyjemna. Może nieźle nakręcić o to już dość źle. Złoszcząc się na kogoś tylko sam się krzywdzę! No bo nie inaczej! Taką złość można w sobie długo pielęgnować tym bardziej kiedy mam racje.
W takim momencie zadaj sobie absurdalne pytanie:

Mam prawo się złościć ale czy obowiązek?

No weź sobie wyobraź kogoś czy coś na co się złościsz. Pomyśl że ten ktoś każe, KAŻE!!! Ci się złościć, czuć żal i poczucie krzywdy.

Nie wiem jak ty ale ja na złość bym się nie złościł ;-) Nie znaczy nic nie robił, po prostu się nie nakręcał.
Sądzę że jak to przemyślisz to dość szybko porzucisz swoje prawa do złości ;-)

Miłego! SB

niedziela, 25 grudnia 2016

12 kroków AA, krok dwunasty cz.2 : Przebudzeni duchowo w rezultacie tych Kroków, staraliśmy się nieść posłanie innym alkoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.

Pixabay


W drugiej części dwunastego kroku skupię się na tym co najtrudniejsze a zarazem najskuteczniejsze w niesieniu posłania. Jak czasami wspominam samo mówienie innym jak mają żyć (mimo że staram się nie narzucać niczego) przychodzi mi łatwiej niż samo życie według danych zasad. 

Każdy kto ma dziecko wie że czy grzeczne czy nie, dzieci nie lubią słuchać co się do nich mówi. Dzieciaki nie słuchają swoich rodziców one ich obserwują. Czasami się zastanawiam dlaczego moja kochana córka zapala się dość szybko jak ja... Przecież starałem się jej przekazać inny obraz. Rzecz w tym że ona bardziej mnie patrzy niż słucha. Dorośli działają podobnie :-) 

Jak to się ma do tematu? Ano tak że najskuteczniej nieść posłanie nie mówiąc jak mają ludzie żyć według 12 kroków AA a stosując je we własnym życiu, dawać przykład a tym być kimś prawdziwym a nie zwykłym hipokrytą. 

To ważna rzecz. Sam zawsze podkreślam że ideał to mój kierunek a nie stan. To kierunek w którym często stawiam dwa kroki w tył a jeden w przód. To coś czego szukam w wędrówce zwanej życiem. Ja naprawdę nie jestem idealny, mam masę wad z którymi mniej lub bardziej pracuje. Oczywiście to nie są tylko dobre chęci, chociaż czasami są... Pracuje nad nimi tyle że z różnym skutkiem ;-) 

Ważne by uniknąć jak się w AA mawia dwukroku. Czyli uznania bezsilności wobec alkoholu i pomijając wszystkie inne kroki skupianiu się na niesieniu posłania. Jak się można domyśleć zdarza się to wielu. Zdarza się również mi. Pod koniec tego roku a wiec 2016 byłem tak bardzo pochłonięty budową własnego domu że przez jakiś czas przestałem sam się rozwijać. Nic nie czytałem, oglądałem tylko trochę mądrych ludzi na youtube. 

Z racji bloga, posłanie niosłem cały czas odpisując na wasze komentarze i listy. Głupot wam nie nagadałem ale sam zacząłem czuć ciężar tego posłania. Moja pogoda w serDuchu zaczęła przypominać Polski listopad...Dlatego uważam że w trzeźwym życiu nie ma stania. 

Albo cały czas się rozwijasz albo idziesz na dno. Ale to takie skrajności a skrajności są złe. 
W tym wypadku nie ma trzeciej możliwości. 
Na szczęście dość szybko zaczęło się rozjaśniać w moim sercu, czasami wystarczy zacząć (i kontynuować) czytać książkę do której z jakiegoś "dziwnego" powodu mnie ciągnie.


Jak więc żyć? Według zasady dwunastu kroków AA który jest programem naprawdę wspaniałym. Ale nie tylko! Naprawdę, drodzy przyjaciele i nie przyjaciele na szlaku trzeźwienia. Program ten jest naprawdę super i robi bardzo dużo dobrego. Ale jeżeli ktoś uważa że to jedyna droga to proszę poluźnić gumkę w majdach ;-)  

Naprawdę, można zamienić butlę na mitingi, na czytanie książek i nie wiadomo co. Często słowa "Naładować akumulatory" są prawdziwe. Na prawdę spotkanie AA, rekolekcje, dobra książka czy warsztat rozwoju osobistego są super i jakoś więcej po nich energii. Należy jednak pamiętać by nie było tak jak kiedyś, idę do knajpy naładować akumulatory, jak se wypiję, zapalę czy coś tam jeszcze to poczuje się lepiej. Niestety ale można wpaść z deszczu pod rynnę.

Dla mnie oczywiście Bóg jeżeli jest na pierwszym miejscu to wszystko jest na pierwszym miejscu. Jednak nie może to być sucha praktyka ani ślepa wiara. Linia między radykalizmem a fanatyzmem jest bardzo cienka. Dotyczy to wszystkiego! 
Odkrywanie Boga przez różnych ludzi, sytuacje, również jak dla mnie kościół jest bardzo ważne. Jednak musi być też czas na rodzinę, na małżeństwo, na zdrowie i hobby. 

Nie można tych wartości traktować jak do zatęchłej padliny którą trzeba trzymać przy 
respiratorze! I na nie musi być czas. Oczywiście byłbym kłamcą gdybym powiedział że doskonale dziele czas na wszystko co ważne. Nie! Nie jest tak.Bywa że się zapomnę i  tracę masę czasu na przeglądanie bzdur, tak BZDUR w internecie. Co nie znaczy że wszystko w sieci to śmieci.

Zawsze najwięcej czasu poświęcam temu co aktualnie jest dla mnie bardzo ważne, obecnie budowa domu. Jednak idziemy czasami z żoną na kolację czy chociaż kawę do klimatycznej restauracji. 
Wybieramy się z rodziną do kina czy wspólnie w domu coś oglądamy lub gramy w gry planszowe. Pamiętam też o karierze zawodowej i o własnych dziecięcych marzeniach. Żyjemy w czasach gdzie z jednej strony mówi się że pieniądze nie są ważne a z drugiej większość z nas bardzo ich pragnie. I tu należy się rozwaga bo przepraszam bardzo ale jakoś nie wierzę że ktoś będzie pełen miłości i spokoju kiedy micha pusta i komornik przy drzwiach... 

Na prawdę na wszystko musi być czas i to właśnie teraz jest to miejsce by stosować zasady we wszystkich naszych poczynaniach. A kiedy Ci się to uda to podejdzie do Ciebie jakiś ktoś i zapyta: "Słuchaj, powiedz mi co mam robić żeby też tak mieć?"

Te linki mogą być pomocne:

Jak zaskoczyć partnera / partnerkę, czyli walentynki nie tylko raz w roku

Dlaczego nie mam pieniędzy?

Jak cieszyć się życiem?

środa, 21 grudnia 2016

12 kroków AA, krok dwunasty cz.1 : Przebudzeni duchowo w rezultacie tych Kroków, staraliśmy się nieść posłanie innym alkoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.

Pixabay



To działa!!!  Jak mawia klasyk, "No nie ma bata!" jeżeli naprawdę przez ostatni czas oddałeś się rozwojowi osobistemu i duchowemu po przez program dwunastu kroków lub też terapię czy jeszcze inaczej to nie ma bata, czujesz się tak jak jeszcze być może z rok temu byś nie uwierzył. Jestem tego tak pewien jak tego że jestem facetem! 

Z mojego doświadczenia i doświadczenia innych wiem jaki entuzjazm towarzyszy przebudzeniu duchowemu. Widzisz więcej, lepiej i dokładniej. Podobnie też słyszysz i czujesz. Po prostu żyjesz pełną gębą! Już nie jesteś zombie a uwierz że nie trzeba być menelem bez pracy by być żywym trupem. Możesz jeść, pić, mieć rodzinę, prace, dom i przyzwoite auto a być duchowo martwym. Zresztą myślę że teraz wiesz o czym piszę. 

Niestety są tacy który czują się oświeceni przez co lepsi od innych. Sam tak miałem a i może dziś przez głowę taka myśl przeleci. To droga do nikąd. Żyjąc z takim przekonaniem nie ruszysz z miejsca dalej, do sedna duchowości a więc życia w pogodzie ducha, życia w prawdzie! 
Na szczęście jest masa ludzi którzy mimowolnie postanowią się podzielić z pozostałymi swoim doświadczeniem by i oni poczuli się jak w raju na ziemi. 

Co mnie motywuje najbardziej w pomaganiu innym? Jak do czystej wody wrzucisz wacik zamoczony w czerwonej farbie to i ona zrobi się czerwona, jak go wyjmiesz, odcedzisz wodę i wrzucisz drugi wacik tym razem od niebieskiej farby ta jaka będzie woda? Jak była dobrze wyczyszczona to będzie niebieska, logiczne prawda?

Widzisz z duchowością jest tak samo, Bóg jest wspaniałym matematykiem i jak poznasz jego działania to mimo że sam pozostanie WIELKĄ TAJEMNICĄ Tobie świat wyda się bardziej zrozumiały. 

Jeden nie pijący i TRZEŹWIEJĄCY alkoholik to przynajmniej kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt szczęśliwych osób. Rodzina, pracodawca i współpracownicy, znajomi czy pani Janka ze sklepu za rogiem której wisisz kasę od kilku miesięcy ;-) Wszyscy oni poczują ulgę. No może nie zawsze wielką i szybko, czasami ktoś potrzebuje czasu i pomocy by oswoić się z nową sytuacją i własnymi wadami, uwarunkowaniami. Tak mówię tu do żon trzeźwiejących alkoholików! ;-)

Tak czy siak, najbardziej motywuje mnie uśmiech dziecka, żony czy kogoś bliskiego w kierunku nie pijącego i TRZEŹWIEJĄCEGO męża. Jak masz mnie za szowinistyczną świnie to se role odwróć, w końcu mamy 21 wiek... ;-) a tak serio to oczywiście i Paniom zdarza się pić i trzeźwieć tak że mężczyźni mogą zazdrościć (tego drugiego) 

Jak można nieść posłanie? Oczywiście nie znam wszystkich sposobów i liczę na wasze podpowiedzi w komentarzach. Najbardziej oczywistym jest mówienie w terapii czy na mitingach AA. Doskonałe są też świadectwa. Jednak nie oszukujmy się, nie każdy jest doskonałym mówcą czy show men-em by tak występować. Można jak ja pisać bloga czy wydać książki. Kilka warsztato-świadectw miałem a za jakiś czas chciałbym to bujnąć dalej. 
Wiem że dla wielu może to być stres i dodatkowe zajęcie nie do przeskoczenia, sam się zmuszam do wystąpień publicznych bo szczekanie w internecie przychodzi mi łatwiej ;-) 

Kolejny znany mi sposób to świadectwo życia. Wiesz, zakochałem się w słowach Jezusa, zwłaszcza tych "Po owocach ich poznacie" nic dodać nic ująć. Jak ktoś chce mi sprzedać jakąś ideologie lub o zgrozo... pouczyć ;-) to badam jego owoce... Ok, zabrzmiało to dwuznacznie :-D 

Oczywiście chodzi mi o życiowe owoce, o jego stan ducha i materii. No na przykład jak kiedyś bywałem stałym bywalcem knajp i "za sklepem" (nie wiem jak to odmienić) to jeden przez drugiego miał milion pomysłów na biznes a szef każdego z nas był idiotą! 
Tyle że owocami "idioty" był wielki dom, super auta i firma warta miliony a owocami "biznesmenów" otwarty zeszyt w knajpie i sprane dżinsy... 

Dlatego uważam że nawet skuteczniejszym świadectwem nie jest to mówione a to jak żyję. Jak bym miał to ubrać w zdanie to ŻYJ TAK BY INNI SAMI PYTALI JAK TO ROBISZ. To już wychodzi mi różnie ;-) ideałem nie jestem i nie będę bo jestem za słaby. Ideał to mój kierunek.

Idąc dalej, na mitingu każdy jest tak samo ważny bo mimo że picie wyglądało na ogół podobnie u każdego, zachowania alkoholowe były już niemal identyczne, to każdy z nas ma pewne cechy różniące (wbrew pozorom ludzie od ludzi nie różnią się tak bardzo)

Chodzi o to że czasami przyjdzie osoba która nie chce pić a jest z natury zamknięta w sobie. Taki ktoś może bać się podejść do gaduły jak ja i woli iść do kogoś kto się nie odezwał na głównej części mitingu a należy pamiętać że miting trwa od momentu kiedy dwóch alkoholików ze sobą zacznie gadać czy to przy parzeniu kawy czy w toalecie czy na przerwie. Sam uwielbiam te nie oficjalne części mitingu AA :-) 

Stąd uważam że każdy sposób jest dobry by pomóc bo walka nigdy nie toczy się o jedną duszę a o kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt. Pamiętaj że to efekt domina.


Sukcesy i porażki w posłaniu. Po pierwsze samo słowo sukces i porażka należy traktować z dystansem. Wygrana i przegrana zawsze znajduje się w ramach ustalonych zasad, zupełnie jak w sporcie. W wyścigu rowerowym ktoś kto dojedzie do mety pierwszy na motocyklu nie wygra a zostanie wywalony na zbity pysk... 

Wystarczy zmienić zasady lub chociaż punkt widzenia i widok na podium może ulec radykalnej zmianie. Każdą natomiast przegraną, czy też porażkę można traktować jako naukę, jako środek do celu a więc składową sukcesu. Nie ma szans żeby cokolwiek w życiu osiągnąć bez nauki na błędach. 

Wracając do tematu, dla mnie największą "porażką" niesienia posłania było przekonanie o tym jaki jestem wielki. W terapii poszło mi dobrze, ba bardzo dobrze. Miałem świadomość tego że gadka mi idzie, trzeźwienie też dość dobrze. Po założeniu grupy AA i jej prowadzeniu zacząłem czuć się jak półbóg. Może nie traktowałem ludzi z góry to jednak sam nie umiałem się przyznać do tego że mam trudności w życiu.

Nie mogłem, przecież jak? Ja? Taki autorytet, mam zwieść innych? Takie było moje myślenie. Jak łatwo się można domyśleć nie skończyło się to dobrze. Nie zapiłem ale odchorowałem ciężko. 
Nie tylko taka pycha mi towarzyszyła. Bywało że będąc przebudzonym duchowo czułem się lepszy od innych. To akurat nie podobało mi się bo dość szybko się na tym łapałem. Jednak pozbyć się tego przekonania nie było łatwo. 

Z biegiem lat kiedy moje pijackie życie zaczęło zsuwać się do odleglejszej pamięci a obecne coraz bardziej układać też powstaje pewne niebezpieczeństwo pychy. Po prostu zapomina wół jak cielęciem był... Chodzi o to że dzisiaj na dużą część moich i cudzych problemów dość szybko znajduje rozwiązanie. Nie zawsze i nie zawsze celne ale jednak. Natomiast łatwo mi zapomnieć że tak kiedyś nie było!

Tu akurat kontakt z początkującymi na drodze trzeźwości pomaga mi najbardziej. Dość szybko można popełnić błąd otaczając się weteranami trzeźwienia i być zdziwionym że ktoś sobie nie radzi w podstawowych rzeczach. Mało tego, powiem że to właśnie rzeczy oczywiste w pierwszej kolejności wychodzą z głowy tym z najdłuższym stażem abstynencji. Sam na czas pisania tego tekstu mam 7 i pół roku bez % i wiem jak bardzo mi są potrzebne świadectwa osób z mniej niż rokiem abstynencji. Stąd powiedzenie że nauka w AA zawsze działa w dwie strony. Zresztą nie tylko w AA.

Skupmy się jednak na "porażkach". Sam mam świadomość że większości z osób która trafia na tego bloga nie udaje się od razu wytrzeźwieć. Widzę po statystykach że czasami jest lepiej a czasami gorzej (ogólnie coraz lepiej) Bywa że z partyzanta komuś daje świadectwo. Na przykład kiedy mnie jakiś żurek pyta o drobne to jak mam czas i jest w miarę trzeźwy, siadam na pogaduche dając mu świadectwo mojego życia. 

Jakiś czas temu kiedy byłem w szpitalu zagadał mnie bezdomny i tam usiedliśmy na schodach i pogadaliśmy sobie. Wiem że jeden i drugi dalej na razie pije. Ale nie o to chodzi.
Chodzi o zasianie ziarna! Wiem że taka osoba w krytycznym momencie przypomni sobie o mnie, o blogu, o jakimś jednym marnym zdaniu w stylu "Można nie pić i można naprawdę żyć"

Normalne że większości ludziom nie udaje mi się pomóc ale co z tego? Pewnie że super kiedy piszecie do mnie i mówicie że już nie pijecie! Są takie listy. Ale cały ten projekt Bez Zniewolenia nie jest jedyną słuszną drogą. Bez Zniewolenia to bufor między tymi dwoma światami. Pierwsze koło ratunkowe które ma za zadanie pokazać kierunek. Zawsze przekazuję pałeczkę dalej, do AA lub terapii. Oczywiście jeżeli ktoś chce to jestem drogą email z tą osobą w czasie pierwszych miesięcy czy dłużej. 

Nie męczy mnie to bo pamiętam że to efekt domina :-) 

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Po raz kolejny o tym samym...

Pixabay



Witajcie kochani, przepraszam że piszę po raz kolejny o rzeczach oczywistych ale mam wrażenie że o nich zapominamy najczęściej a może tylko ja tak mam. Może ja, tylko zawsze pisze do siebie a ty to po prostu czytasz i bierzesz to co akurat chcesz... kto wie.
Dzisiaj nie będzie o tym co mi wyszło.

Wiesz, możesz wierzyć lub nie ale ja naprawdę miałbym w życiu czego żałować. Spieprzone dorastanie, rzucone studia, masa ran przyjętych i jeszcze więcej zadanych, milion pomysłów na siebie i prawie nic nie zrealizowane. Nie będę wymieniał całego syfu w którym byłem bo było o tym na blogu i w książkach. Oczywiście nie napisałem i nie napisze wszystkiego :-P pewne rzeczy nie są na forum.

Tak czy siak, było tego dużo nawet w trzeźwym już życiu. Od siedmiu lat również popełniłem masę pomylonych decyzji. Konsekwencje były różne, nieraz małe innym razem poczułem je w każdej komórce ciała i zakamarku ducha. Wiesz jak źle wbiję gwóźdź w belkę to mogę go wyrwać i wbić dobrze. Jednak dziura w drewnie już zostanie...

Mam naturę optymisty ale sądzę że dość twardo stąpającego po ziemi (to akurat proces trzeźwienia który trwa i mam nadzieje będzie trwał) Więc ze względu na naturę nie żałuje niczego, nie żałuję bo nie cierpię użalania się nad sobą. To nie poczucie winy, ono bywa nawet kojące bo daje czasami poczucie sprawiedliwości i refleksje.

Użalanie się nad sobą to wyrafinowana sztuczka ego. Oczywiście że czasami ego wymyka mi się z pod kontroli, albo zwracam na siebie uwagę błyskając jak tylko potrafię albo rzadziej poprzez "menczenictwo".

Miało być krótko wyszło jak zawsze... Wracając do sedna.

Kochani, mam czego w życiu żałować ale jak już żałuję to żałuję tylko tego czego nie zrobiłem. I nie mam tu na myśli zaspokajania swoich chorych pożądań i pragnień, bo to droga do nikąd, to wiecznie nie nasycona Hydra. Wiem coś o tym...

Chodzi mi o to że chciałbym kogoś przeprosić, komuś wybaczyć. Chciałbym kogoś przytulić i komuś podziękować. Chciałbym iść inną drogą zawodową, mieć większą rodzinę, chciałbym się wtedy (...) nie poddać, nie uciec itd. Oczywiście dużo jeszcze przed mną. Sam często powtarzam że jedyne ograniczenia są we mnie.
Jednak mądry cytat na tle facebooka a życie to dwie różne sprawy.

Uwierz mi że jeżeli już nie przyszedł to prędzej czy później przyjdzie dzień w którym będzie już za późno. Niestety ale pewnego ranka obudzę się i stwierdzę że w jakieś kwestii jestem już w czarnej dupie, wiek, zdrowie czy inne możliwości też mają ograniczenia. Oczywiście na pewne rzeczy jest zawsze czas chociaż w końcu i on się skończy.

Może ten tekst nie jest optymistyczny ale i życie takie zawsze nie jest. Chciałby Ci, a może tylko sobie, powiedzieć abyś nie zwlekał, abyś szedł i działał, abyś kochał i dał się kochać...

Po za tym to matematyczna duchowość. Nawet najbardziej paskudna decyzja może Cię czegoś nauczyć i doprowadzić do dobrych decyzji. Ale niepodjęta decyzja nie nauczy Cię niczego prócz żalu. Zapamiętaj to proszę.

Sylwek

sobota, 3 grudnia 2016

Świąteczny poradnik zakupowy

Pixabay


Stara mądrość ludowa mówi że kto na wiosnę sieje, latem zbiera w zimie ma co jeść. Każdy inwestor wie że najpierw trzeba dać by później mieć większe szanse na zebranie. Takie uniwersalne prawo przyczyny i skutku. Wczoraj wracając autem do domu, naszła mnie taka fabuła, rozmowa dwojga rodziców. Nie jestem pisarzem fabularnym więc jest to gniot ;-) ale poczytaj. Jak nie masz pomysłu na prezent świąteczny to może będziesz wiedział co zrobić... Jest to wymyślone ale sądzę że można takie historie spotkać w życiu.

W szkole tuż po wywiadówce rozmawiają dwie mamy kilkunastoletnich młodzieńców.

Ach, jak ja tęsknie za moim dzieckiem kiedy było małe. Był taki wesoły, taki żywy. 
Co prawda dawał czasami w kość ale wiesz, kupiłam tablet, kupiłam smartfon, później też komputer. Pakiet telewizji dziecięcej. 

Nie było chłopca... 

Jaki ja miałam spokój. Mogłam się zająć karierą. 
A dziś? Wiecznie jakieś  problemy, to się nie uczy, to pyskuje, chodzi na wagary a w kieszeni znalazłam zapalniczkę i jakiś luźny tytoń czy coś. Miał wszystko i tak mi zapłacił za to! Życie jest nie sprawiedliwe.

Na to odpowiada jej druga mama:

Oj tak, dzieci... Pamiętam że nie przelewało się nam kiedy były małe. Mąż dużo pracował by wystarczyło nam do dziesiątego. Nie mieliśmy pieniędzy na prezenty świąteczne, więc sami je zrobiliśmy. Klocki z drewna i gry planszowe.  W "Chińczyka" zrobionego z kapsli i pudełek gramy do dziś. Mimo że już nas stać na dużo, to mamy sentyment do tych  starych szpargałów. 

A co z dziećmi? Pyta pierwsza mama.

Z dziećmi? Są kochane :-) 

Czasami mam wrażenie jak by ich nie było...

środa, 30 listopada 2016

Konsekwencja popłaca

Pixabay


To już trzy lata :-)
Tak, właśnie dzisiaj mijają trzy lata od opublikowania pierwszego artykułu na stronie Bez Zniewolenia.

Jakie wnioski po tym czasie? No piszę i pisać będę :-) daje mi to kupę frajdy i pomocy dla mnie i dla czytelników którzy takiej chcą. Co prawda ostatnio więcej czasu poświęcam na odpisywanie na listy (pierwsza pomoc jest dla mnie najważniejsza, artykuły na drugi plan) no i mój obecny cel numer jeden a więc budowa domu. Planuję i buduję sam (no z pomocą kolegi i kiedy naprawdę trzeba ekip) 75% to moja krew, pot i łzy :-)

Jakie plany na przyszłość? Obiecałem sobie że zamieszkam w własnym domu przed ukończeniem 35 roku życia. W nadchodzącym 2017 wybijają mi 34 wiosny i na wakacje wprowadzka :-)

Obiecałem sobie również że przed czterdziestką kończę z pracą fizyczną. Mam jeszcze sześć lat a więc sporo czasu :-) w przyszłym roku w lipcu pielgrzymka do Częstochowy w podziękowaniu za wszystko co mi się wydarzyło w ostatnim roku.

Co z pisaniem? Chcę wydać w końcu trzecią książkę ale pod imieniem i nazwiskiem, z racji zmiany filozofii i stylu życia, trochę też pisania. Wówczas czeka mnie sporo pracy z promocją.

Chciałbym rozbujać warsztaty (kilka miałem w tym roku) myślę że nie będzie kłopotu bo kontakty mam uruchomione :-)
Na blogu też może odpalę skype (w nowym domu znalazło się miejsce na samotnie/czytelnie/biuro :-) )

Być może wejdę też na youtube. Na pewno nie wszystko na raz.
Jednak z doświadczenia wiem że konsekwencja popłaca :-)
Na ale jak mówi stara mądrość ludowa: "Chcesz rozśmieszyć Boga? Opowiedz mu o swoich planach" ;-)

Co wieczór proszę kapitana by mnie prowadził i gdzie mnie zaprowadzi nie wiem, po za tym że zaprowadzi mnie dobrze, życie zaskakuje ale póki co jest coraz lepiej :-)

No i najważniejsze, Wasze polubienia, udostępnienia, listy i komentarze nie tylko mnie motywują ale pocztą pantoflową te teksty trafiają dalej.
Stąd bardzo istotna jest też wasza aktywność i nie po to bym został celebrytą a po to by chociaż rykoszetem jakaś zbłąkana dusza otrzymała promień nadziei, powiew świeżego powietrza. Dlatego też kochani w przyszłym roku liczę na więcej, liczę i proszę was o ile uznacie za stosowne, byście pomogli mi dotrzeć do jak największej ilości osób, sam nie dam rady.



Jeszcze raz dziękuje że jesteście, bez was to wszystko było by niczym, Sylwek.

środa, 23 listopada 2016

Z wiekiem człowiek słyszy gorzej, ale słucha lepiej...



Mam tak i chyba większość też a może i nie ;-) że z wiekiem słucham lepiej. To znaczy nie zawsze ale ogólnie coś w tym jest...

No bo tak, jak oglądam jakiś film czy czytam książkę i za jakiś czas, kilka miesięcy innym razem lat wracam do tej samej treści i okazuje się że widzę czy słyszę więcej i lepiej. Znasz to uczucie? Podziel się w komentarzach. 

Na przykład weź ten kawałek: 

"Mam tę moc" Kraina lodu

Jak byłem w kinie z rodziną na tym to na refrenie wymiękłem ale mój umysł a może duch nie ogarnął reszty tekstu. Oczywiście cały film to arcydzieło i coś więcej niż śmieszny bałwan... 
Kilka dni temu jadąc autem puścili to w radiu no i pękłem. 

Ciarki zalały mnie całego , to chyba też większość zna, albo muszę iść do lekarza ;-) A jak wsłuchałem się w słowa to już w ogóle jazda. Weź taki zwrot "Rozpalę to co się tli" ... Nie no obłęd :-D

Do rzeczy, jest na świecie sporo takich książek, filmów i innych tekstów które po latach czytam i myślę sobie: kurna to tam było? No niby to samo a jakoś inaczej? Lepiej?

Jak tak masz oznacza to dwie rzeczy i to jest dobra i bardzo dobra wiadomość :-) 
Po pierwsze, czytasz i oglądasz wartościowe rzeczy, więc jest dobrze.
Po drugie, rozwijasz się, twoja empatia, wrażliwość, spostrzegawczość idzie w dobrym kierunku a to jest już bardzo dobre :-) 

Jeżeli nie znasz kompletnie tego uczucia to cóż albo pieprze głupoty co może być prawdą :-) albo zmień już kanał ;-) 

P.S. A może by tak nowym okiem spojrzeć na świat? Na swoją pracę, na rodzinę i przyjaciół? Na siebie... w końcu masz tę moc :-)

Miłego, Sylwek 

piątek, 18 listopada 2016

12 kroków AA "Krok 11. Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do coraz doskonalszej więzi z Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas, oraz o siłę do jej spełnienia."





Jak bardzo istotna jest więź z Siłą Wyższą to już chyba wiemy, było sporo na ten temat w poprzednich krokach więc nie będę się rozpisywał. W ogóle ten artykuł będzie mało teoretyczny bo ten krok mimo że skłania do refleksji potrzebujesz przerobić sam, bez moich wypocin ;-)

Jak medytujesz?

Kiedy mówi się medytacja niemal od razu wpada mi do głowy obraz mantrującej osoby w jaskini... Oczywiście nie wybieram się do jaskini, wolę przedmieścia ;-)
Jednak nie trzeba tak bardzo wybiegać. Ogólnie medytacja to rodzaj odprężenia, również wizualizacji.

Nawet kiedy wspominasz cafe latte w cieniu z wakacji to w pewnym sensie medytujesz. Taki rodzaj wspomnienia który Cię odpręża jest medytacją. Oczywiście gnicie we wspomnieniach do niczego dobrego nie prowadzi. Jednak takie wyciszanie umysłu daje sporo.
Można również wyobrażać sobie fikcyjne miejsca i doświadczenia... ciekawe o czym pomyślałeś w tym momencie ;-D

Oczywiście skrajne rozmarzanie się to nie medytacja. Bujanie w chmurach to niedojrzałość a tego trzeźwiejący alkoholik stara się oduczyć. W medytacji chodzi tylko i wyłącznie o odprężenie umysłu i twórcze myślenie. Bycie w tu i teraz to dość trudna sztuka zwłaszcza dla ludzi żyjących w pędzącym świecie, czyli ogólnie dla nas. Sam próbowałem różnych technik od kontroli oddechu czy afirmacji po buddyzm. Czy się komuś podoba czy nie, na mnie najlepiej zadziałało oddanie się Jezusowi w takim akcie : kliknij mnie :-)

Dla mnie medytacja to rozmyślanie po zatrzymaniu potoku nie ogarniętych myśli. W mojej głowie dzieje się sporo i nie zawsze są z tego jakieś korzyści ;-) Jednak od czasu kiedy zacząłem coraz więcej oddawać Sile Wyższej jest mi znacznie łatwiej kontrolować własne myśli.
Tu akurat faceci mają łatwiej od Pań, gdyż potrafimy skupić się na jednej czynności a nie potrafimy na wielu. Co nie oznacza że kobieta nie może wyrobić w sobie spokoju. Trening czyni mistrza bez względu na płeć (choć nie w każdej dziedzinie na korzyść i mężczyzn i kobiet)

Medytacja to również czytanie siebie. Czytanie oznak z ciała gdzie znaaaaczna część dolegliwości to psychosomatyka a więc zaduszone traumy. Czytanie własnych motywów o czym było w poprzednich krokach. Analiza własnego dnia do której jeszcze wrócę.

A więc jak medytuję? W prosty sposób, starając się unikać teoretyzowania o które dość łatwo, rozmyślam nad jakimś tekstem. Kto go napisał, po co, dlaczego. Chociaż przed wszystkim jak bardzo mogę odnaleźć tam siebie. Jaki to może być tekst? Właśnie tekst modlitwy ale też nie koniecznie. Ale o tym za chwilę :-)

Jak się modlisz?

Modliłem się kiedyś wyłącznie na pandę, czyli panda, Pan da.
Daj mi, daj mi, daaaaaaj mi!!!!
Dzisiaj również proszę ale najpierw dziękuję za wszystkie łaski a bądź co bądź jest ich sporo. Przepraszam za grzechy (grzech znaczy nie trafić do celu, zejść ze ścieżki miłości) co zdarza mi się bardzo często...

No kiedy już poproszę a proszę o grube sprawy i pierdoły, dopowiadam Niech się dzieje wola Twoja. Dopowiadam i staram się tej zasady trzymać w życiu. Nie będę się rozpisywał o tym było sporo przy okazji innych kroków jednak dopowiem tylko że Bóg to wspaniały, kochany rodzic. Tak bardzo mnie i każdego z nas kocha i szanuje że pozwoli wejść w każde łajno, każde doświadczenie. Jednak też tak bardzo kocha i szanuje że wszystkiego mi nie da.

Podam analogię, moja córka ma 9 i pół roku, jeżeli poprosi mnie o kanapki to czasami zrobię a czasami pełen miłości odpowiem: nie chce mnie sie, zrób so sama ;-) jest na tyle dojrzała że nie obawiam się o nią kiedy posługuje się nożem w kuchni. Kiedy miała trzy latka i mówiła : tato, tato, daj mi nuś (nóż) oczywiście odpowiadałem nie!

Bóg również wie co jest dla mnie dobre w danym momencie i czasami na moje prośby mówi nie. Trzeba pokory żeby to zaakceptować, w przeciwnym razie będę tupał nogami jak rozkapryszony bachor, co mi się zdarza na szczęście już nie tak często :-)

Modlitwa to dla mnie rozmowa z Siłą Wyższą, która często daje mi znaki w prawdziwym życiu. Nie jest tak że swędzi mnie lewe kolano a ja myślę co mi Wielki chce powiedzieć. Nie jest też tak że objawia mi się na chmurce... Ale na przykład w różnych tekstach, zdaniach, sytuacjach czy ludziach daje o sobie znać. Czasami baaaardzo wyraźnie o czym też już pisałem.

Jak łączyć modlitwę i medytację?

Poniżej jest kilka tekstów chrześcijańskich i nie tylko. Wszystkie są moim zdaniem genialne. Postaraj się spokojnie delektować każdym zdaniem. Rozkładać je na czynniki pierwsze zawsze odnosząc je do siebie, do swojej osoby, do własnego życia.

Ważna rzecz. Są one bardzo dużym wyzwaniem, na przykład ten trzeci "Jeżeli zdołasz" jest chyba  odbiciem samego Stwórcy, czystej miłości. Ja odnajdę się może w jednym, dwóch zdaniach. Mógłbym dostać frustracji i porzucić to wszystko bardzo szybko... Daleki jestem od ideału.

Druga sprawa, w Biblii pojawia się tekst o soli dla ziemi. Nie ważne jak bardzo by się starać, kawałek ziemi gdzie jest sól jest taki że nic tam nie wyrośnie. Teolodzy twierdzą że my mamy w sobie takie coś. Nie ważne jak się starasz, nie ważne jak prosisz. Bóg nie zabierze Ci jakiejś wady tylko po to byś przy nim był. To wspaniała nowina! Nie dość że mnie kocha to jeszcze z wadami.

Oczywiście nie chodzi o to by trwać świadomie w wygodzie tych wad.
Po prostu dopóki idziesz w kierunku miłości jesteś zwycięzcą i to nie ważne że czasami rozglądasz się na boki, że czasami dajesz krok na przód a dwa w tył. Dopóki idziesz w stronę światła wygrywasz.

Dość teorii, odpręż się, skup i módl się medytując nad każdym zdaniem :-)

Czy tę najpopularniejszą modlitwę wnoszę również w praktyce w życie codzienne?

Ojcze Nasz (Modlitwa Pańska)

Ojcze nasz, któryś jest w niebie

święć się imię Twoje;

przyjdź królestwo Twoje;

bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi;


chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj;


i odpuść nam nasze winy,
jako i my odpuszczamy naszym winowajcom;


i nie wódź nas na pokuszenie;
ale nas zbaw od złego.


Amen. 



Jak bardzo ta modlitwa jest mi bliska w codziennym życiu?

Modlitwa św. Franciszka z Asyżu
Panie, uczyń mnie narzędziem Twojego pokoju
Abym siał miłość tam, gdzie panuje krzywda
Jedność tam, gdzie panuje zwątpienie
Nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz
Światło tam, gdzie panuje mrok
Radość tam, gdzie panuje smutek
Spraw abym mógł
Nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać
Nie tyle szukać zrozumienia, co innych rozumieć
Nie tyle szukać miłości, co kochać
Albowiem, dając – otrzymujemy
Wybaczając – zyskujemy przebaczenie
A umierając – rodzimy się do wiecznego życia.

Czy jestem podobny do tego człowieka?


      Jeżeli zdołasz zachować spokój, 
      chociażby wszyscy go stracili, ciebie oskarżając;
        Jeżeli nadal masz nadzieję, chociażby wszyscy o Tobie zwątpili, 
        licząc się jednak z ich zastrzeżeniem;
      Jeżeli umiesz czekać bez zmęczenia, 
      jeżeli na obelgi nie reagujesz obelgami, 
      jeżeli nie odpłacasz na nienawiść nienawiścią, 
      nie udając jednakże mędrca i świętego;
        Jeżeli marząc - nie ulegasz marzeniom; 
        Jeżeli rozumując - rozumowania nie czynisz celem;
      Jeżeli umiesz przyjąć sukces i porażkę, 
      traktując jednakowo oba te złudzenia,
        Jeżeli ścierpisz wypaczenie prawdy przez Ciebie głoszonej, 
        kiedy krętacze czynią z niej zasadzkę, by wydrwić naiwnych 
        albo zaakceptujesz ruinę tego, co było treścią twego życia, 
        kiedy pokornie zaczniesz odbudowę zużytymi już narzędziami;
      Jeśli potrafisz na jednej szali położyć wszystkie twe sukcesy 
      i potrafisz zaryzykować, stawiając wszystko na jedną kartę, 
      jeśli potrafisz przegrać i zacząć wszystko od początku, bez słowa, 
      nie żaląc się, że przegrałeś;
        Jeżeli umiesz zmusić serce, nerwy, siły, by nie zawiodły, 
        choćbyś od dawna czuł ich wyczerpanie, 
        byleby wytrwać, gdy poza wolą nic już nie mówi o wytrwaniu;
      Jeżeli umiesz rozmawiać z nieuczciwymi, nie tracąc uczciwości 
      lub spacerować z królem w sposób naturalny,
        Jeżeli nie mogą Cię zranić nieprzyjaciele ani serdeczni przyjaciele; 
        Jeżeli cenisz wszystkich ludzi, nikogo nie przeceniając;
      Jeżeli potrafisz spożytkować każdą minutę, 
      nadając wartość każdej przemijającej chwili;

      Twoja jest ziemia i wszystko, co na niej 
      i co - najważniejsze - synu mój - będziesz Człowiekiem.

Jak bardzo moje życie przypomina Deziderate?

  Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu - pamiętaj jaki pokój może być w ciszy. Tak dalece jak to możliwe nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi. Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchaj też tego co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swoją opowieść. Jeśli porównujesz się z innymi możesz stać się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie.

     Ciesz się zarówno swymi osiągnięciami jak i planami. Wykonuj z sercem swą pracę, jakakolwiek by była skromna. Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu. Zachowaj ostrożność w swych przedsięwzięciach - świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech ci to nie przesłania prawdziwej cnoty, wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu.

     Bądź sobą, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć: nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa. Przyjmuj pogodnie to co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości. Rozwijaj siłę ducha by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.

     Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa, masz prawo być tutaj i czy jest to dla ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki jaki być powinien.

     Tak więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz i czymkolwiek się zajmujesz i jakiekolwiek są twe pragnienia: w zgiełku ulicznym, zamęcie życia, zachowaj pokój ze swą duszą. Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami ciągle jeszcze ten świat jest piękny. Bądź uważny, staraj się być szczęśliwy.



Kiedy los wywraca się do góry nogami, kiedy uważasz że Bóg jest nie sprawiedliwy:

Może to dobrze, a może to źle?



Kiedyś żył sobie pewien farmer, który uprawiał ziemię. Pewnego dnia przyszedł do niego sąsiad i powiedział:
- Zobacz! Twoje pole zostało stratowane, mnóstwo plonów jest zniszczonych. Źle się dzieje sąsiedzie.
Farmer odpowiedział na to ze spokojem:
- Może to i źle, może to i dobrze.

Następnej nocy farmer wysłał na pole swojego syna, aby ten zbadał sprawę i dowiedział się co lub kto powoduje takie straty. Syn zaczaił się w krzakach i zobaczył, że powodem strat jest piękna klacz! Pochwycił ją więc i przyprowadził do stodoły. Wszyscy we wsi mu zazdrościli:
- Jakże pięknego konia Pana syn złapał! Pan to ma szczęście!
Farmer skwitował to mówiąc:
- Może to i dobrze, może to i źle.

Po kilku tygodniach koń uciekł i zniknął gdzieś w lesie. Sąsiedzi znów to skomentowali:
- Pan to ma pecha, teraz ani porządnych plonów, ani konia. Trzeba było go lepiej pilnować!
Farmer spokojnie odpowiedział:
- Może to źle, a może to dobrze?

Nazajutrz klacz powróciła do właściciela, tym razem jednak za nią przybył też zwabiony jej urokiem potężny ogier!
- Pan to ma szczęście! Teraz masz Pan dwa konie, jesteś bogaty!
- Może to i dobrze, a może to i źle.

Syn farmera postanowił ujeździć ogiera, ten jednak nieprzywykły do siodła stanął dęba i zrzucił chłopca na ziemię. Pech chciał, że chłopak złamał nogę i nie mógł pracować. Sąsiedzi zbiegli się przerażeni:
- Tyle cierpienia w tym domu! Taki pech! Co wam po koniu, jak chłopak ma teraz nogi połamane?
Farmer wzruszył ramionami:
- Nie wiem czy to dobrze, czy to źle.

Wkrótce potem wybuchła wojna i król zażądał, aby wszystkich młodych mężczyzn wcielić do wojska. Gdy przybyła komisja poborowa zabrali wszystkich chłopców, oprócz syna farmera, który miał złamaną nogę. Sąsiad na to:
- Wy to macie szczęście. Moich synów zabrali i nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek ich zobaczę, a Pana dzieci w spokoju w domu siedzą.
- Może to i dobrze, może to i źle.

Kiedy się dołujesz, kiedy się nakręcasz:

Pewnego wieczoru stary Indianin z plemienia Cherokee opowiadał swojemu wnukowi o walce, która toczy się w jego wnętrzu.
Powiedział:
"To walka pomiędzy dwoma wilkami.
- Jeden z nich jest zły: złość, żal, pretensje, pazerność, arogancja, poczucie winy, kłamstwa, zawiść, nieuczciwość, rozczulanie się nad sobą, pycha, wygórowane lub zbyt niskie poczucie własnej wartości, ego...
- Drugi jest dobry: radość, pokój, tolerancja, miłość, nadzieja, troska o innych, życzliwość, empatia, hojność, prawda, współczucie i wiara".

Wnuk chwilę się nad tym zastanawiał, w końcu zapytał: "Który wilk wygrywa?".
Stary Indianin odpowiedział po prostu:
"Ten, którego karmię".


Na koniec przeczytaj ten artykuł : Czytasz ale po co?

środa, 2 listopada 2016

12 kroków AA, krok dziesiąty "Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny z miejsca przyznając się do popełnionych błędów"


Pixabay

W naturze występują dwa rodzaje kacu, kaca (jak się to właściwie odmienia?)

Kac fizyczny, znany chyba wszystkim czytelnikom tego bloga... Jak również kac duchowy, inaczej jak nazywa się go AA kacem uczuciowym a w terapii emocjonalnym. Ten drugi, kac moralny jest znany na pewno wszystkim czytelnikom tego bloga.

Co jest jego powodem? O ile zwykły kac to objawy zatrucia (przedawkowania) alkoholowego to kac moralny jest objawem naszych rozbujanych emocji. Zawsze tych nieprzyjemnych czy też złych, emocji, uczuć i najważniejsze zachowań.

Alkoholik pije bo ma problemy, ma problemy bo pije. To jest błędne koło gdzie mieszanką paliwową są wyrzuty sumienia i alkohol. Ta mikstura zawsze sprowadza ludzi na manowce.

Co jest najlepsze na kaca fizycznego? Oczywiście klin "Czym się zatrułeś tym się lecz" Rzecz jasna to najgorsze wyjście! Przynosi szybko efekt który jest jednak krótkotrwały i nie prawdziwy.

Co jest najlepsze na kaca moralnego? Użalenie się nad sobą... Przynosi to krótkotrwałą ulgę ale nie rozwiązuje problemu / źródła smutku.

Mój dziadek mówił że najlepszym lekarstwem na kaca jest dzień wcześniej nie pić :-)
Jeszcze do połowy 2009 roku była to dla mnie jakaś abstrakcja. Dzisiaj wiem że miał racje ;-)

Kac moralny jest taki sam, najlepszym lekarstwem na niego jest dzień, godzinę czy jeszcze mniej nie hodować i nie pielęgnować w sobie nieprzyjemnych uczuć, emocji i myśli. Oczywiście należy zacząć od tych ostatnich bo na nie mamy największy wpływ, reszta jest skutkiem przyczyny...

Tak naprawdę dopiero od tego kroku zaczynasz dzień po dniu czytać książkę którą jesteś Ty sam. Nie jest to łatwe, zwłaszcza na początku ale jak się przekonasz konieczne. Oczywiście nie ma się co zniechęcać, po jakimś czasie wchodzi to w krew i nie zauważasz już "przymusu" analizowania siebie a korzyści z tego płynące przyćmiewają wszystkie jego "wady".

Jak zacząć? Na początek może to być raz w tygodniu (rzadziej odpada bo nie będziesz pamiętał całego miesiąca) Znajdź sobie jeden dzień tygodnia w którym możesz usiąść sam, bez radia i tv z wyłączonym telefonem.

Przeleć w myślach tydzień, zbadaj to co Cię zezłościło a co uszczęśliwiło. Zadawaj sobie pytania "Dlaczego tak się zachowałem?" , "Czy mogłem zrobić coś inaczej, czy może powinienem nic nie robić?". Zawsze staraj się wczuć w rolę innej osoby ( tu akurat Panie mają znaczną przewagę nad mężczyznami, taka Wasza natura :-) )

Badaj czy nie ulegasz racjonalizacji, usprawiedliwianiu się itd. Kto jak kto ale osoby uzależnione świetnie potrafią się wybielać. Tego należy się wystrzegać, bo albo staniesz w miejscu albo zawrócisz (w sumie to jedno to samo)

Kolejną rzeczą na jaką należy uważać przy usprawiedliwianiu się jest nazywanie własnego gniewu usprawiedliwionym. Teraz coś nowego : NIGDY NIKT CIĘ NIE ZDENERWOWAŁ, TO TY SAM SIĘ ZDENERWOWAŁEŚ. Więcej na ten temat pod tymi linkami:

Jak sobie radzić z trudnymi ludźmi? Czyli po co mi wredny sąsiad?

Jak uczyć się na błędach? Czyli co robić kiedy wszystko się wali?


Na podsumowanie jeszcze dwie sprawy, analizy dokonuj na początku raz w tygodniu, później w sposób dość naturalny będziesz ją robił co wieczór podczas modlitwy i medytacji. Jeszcze później z miejsca  lub z małym opóźnieniem będziesz szukał odpowiedzi, dlaczego tak a nie inaczej się zachowałeś. Jest to niezwykle ważne bo bez wglądu w siebie Twoje życie jest dziełem nie świadomych zdarzeń które nazywasz pechem...

Druga sprawa, kiedy wejdzie Ci w krew analiza własnych motywów i zachowań odkryjesz masę pozytywów z tego płynących. Staniesz się bardziej lubiany, życie Ci się zacznie układać, może i awans lub podwyżka. Naprawdę, zacznie się dziać dużo dobrego w Twoim życiu jeżeli będzie ono pokorne. Po pewnym czasie może się pojawić przekonanie że to wszystko Twoja zasługa... Mi się takie coś pojawiło i pojawia do tej pory. Bywam paskudnie pyszny i jak się na tym złapie to za głowę się chwytam...

Rozwój osobisty i jego owoce były pożywką dla mojego ego jednak w środku czułem się nadal pusty. Z wielkim trudem około roku temu przyznałem że to zasługa bardziej Boga niż moja. Wszystko a więc trzeźwość, rodzina i sukcesy są jego zasługą. Porażki są wtedy kiedy chcę żyć po swojemu. Trąca fanatyzmem? Może tak, a może to Twoje ego nie chce oddać chwały Sile Wyższej? Przemyśl to :-)

Ja próbowałem wszystkiego i to okazało się najlepszym rozwiązaniem by pokorne zachowanie było częścią mojego życia a nie tylko środkiem do pompowania własnych ambicji.

Miłego :-)

Jak uczyć się na błędach? Czyli co robić kiedy wszystko się wali?


Pixabay
Poniżej fragment książki "Kurs realizacji marzeń" tydzień 10.

Pierwszego dnia odpowiedz sobie na pytanie czy cierpienie oddala Cię od szczęścia?

Wiecie, każda grypa zaczyna się od objawów przeziębienia. Kaszel, katar czy ogólne zmęczenie nie są złe. One są informacjami, wskazówkami. Ból fizyczny, przecież zdecydowana większość z nas nie lubi go odczuwać, to oczywiste! Ale czy chcielibyśmy się go pozbyć? Jakie było by życie bez bólu? Wspaniałe myślisz? Pomedytuj dziś nad tym.

Drugiego dnia spisz kilka rzeczy które powodują że cierpisz. Brak zdrowia, pieniędzy czy przyjaciół lub ukochanej/ukochanego? 

Teraz mały szok, życie bez cierpienia to życie bez rozwoju. Jeżeli przywalisz sobie młotkiem w palec, to po to Cię ten palec boli abyś wiedział że coś się zadziało. Sądzę że ból wielokrotnie uratował Ci jakąś część ciała, przykładowy palec w końcu został by amputowany i to może przy łokciu, gdybyś nie zainterweniował. Naturalny stan ludzki to nie odczuwanie bólu, to oczywiste i zapewne się ze mną zgadzasz. Ale co z emocjami i uczuciami. 
Jak często próbujesz walczyć z życiem duchowym które podobnie jak ból fizyczny próbuje ci coś przekazać? Kiedy boli cię ciało, sprawdzasz co się dzieje, idziesz do lekarza, bierzesz tabletkę. W życiu emocjonalnym w większości bierzemy tabletkę w postaci alkoholu, seksu, zakupów, zwykłego narzekania, użalania się nad sobą i całej reszty odwracaczy uwagi od "problemu". Wymienione rzeczy nie są złe ale nie rozwiążą sprawy, tylko ją pogorszą. Więc zrozum proszę że masz wpływ na życie, świat nie jest wrogi. 
Jeżeli jest Ci w życiu dobrze to świetnie, to naturalny stan ludzki, podobnie jak brak bólu fizycznego. Jeżeli jednak jest Ci źle, masz wrażenie że los uwziął się na Ciebie, zastanów się czego możesz się teraz nauczyć.

Dzień trzeci i czwarty to szukanie odpowiedzi na to dlaczego cierpię z jakiegoś powodu od dłuższego czasu? 

Ważne abyś nie obwiniał otoczenia za ten stan rzeczy bo na dłuższą metę to Ty jesteś odpowiedzialny za to co jest.
Podobnie jak z ludźmi, najbardziej wymagające, skuteczne lekcje to takie które są trudne do zaakceptowania. 
Co może dać Ci zwolnienie z pracy? Może setki innych możliwości na które byś się wcześniej nie odważył.
Jeżeli, prosisz Boga o odwagę, nie otrzymasz jej, otrzymasz natomiast okazję do nauczania się odwagi. Mandat czy inna kara pieniężna może pokazać Ci że zawsze masz dość siły i pomysłów na osiągnięcie celu, jedynie czasami brakuje motywacji. 
Przykład, chciałem kiedyś z rodziną pojechać na basen, koszt 100zł, nie wiele ale nie mając wolnej gotówki powiedziałem że nie da rady w tym miesiącu, może następnym razem. Tydzień później jadąc autem, sru, ktoś zrobił zdjęcie z krzaka... Na początku czułem się dobrze, myślałem że to paparazzi o sławny jestem ;) Prawda okazała się inna... Nie dość że brzydko na nim wyglądałem to jeszcze drogie jak cholera! No ale co? Trzeba to trzeba, mała fucha, kilka nadgodzin i po trzech dniach miałem potrzebną kwotę! Wiecie o czym mówię? Wiecie. 

Motywacja jest silniejsza kiedy powstaje zagrożenie a mniejsza kiedy jest potrzeba. Co może Ci dać tak przykra sytuacja jak choroba kogoś bliskiego lub Twoja? Są to bardzo trudne chwile kiedy choruje dziecko, wiem bo sam mam dziecko. Jedno jest pewne, rodzina jest w takim czasie niezwykle blisko. Kiedy mnie zdarzało się silnie chorować, przesiąkałem niezwykłą pokorą i refleksją. Był to czas kiedy ego siedziało cichutko w koncie i nie zaśmiecało mi głowy niepotrzebnymi sprawami. Czego może nauczyć śmierć? Ano tego że często przychodzi jak złodziej do Twojego domu. Dzień zaczynasz jak zawsze a kiedy wracasz z pracy okazuje się że zostałeś okradziony. Śmierć przypomina również o ograniczeniach ciała, czyjaś śmierć może sprawić że dopiero zaczniesz żyć. Kiedy wszystko zaczyna się walić, jest to czas na głębokie refleksje, czas na to by sprawdzić czy to właściwy kierunek. Czy być może sprawdzian dla "słomianego zapału" który Ci towarzyszył. Życie wypełnione jest znakami w postaci ludzi i sytuacji, zawsze ma nam coś do powiedzenia. Niekiedy znaki zarośnięte są krzakami. Te krzaki to egocentryczne myśli, to użalanie się nad sobą i brak 
akceptacji.

Dzień piąty i szósty to szukanie odpowiedzi na pytanie czego mam się nauczyć w tej trudnej chwili?  Z pomocą Boga lub przyjaciół szukaj swojej odpowiedzi. Każdy może mieć inną radę w podobnej sytuacji. Nie obwiniaj w kółko innych a znajdziesz odpowiedź i się rozwiniesz.
Zaakceptuj życie takim jakie jest, wpatruj się w nie przez najbliższy tydzień bardziej niż kiedykolwiek, zastanawiaj się co Ci ma to przekazania. Kiedy to zrozumiesz i zaakceptujesz bardzo się rozwiniesz a sukces będzie tylko kwestią czasu. 

Dzień siódmy to Twoje refleksje. Zachęcam do komentowania :-)