sobota, 31 października 2015

Myjnia samochodowa


Pixabay



Czasami kiedy jakiś znajomy pyta mnie czy mógłbym go podwieźć, nie mówi tego wprost a pyta: Sylwek, jesteś samochodem? 
Wtedy lubię z szyderą w gębie odpowiedzieć: Nie, jestem człowiekiem, od urodzenia ;-P

Ale coś w tym jest, jesteśmy samochodami, w sumie do tej pory nie wiem czemu  mówimy samochód, a nie samojazd? ;-)

Nie chcę się rozpisywać na temat szukania analogii między człowiekiem a samochodem bo takie oczywiście można znaleźć, jest to tekst z cyklu 2 minuty na refleksje i tak niech zostanie.

Więc byłem na myjni samochodowej, do ręcznej myjki ciśnieniowej kolejka, do odkurzacza brak kolejki.
Chwilę stania, podjechałem umyłem auto i podjechałem do odkurzacza.
Bez kolejek zacząłem odkurzać wnętrze pojazdu. W sumie na 10 samochodów, jeden do dwóch były również odkurzone...

Chwila refleksji i nasunęła mi się analogia. Ilu z nas podobnie jak samochody, sprząta tylko to co widać, ilu z nas dba wyłącznie o kreowanie wizerunku zewnętrznego tracąc czas w kolejkach, pieniądze i nerwy. Na różne sposoby staramy się "dbać" o to co zewnętrzne. Dbamy o ciało na miliony sposobów, od siłowni i kosmetyczki po subtelne akcesoria garderoby. Dbamy o statusy społeczne, tytuły naukowe i nie tylko, dbamy o dobrą opinię wśród znajomych zakładając różne ale zawsze CIĘŻKIE maski.

A co z wnętrzem? Przecież z nami jest jak z samochodami. To co na zewnątrz widoczne jest dla każdego, to co wewnątrz w nas i tak będziemy widzieli, nawet jeżeli zamkniemy popielniczkę i schowamy śmieci pod fotel to i tak prędzej czy później one dadzą o sobie znać, prędzej czy później zaczną śmierdzieć i gnić, mimo że nie widoczne.

Przecież każdy kogo wpuścimy do środka auta, zostawi w nim jakiś ślad, mogą to być zapachy perfum lub smród i bałagan. Z zewnątrz nikt tego nie będzie widział a my wewnątrz zawsze.

Czasami zachowujemy się tak jak byśmy chcieli by Ci co na zewnątrz przeżyli nasze życie. Tymczasem tak się nie da, jeżeli posprzątam środek to i karoserie umyję, jeżeli zrobię na odwrót, nie posprzątam środka to smród wyjdzie prędzej czy później.

Życzę każdemu i sobie również, dbaj o wnętrze, nie tylko o to co widzą inni. Siedząc w smrodzie nie będziesz miał radości z tego co na zewnątrz, będziesz chciał jak najszybciej wyjść, a kiedy to nastąpi, zrozumiesz że wystarczyło posprzątać...

Miłego, SB

czwartek, 29 października 2015

Czy ja też mogę przestać pić, czy ja też mogę realizować cele?

Pixabay




Ale jak można nie pić?! No jaaaaak?!?!?!

Jest jeden podstawowy problem budzący grozę u czynnego alkoholika. Problemów, przyczyn i skutków jest oczywiście więcej, jednak jeden podstawowy waży o tym czy ktoś przestaje pić, czy nie.

Jest to absolutny, brak (lub nie brak) wiary w to że możesz nie pić!

Tak to wszystko, dziękuje, cześć.

Czujesz się teraz jak podczas przerwanego stosunku co? ;-) No to nie przerywamy, lecimy dalej :-)

Więc zapewne nie możesz sobie wyobrazić jak można nie pić. Sam zawsze to pytanie zadawałem, jak można nie pić!!! Było to dla mnie nie do pojęcia!!! Samo spożywanie alkoholu tak bardzo weszło mi w nawyk że nie miałem pojęcia jak można żyć bez niego.

Każdy pije inaczej, jednak każdy ma te same mechanizmy. Zapewne myślałeś nie raz, jak można spotkać się ze znajomymi bez alko, jak można zrobić latem grilla bez piwa, weekend majowy bez browara?!?! Brzmi jak koszmar co? Jak można zebrać się na świętach z rodziną, lub o zgrozo... spędzić Sylwestra bez alkoholu, nawet lampki szampana... NIEEEEE, to musi być straszny sen!!! 

Ja się nawet nie bałem tych myśli, ja je tak bardzo ignorowałem że one się nawet specjalnie nie pojawiały, do czasu... Każdego ten czas spotka, nie ma co udawać, ja się cieszę że mnie spotkał za życia :-)

Wracając do tematu, samo spożywanie alkoholu tak bardzo wrosło w Twoją tożsamość że myślisz sobie że kiedy przestaniesz pić to Ciebie nie będzie, to znikniesz. Nie, nie znikniesz, jak wyciągniesz głowę z szamba, tak to dobre choć bardzo delikatne porównanie, jak wyciągniesz głowę z tej brei to dopiero się pojawisz :-) Nie czuj się oceniony, sam pływałem z dumą we własnym szambie, tyle że się dziwiłem że nie każdy chciał do niego wejść, ciekawe czemu... ;-)

Słuchaj, nie stracisz swojej tożsamości, często powtarzane rzeczy formują naszą tożsamość, to fakt, ale uwierz mi że ty dopiero ją poznasz. Dopiero zrozumiesz kim jesteś, bo alkohol to dla Ciebie ucieczka przed samym sobą.

Można wstać, zjeść śniadanie, można iść do pracy jak człowiek, można jechać samochodem i nie dostawać przed zawału na widok glin. Można spędzić wolny czas bez butli, można iść na imprezę bez alkoholu i nie podpierać ścian (to akurat było dla mnie wyzwanie nie małe ;-)
Można żyć bez alkoholu.

Ok, może bym mógł nie pić, ale przecież wszyscy piją.

Błąd!!! Nie wszyscy piją,  wydaje Ci się że wszyscy piją ale tak nie jest. Już to wyjaśniam, załóżmy że mamy zapalonego wędkarza, jego wolny czas kręci się w okół wędkowania (jak tylko to facet jest zboczony ;-), jak myślisz ilu będzie znał wędkarzy a ilu muzyków rockowych? Których więcej?

Lub mamy na przykład faceta od znaczków, filatelistę który w wolnej chwili liże... przyznam że zawsze mi imponowali ;-) W każdej wolnej chwili mizia znaczki :-) Ilu będzie znał filatelistów a ilu będzie znał kierowców terenówek off roadowych?

Widzisz analogię? To co mamy w sobie jest na zewnątrz. Dlatego wydaje Ci się że każdy pije, nie każdy nie pije. Przeleć po kolei wszystkich członków rodziny i znajomych, tylko nie dosłownie ty mała świnko ;-)
Przeanalizuj ich, nagle się okaże że każdy nie chla!!!

Są na świecie miliony ludzi którzy nie piją wcale, albo dlatego że pili bez kontroli, albo z własnych przekonań, są na świecie miliony ludzi którzy piją w sposób kontrolowany i umiarkowany, tak są, potocznie nazywałem ich: dupkami, cielakami, mięczakami. Mówił to facet który nie mógł bez butli niczego załatwić i zrobić. Czy ja byłem mężczyzną czy meduzą bez kręgosłupa? ...

Więc zakładam że być może dopuszczasz do głowy fakt że możesz nie pić i nie zniknąć, jesteś w stanie uwierzyć że cały świat nie jest na zakrapianej imprezie. Przyszedł czas na kolejny element wiary.

No dobra, ale mnie się na pewno nie uda bo... 

No dawaj, dawaj, da się obalić wszystko, nie ma powodów by chlać a są setki by nie pić! Nie zaskoczysz mnie,  nie zaczynaj od zewnątrz. Ani praca, ani ludzie, ani sytuacja której się uczepiłeś jak rzep psiego ogona nie jest powodem do picia. Najpierw przestań pić a potem zmieniaj swoje życie. Bo możesz mi wierzyć, nic co na zewnątrz nie zmieni tego że przestaniesz pić, nic!!!

Wyprowadzę się by mieć dalej do sklepu. To będziesz więcej chodził!
Zmienię pracę. Jak się z nią odrobinę oswoisz to i tak wrócisz do picia!
Wyrzucę kartę bankomatową i nie będę nosił przy sobie gotówki. To narobisz se długów!
Zaszyje się. Może nie będziesz pił, ale będziesz żył z granatem w dupie!

To nie proroctwa, to życie :-)

Więc, załóżmy że już wiesz to wszystko, ale nie wierzysz że ty też możesz nie pić :
Ja nie mam tyle siły, ja nie dam rady!!! :-( 

Liczysz że co ja teraz zrobię? Nic :-) Bo niby co ja mam zrobić :-) Przecież jak Ci powiem że jesteś wartościowym i silnym człowiekiem to mimo że to prawda ty i tak mi nie uwierzysz...
Więc poszukamy w Tobie siły i determinacji.

Zobacz jaki jesteś silny i zdeterminowany jeżeli czegoś naprawdę chcesz:

Możesz wstać wcześniej niż zwykle przed pracą by wychlać,
biec do sklepu w deszczu lub mrozie, w suszy lub błocie by zdążyć przed zamknięciem, jak facet na zdjęciu do tego artykułu ;-).

Z pod ziemi wytrzasnąć pieniądze by kupić, jak nie z pod ziemi to z miliona nowych pomysłów. Zrobić zapasy by przypadkiem nie zabrakło,

Planować jak najlepszy strateg usprawiedliwienia w pracy i w domu.
Znosić ból fizyczny (kac) i ból duchowy (kac moralny) jak żołnierz jednostki specjalnej,

Znosić te wszystkie obelgi i ględzenia jak Chuck Norris,
do Ciebie można strzelać z broni na zwierzynę afrykańską a Ty mówisz że nie dasz rady?

Jesteś wstanie całe życie ustawić tak by dotrzeć do celu, by spełnić marzenia (niestety te butelkowe)
Jesteś w stanie pożyczyć kasę z banku lub od znajomych, jesteś w stanie coś ukraść.

Jesteś w stanie uciec z każdego miejsca byle by dotrzeć do celu.
Jesteś jak ciężka lokomotywa, jak myśliwiec US Army w drodze po butle!!!

James Bond to przy Tobie Jaś Fasola!!! Zapamiętaj to !!!



Więc proszę, nie mów mi że ty nie dasz rady pić, że jesteś za miękka faja.
Jeżeli z taką samą determinacją, zaangażowaniem i poświęceniem będziesz chciał nie pić jak pijesz to musi się udać.
Jeżeli na 120% chcesz wypić to wiemy że nic Cię nie zatrzyma. Jeżeli na 120% będziesz chciał trzeźwego życia to również się uda. Już wiesz że możesz nie pić, pytanie czy chcesz...? To jak chcesz?

Teraz krótkie zdanie do tych co już nie piją. Jeżeli masz jakieś marzenia, i nie są to przejażdżki na jednorożcu nad tęczą miodnej krainy to co stoi na przeszkodzie do ich realizacji? W 99% przypadków nie spełnionych celi Ty jesteś przeszkodą, tak Ty, Ty mały niedowiarku ;-)

Nie chodzi o to by całe życie spędzić na gonitwie, to byłby wyścig szczurów. Ale jeżeli chcesz lepszej pracy, innego samochodu, rozwoju osobistego i duchowego. Jeżeli pragniesz rozwijać swoją pasję, może ją odkryłeś i na przykład chcesz wydać książkę lub nagrać płytę. Może przydało by się prawo jazdy? To co stoi na przeszkodzie?

Zobacz ile już zniosłeś, przypomnij sobie ile jesteś w stanie z siebie dać! A teraz dołóż do tego fakt że dokonałeś cudu! Tak dokładnie, CUDU!!! Rzecz niemożliwa jaką było dla Ciebie kiedyś nie pić, rzecz tak abstrakcyjna że nawet nie wiedziałeś co o niej myśleć, dzisiaj jest dla Ciebie codziennością. Więc jak możesz mówić że nie dasz rady!!!

SB

czwartek, 22 października 2015

Film z przesłaniem - 28 dni, Bill W., Wszyscy jesteśmy Chrystusami,




Tak sobie myślę że chyba nie było jak do tej pory żadnych filmów związanych bezpośrednio z uzależnieniem. Cóż, WSTYD!!! ;-) Już się poprawiam i dzisiaj daje trzy propozycje, za jakiś czas kolejne :-)

28 dni (2000)Lubiąca imprezy Gwen (Sandra Bullock) trafia na odwyk po tym, jak prawie zrujnowała wesele siostry. Poznaje tam ludzi i terapeutów. Przed wszystkim poznaje siebie i trzeźwe życie. Ogólnie, wart obejrzenia, stosunkowo luźny ale nie lukierkowy. Polecam.

Nazywam się Bill W. (1989) - Bill Wilson rujnuje sobie życie z powodu pijaństwa. Wykorzystuje swe doświadczenia, aby stworzyć organizację Anonimowych Alkoholików i pomóc innym wyzwolić się z nałogu. Oczywiście zanim tak się dzieje, poznajemy historię upadku Billa. Jego mozolne próby wyjścia z nałogu oraz "przypadkowe" spotkanie z dr.Bobem gdzie równie "przypadkowo" odkrywają fenomen rozmowy dwóch alkoholików próbujących wyjść z nałogu.

Wszyscy jesteśmy Chrystusami (2006) - Głównym motywem filmu są bolesne wspomnienia Sylwka (ale nie mnie, innego Sylwka ;-) - Syna o piciu jego Ojca - Adama. Na przemian do tego - zaczyna się w Adamie odwijać taśma własnych wspomnień, tworzących - wraz z opowiadaniem Syna - listę największych strat i ran, zadanych przez picie - sobie i bliskim. Ze wspomnień Adama wynika jeszcze coś: czarna sztafeta pokoleń. Ojciec Adama też pił i Adam poprzysiągł sobie, że nie przysporzy nigdy takiego strachu i wstydu swojemu synowi. A jednak... Zresztą Ojciec Adama też to sobie w dzieciństwie przysięgał... Więc, czy można przerwać tą czarną sztafetę? [opis dystrybutora] Od siebie dodam że film jest wypełniony symboliką zrozumiałą głównie jeżeli nie tylko dla ludzi uzależnionych lub związanych z uzależnionymi. Polecam, ale w dobre dni bo samo kino lekkie nie jest... 

Miłego seansu :-) SB (Aquarius)

sobota, 17 października 2015

Opowieść...




Niedziela, mój jedyny wolny dzień w upchanym po brzegi tygodniu. Jest godzina 6:00, rano. Moje dwie księżniczki jeszcze śpią Emotikon smile
Wstałem, fakt, później niż zwykle, w końcu jest niedziela prawda Emotikon wink Najpierw kawa, potem kiedy gały nie reagują na światło jak u wampira odpalam kompa.
Folder "Moje książki", klikam tytuł roboczy trzeciej. Czytam, wypociny z ostatniego razu, poprawiam co trzeba, popijam kawę.
Tak se myślę, ooo będzie kolejny bestseller Emotikon wink
Ale tak naprawdę nie o to chodzi. Chodzi o to kochani, że życie to podróż, że każde życie to niesamowita przygoda a każdy z nas to chodzący materiał na świetną książkę!
Czy to znaczy że wszyscy mamy pisać? Absolutnie nie! Ale jedno jest pewne, jeżeli już trochę przeszłaś w życiu, jeżeli wiesz jak nie wpaść w jakąś pułapkę, i wszystko jedno czy to nałóg, sekta, zawód, czy nawet kibel przy drodze (chyba nie muszę tłumaczyć co to Emotikon wink ) to podziel się tym! Załóż bloga, pisz na FB, powiedz o tym przyjaciołom i nie znajomym.
Nie masz być ekshibicjonistą, ale podziel się swoją opowieścią, może ona zrodzić ziarno nadziei a to może zmienić cudze życie!
Naprawdę, kombinujemy na miliony sposobów, jak polepszyć świat, wydajemy miliardy złotych, dolarów czy euro na różne kampanie promujące coś tam, coś tam.
I co?! Nic, wychodzi jak zawsze... Co więc można jeszcze zrobić?
Zostaw Facebookowe mądrości w stylu:
Trzy zasady życiowe, bądź szczęśliwy, bądź HAPPY, nie bądź zły.
Co to jest?! Przecież tego nikt nie kupi!
Nie bądź. Być to czasami za dużo, można się szybko poddać. Staraj się, staraj się to znaczy wiec że upadki się zdarzają, ale staraj się być już nawet nie codziennie, ale chociaż co tydzień odrobinkę lepszym człowiekiem, chociaż tak troszeczkę.
Pomyśl co robiłeś tydzień temu. Ile czasu dałeś rodzinie, ile czasu zostawiłeś na własny odpoczynek. Jak z cierpliwością, odwagą, pokorą. Jak z innymi cnotami? Teraz wyobraź sobie że jutro odchodzisz, umierasz. Kierując się sercem co byś zmienił w tym tygodniu, co poprawił?
Już wiesz? To przez kolejny tydzień postaraj się tak żyć.
Ale co ważniejsze, podziel się tą podróżą, podziel się ją bo gdzieś na świecie jest ktoś kto jeszcze nie wie, a bardzo pragnie wiedzieć. A my, mój drogi podróżniku, jesteśmy tę opowieść winni każdemu kto na nią czeka...
Wracam do książki, miłej niedzieli Emotikon smile
SB

czwartek, 8 października 2015

Czy rodzina jest ważna?

Pixabay


W Watykanie zaczęły się rozmowy na temat promocji rodziny, klasycznej, prawdziwej i żywej rodziny, takiej z dziećmi, takiej wiernej i wspierającej. Brzmi to jak stara i już nie modna piosenka, ale... no własnie ALE!!!

Zacznę od obecnej mody, mody na singli, niezależnych, robiących karierę wilków. Robię co chcę i kiedy chcę, jest mi dobrze bo mam zawsze to czego pragnę, bo nikt mi nie gada...
Ale fajnie co? Sam mam czasami tak że nikogo nie chcę widzieć i słyszeć i nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Jednak naszej natury nie oszukamy, potrzeba bliskości, kochania i bycia kochanym jest ogromna.

Trochę historii: Dość dawno temu, nawet bardzo dawno w niemieckich domach dziecka, czy szpitalach, nie pamiętam dokładnie, umierały dzieci. Nikt nie wiedział co się dzieje, jaki jest tego powód. Z medycznego punktu widzenia a wiec wyłącznie za pomocą lupy i miary, dzieci były zdrowe.

Jedyna rzecz która wtedy była to OFICJALNE TRAKTOWANIE PACJENTA. Bez krzty przytulania, bliskości, miłości. Jak się później okazało to właśnie to było powodem wysokiej umieralności wśród noworodków i najmłodszych. Gdy wprowadzono do służbowego obowiązku przytulać dzieci, to sama idea tego pomysłu dość szybko i naturalnie stała się zwykłym dzieleniem miłości. Niedługo po tym, statystyki umieralności znacznie spadły.
Tak, w genach mamy miłość, potrzebę dzielenia się ją i otrzymywania jej.

Jakieś głupie przekonanie się utarło że rodzina jest przestarzałym wynalazkiem, że jest nie modna i nudna. W ogóle jest jakieś głupie przekonanie że wszystko co nowe, na pewno jest lepsze. Żałosne to ale cóż. Jedno jest pewne, za dużo stawiamy budynków a za mało domów.

Co się dzieje w świecie bardzo wielu "nowoczesnych" singli? Nie uogólniam ale jakby zebrać statystyki to można znaleźć kilka, kilkanaście cech. Pisząc singiel nie mam na myśli wyłącznie ludzi nie będących w trwałym związku. Można być samotnym pośród tłumów, można być samotnym w małżeństwie lub związku. Czy się nam podoba czy nie, niezaspokojone pragnienie miłości prowadzi do patologii.Pragnienia miłości nie mylić z seksem, seks to nie jak się często mówi, uprawianie miłości. Uprawiać to można pole, a seks to seks, może być wielowymiarowym przeżyciem albo zwykłym rozładowaniem lub ucieczką.

Wracając do tematu, kiedy w człowieku miłość, bliskość nie zostaje zaspokojona, powstaje dziura wielkości Giewontu, i tę dziurę trzeba czymś zapchać. Trzeba, nie trzeba, zapełni się sama, nieświadomie, zapełni się śmieciami a Twoje wnętrze stanie się wysypiskiem. Wszystkie izmy, mają swoje źródło w tym pragnieniu.

To przede wszystkim niezaspokojone pragnienie miłości przeradza się w alkoholizm, narkomanię, zakupoholizm czy seksoholizm. Ten ostatni jest o tyle wymowny że udowadnia potrzebę połączenia się z drugą istotą. Nie chodzi tylko o pierwotny program przetrwania gatunku, chodzi o potrzebę "stania się jednym ciałem"

Problem polega na tym że wraz z częstą zmianą partnerów, na ogół zmieniam tylko bar, zamawiając to samo lub podobne jedzenie. Zostając w tej samej restauracji mam czas na próbę całego menu. Po za tym wiadomo że jak ktoś dobrze zje w domu to nie żre na mieście ;-) I nie mam tu na myśli wyłącznie seksu, chodzi o całe partnerstwo. Jedni ciałem i duchem.

Pogoń za sukcesem, to jest obrazek nowoczesnego singla. Cóż, można być mężem, ojcem i robić do tego karierę, powiem Ci jednak że jeżeli miałbym wybrać, to wolę rodzinę. Bo to czego szukałem przez ostatnich kilka lat, a wiec sposobu na szczęście i spokój, znalazłem jak na ironię pod nosem. Najpierw w sobie a potem w najbliższym otoczeniu.

Pieniądze szczęścia nie dają, jeżeli mam zapewnione najbardziej podstawowe potrzeby, takie jak jedzenie i picie, dom i w naszym świecie samochód, to ani większy dom, anie bardziej luksusowe auto nie da Ci szczęścia, bo zawsze znajdzie się ktoś kto ma coś czego nie masz Ty. Odpuść sobie tę drogę bo ona nie ma końca. To wyścig bez mety.

Dziurę trzeba zapchać karierą, dobrami materialnymi, luksusowym hobby, wyjazdami do "oświeconych" ludzi, coraz cięższymi treningami i markowymi ciuchami. Pustka, wielka pustka pod maską przebojowości. Wszystko kończy się zawsze tak samo, po osiągnięciu celu, fala endorfin bombarduje mózg, po czym następuje moralny kac i ruszenie do kolejnego "zbawczego" celu.

A to tak naprawdę chodzi o miłość i bliskość, o chęć doradzenia się, o świadomość czekania i pójścia na kompromis. Dlaczego to takie ważne? Mój i Twój egocentryczny umysł nie lubi iść na kompromis, On lubi wiedzieć że to on ciągnie za sznurki, że to on decyduje o wszystkim. Tym czasem to właśnie On, egoizm ma sznureczki za które ciągną inni ludzie, od Twoich autorytetów po reklamy w TV wmawiające Ci że jesteś niekompletny, że tu masz za dużo a tam za mało.

Oczywiście nie uzależniaj się od rodziny, lubię być sam, lubię swoje towarzystwo. Ale jest to czas w którym bywam, bo pragnienie miłości jest fundamentem każdego człowieka, niezaspokojone przeradza się w szukanie czegoś czego nie można znaleźć. Jak pan Hilary, który zgubił swoje okulary, szukał ich wszędzie a miał je na nosie, przez cały czas.

Nie twierdzę że ktoś kto nie ma rodziny nigdy nie osiągnie szczęścia i spokoju, takie podejście było by kolejnym uzależnieniem. Potrzebę kochania i bycia kochanym można zaspokoić w dużej mierze w śród przyjaciół, wśród siły wyższej. Rodzina natomiast ma kilka innych wspaniałych funkcji których gdzie indziej szukać na próżno ;-) Tak czy siak w obu wypadkach najpierw trzeba pokochać siebie, powiem prościej, zaakceptować siebie. Dopiero potem, można tę miłość bezwarunkowo przekazać dalej.

Zasada jest prosta jak cep, wszystko czego ideą jest egocentryczny umysł, nie da Ci szczęścia, nic co pochodzi z poza Ciebie nie da Ci trwałego poczucia spełnienia i spokoju.

No tak, ale przecież rodzina też nie pochodzi z wewnątrz tylko z zewnątrz, to są przecież inni ludzie. 

Jeżeli patrzysz na członków rodziny jak na worki ze skóry wypełnione mięsem i kośćmi to tak, zgadzam się, rodzina pochodzi z zewnątrz.

Ale jeżeli zrozumiesz że wszystko czego szukałeś nie jest niczym innym jak pragnieniem kochania i bycia kochanym, to nagle rodzina wchodzi do Twojego wewnętrznego wymiaru.

W związku z tematem polecam obejrzenie (jest dostępny online) filmu : Family Man

S.B.