czwartek, 26 listopada 2015

Jak przestać się martwić i bać?

Pixabay


Wstęp 1
Dla uzależnionych i bezpośrednio bądź pośrednio związanych z uzależnieniem. 
Artykuł będzie poświęcony pytaniu jak przestać się martwić, jak przestać się bać i jako rozwinięcie istotnego elementu, jak przestać pić. Jak zmienić swoje życie oraz skąd wziąć odwagę i energię do tego. Podstawowym powodem picia alkoholika jest to że nie potrafi on sobie radzić z problemami życia codziennego. Jeżeli one "odejdą" jest znacznie większa szansa na wyjście z nałogu.


Wstęp 2 Analizując moje życie po piciu okazuje się że największe sprawy nie są moją czy wyłącznie moją zasługą. Największe sprawy, najlepsze co mnie spotkało przez te ponad 6 lat trzeźwienia łączy jedna cecha. Jest to oddanie Bogu. Już widzę minę co nie których, ale jak to Bogu, a co z motywacją i silną wolą. Oczywiście są one istotne ale nie wystarczające. Największe cele, pragnienia i plany, dostałem kiedy w pełni zaakceptowałem wole. Co to znaczy? To znaczy że mając jakiś cel, zaakceptowałem nie tylko jego osiągnięcie po przez fantazje "dojścia do mety" ale również otworzyłem się na "porażkę". Nie jako na coś strasznego ale po prostu na to że być może mój cel nie jest właściwy, że być może uszkodzę się wchodząc na taką a nie inną drogę. 

Wielokrotnie już bywało że po jakiejś "porażce" z perspektywy czasu mówiłem, jak ja się ciesze że tego nie zrobiłem, jak to dobrze że się to wtedy nie udało, znajome? ;-)

Tak, wiem jak to może dla niektórych brzmieć. Dobrze jest sobie przykleić łatkę zwycięzcy, ego lubi taką postawę. Ego lubi być przeświadczone że wszystko zrobiło samo. Oczywiście nie znaczy to że mam o sobie myśleć źle, to również twór ego. Jednak z całą pewnością mówię że z Bogiem jest o wiele łatwiej. Bez głębszej refleksji i pokory o której pisałem tu Pokora a pycha to ja sam najlepsze co wymyśliłem to pół litra wódy...

Wiem że w tu i teraz jest największy spokój, napisano setki książek (trochę przeczytałem), opracowano dziesiątki warsztatów (na jakiś byłem) jak osiągnąć spokój, jak żyć teraźniejszością, jak nie martwić się tym na co nie mam wpływu a więc przeszłością i tym co jest i tak nie wiadome a więc przyszłością. Przez ponad 6 lat, rozwój osobisty i duchowy stał się moją pasją (na szczęście nie obsesją, chyba ;-) Próbowałem różnych technik i zdecydowanie najskuteczniejsza okazała się ta o której tu przeczytasz. 

Podstawowa różnica między etatem a własnym biznesem jest taka że własny interes pilnuje się 24h na dobę. Nie podważalnym plusem etatu jest to że przychodzisz do pracy, robisz co Ci każą a o resztę się nie martwisz. Mówisz: szefie, ja robię, a troszcz się Ty :-) Czemu by nie przełożyć tego na życie? Już w najbliższy piątek artykuł "Jak przestać się martwić i bać"
Poniższy tekst wprowadzony w życie, może je zmienić nie do poznania, powtarzany i wdrażany, przeobrazi je ogromnie.

Jeszcze niżej moje świadectwo w odniesieniu do tego. Zachęcam do próby na własnej skórze. Kto już próbował ten wie :-) 
Akt oddania się Panu Jezusowi według Don Dolindo
Don Dolindo Ruotolo, neapolitański kapłan, który zmarł w opinii świętości, spisał niżej przedstawioną, a otrzymaną od Pana Jezusa naukę o oddaniu się Panu Bogu.
Jezus: Dlaczego pozwalacie się niepokoić i wprowadzać w błąd? Oddajcie Mi swoje zmartwienia, a wszystko ucichnie. Zaprawdę powiadam wam, każde pełne ufności, prawdziwe i całkowite oddanie się Mi, przyniesie taki efekt, jakiego sobie życzycie i rozwiąże waszą trudną sytuację.
Oddać się Mi nie oznacza: bać się, niepokoić i wątpić, i w takim stanie kierować do Mnie swoją niespokojną modlitwę, aby wam pomógł. Oddać się Mi oznacza: spokojnie zamknąć oczy duszy i pozwolić, abym mógł was przenieść na drugi brzeg – jak dziecko, śpiące w ramionach matki.
Tym, co was wyprowadza z równowagi i co wam szkodzi jest nieustanne rozmyślanie nad waszymi problemami i zamęczanie się przekonaniem o konieczności rozwiązania wszystkiego samemu, i za wszelką cenę. Jak wiele czynię, gdy dusza w swoich duchowych i materialnych potrzebach zwraca się do Mnie, patrzy na Mnie i pełna ufności mówi: „Troszcz się Ty”, i zamyka oczy, i spoczywa w moich ramionach! Macie mało łask, gdy się (sami) trudzicie, aby je otrzymać; macie ich wiele, gdy wasza modlitwa jest pełna ufności do Mnie.
W cierpieniu modlicie się, abym wam je zabrał, ale w taki sposób, jak wy sobie tego życzycie. Zwracacie się do Mnie, ale jednocześnie chcecie, abym dopasował się do waszych życzeń. Jesteście jak chorzy, którzy proszą lekarza o pomoc, a jednocześnie sami sobie ją przepisują.
Nie róbcie tak, ale módlcie się jak nauczyłem was w modlitwie „Ojcze nasz”. „święć się imię Twoje” tzn.: bądź błogosławiony w naszych potrzebach i kłopotach; „Przyjdź królestwo Twoje” tzn.: przyczyń się do zbudowania Twojego Królestwa w naszych sercach i w świecie; „Bądź Wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi” tzn.: decyduj Ty w naszych potrzebach, tak jak jest najlepiej dla naszego wiecznego i doczesnego życia. Jeśli mi naprawdę powiecie: „Bądź wola Twoja” albo „Troszcz się Ty”, wtedy wkraczam z całą Moją mocą i rozwiązuję najtrudniejsze sytuacje.
Jeśli jednak widzisz, że sytuacja wciąż się pogarsza, zamiast się polepszać, nie niepokój się. Zamknij oczy i mów do Mnie z ufnością: „Bądź wola Twoja, troszcz się Ty”. Powiadam tobie, że się zatroszczę i zadziałam jak lekarz, i uczynię cud, jeśli taka zajdzie konieczność. A gdy zobaczysz, że stan chorego się pogarsza, nie niepokój się, ale zamknij oczy i mów: „Troszcz się Ty”. Powiadam Tobie, będę się troszczyć.
Zamartwianie się i niepokój oraz rozmyślanie nad następstwami jakiejś trudnej sytuacji nie są zgodne z oddaniem się Mi. Przypomina to zachowanie dziecka, które oczekuje od matki troski o jego sprawy, a jednocześnie wszystko chce robić samemu, i tak przeszkadza tylko swojej matce.
Zamknijcie więc oczy i pozwólcie Mi działać. Zamknijcie oczy i nie kierujcie swoich myśli w przyszłość, na kształt jakiejś pokusy. Spocznijcie we Mnie, uwierzcie w Moją dobroć, a przyrzekam wam, na Moją miłość, że gdy w swoich trudnych sytuacjach zwrócicie się do Mnie: „Troszcz się Ty”, to zatroszczę się w pełni, pocieszę, uwolnię i poprowadzę.
A gdy będę zmuszony prowadzić was inną drogą, aniżeli ta, jaką uważacie za słuszną, wtedy was o tym pouczę i poniosę na moich ramionach, gdyż w takiej sytuacji nie ma lepszego lekarstwa aniżeli wkroczenie Mojej Miłości. Jednak zatroszczę się tylko wtedy, gdy zamkniecie oczy tzn., gdy rzeczywiście i w pełni Mi zaufacie.
Moje dzieci, chcecie same wszystko ocenić, poznać, o wszystkim decydować i tak zawierzacie się ludzkim możliwościom, albo jeszcze gorzej – ludziom, gdy wierzycie w ich pomoc, a to z kolei uniemożliwia moje działanie. O, jak bardzo pragnę waszego całkowitego oddania się Mi, aby Was obdarować; i jak bardzo zasmuca Mnie, gdy widzę was zmartwionych i niespokojnych. To szatan stara się wprowadzić was w taki stan, aby was oddzielić ode Mnie i od mojego działania, abyście zawierzyli się jedynie i całkowicie ludzkiej inicjatywie. Dlatego zaufajcie jedynie Mi, spocznijcie we Mnie, oddajcie Mi się we wszystkim, a uczynię cuda, w takim stopniu, w jakim Mi się oddacie i w jakim przestaniecie ufać sobie.
Ofiaruję wam skarby łask, gdy staniecie się ubodzy. Jeśli macie swoje własne źródła pomocy, również te najmniejsze, albo takich szukacie, znajdujecie się na naturalnej płaszczyźnie i idziecie naturalnym biegiem rzeczy, w który często wkracza szatan. Nikt, kto wszystko przedyskutuje, omówi, rozpatrzy albo wyważy i zaplanuje nie uczyni cudu, nawet święty. Ten, kto odda się Bogu działa z Bogiem!
Gdy jednak będziesz widział, że nadal wszystko coraz to bardziej się komplikuje, to także i wtedy mów z zamkniętymi oczami duszy: „Troszcz się Ty”. I odwróć swoją uwagę w inną stronę, ponieważ twój nie spokój utrudnia ci widzieć zło i jednocześnie Mi ufać. Czyń tak we wszystkich swoich potrzebach. Czyńcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie cuda. Zatroszczę się o to, przyrzekam to wam.
W takiej postawie oddania się módlcie się zawsze, a będziecie mieć wielki pokój i spokój, także wtedy, gdy ofiaruję wam łaskę ofiary, zadośćuczynienia i miłości, która włoży (na was) cierpienie. Powiesz, że to niemożliwe? A zatem zamknij oczy i mów całą swoją duszą: „Jezu, troszcz się Ty”. I nie obawiaj się, Ja się zatroszczę, i będziesz wielbić Moje Imię.
Wszystkie twoje modlitwy nie mają takiej wagi jak ten jeden jedyny akt pełnego ufności oddania się Mi; przemyśl to.
Nie ma bardziej skutecznej Nowenny, aniżeli ta: „O Jezu, oddaję się Tobie, troszcz się Ty”.

Piękny tekst, na którego temat mogę się wypowiedzieć :-) ale najpierw zacznę od krótkiej opowieści którą kiedyś usłyszałem a doskonale obrazuje to co w moim życiu bywało już wielokrotnie:

"Jakiś czas temu krążył po górach człowiek, który po dość długiej wędrówce postanowił wrócić do domu. Było już dość późno, zrobiło się ciemno a góry zatonęły we mgle. Człowiek schodził bardzo ostrożnie , pokonując różne półki skalne. W pewnym momencie widoczność spadła do zera, on z ostatnią liną zaczął opuszczać się z kolejnego występu skalnego. Lina okazała się zbyt krótka i zawisł na jej końcu bez gruntu pod stopami, których prawie już nie dostrzegał we mgle. Nie wiedział co ma zrobić, w górach nie było gdzie się ukryć, a powrót do domu zakończył się wraz z liną. Poprosił Boga o pomoc - Boże pomóż, co mam zrobić?
Bóg odpowiedział - odetnij linę!
Mężczyzna nie posłuchał, w obawie przed tym, co się z nim stanie. Rano, kiedy słońce wzeszło a mgła opadła, znaleziono wędrowca martwego, pół metra nad ziemią niedaleko domu."

To kolejny fragment, tym razem mój, napisałem go jakieś dobre dwa lata temu, wspomnienie z ostatniego dnia pica:
"Dzień czwarty, jutro mam zakończyć. W kieszeni ostatnie pieniądze, idę po alkohol trzy kilometry pieszo, droga powrotna wydawała się wiele dłuższa. Myśl za myślą, strach i chęć poddania się, ucieczka i otwartość, prawdziwy wir skrajności.

Nadszedł wieczór, jeszcze stoję, nie mogę znieść wewnętrznego chaosu. Znajduję w szafie butlę wina, wypijam je z gwinta. Koniec dotychczasowego snu nastąpił z końcem nalewki. Osiągnąłem dno, osiągnąłem je wraz z dnem tej ostatniej butli. Koniec, idę spać. Boże, ucinam linę, oddaję się Tobie, proszę zaopiekuj się mną."

I tak od 4 maja 2009 roku nie piję i mam się dobrze :-) Około pół roku wcześniej zacząłem się modlić, prosić Boga o pomoc. Byłem wykończony moim życiem i wiedziałem że albo coś się zmieni albo stanie się coś paskudnego... Oczywiście nie wpadłem wtedy na pomysł że mam przestać pić. Prosiłem Boga o to żeby się w pracy polepszyło, żeby kontakt z żoną był lepszy itd. Miałem próby odstawienia alkoholu które kończyły się jeszcze większym dnem. Dopiero kiedy sobie dokopałem na tyle by zawierzyć się Bogu, On zadziałał! Dzisiaj to ponad 6 lat trzeźwego życia. Dla człowiek który ostatnie 2-3 lata pił dzień w dzień to cud! Każda moja myśl, reakcja, działanie koncentrowały się w okół butli! A tu proszę :-)

Papierosy, kiedy jakieś 4 lata temu rzucałem "po swojemu" myślałem że obedrę się ze skóry... Kiedy poprosiłem Boga, pomóż mi, działaj, błagam cię, to i tak się stało.
Odpalałem ostatniego papierosa, stałem na dworze przy aucie. Spojrzałem w niebo, uśmiechnąłem się i powiedziałem ostatni, potem działaj. Zapalniczka przy odpalaniu rozpadłą mi się w garści... Jak ja się wtedy poczułem :-) nie pale do dziś :-)

Jeszcze jakieś trzy lata temu bałem się jeździć samochodem, panicznie i do tego stopnia że żałowałem iż w ogóle mam prawo jazdy.
Kiedy w końcu poprosiłem Boga o pomoc w tej materii, to dosłownie trzy dni później zmieniono mi w pracy stanowisko na którym przez 90% czasu jeździłem samochodem... Tu przemiana trwała dłużej, ze względu na mój opór, prawdziwą wewnętrzną bitwę trwającą ponad rok. W końcu pewnego dnia wracając z Gdańska poczułem głos, "KONIEC, OD TERAZ NIE BOISZ SIĘ JEŹDZIĆ" Jestem wdzięczny za to :-) bo jak się okazało lubię jeździć.

Takich sytuacji było wiele, od 2012 roku chcieliśmy z żoną wybudować mały domek. Coś żeśmy podłubali i niewiele z tego poszło dalej. Od tamtej pory do dzisiaj minęły trzy lata. Próbowałem chyba wszystkich możliwych sposobów by to zrobić. Nie było ani jednego dnia bym nie myślał o budowie. Co jakiś czas porzucałem ten koncept, tak strasznie mnie dołował że bałem się powrotu do picia. W końcu w tym roku powiedziałem : "Panie, jeżeli jest nam dane się wybudować to działaj, jeżeli masz dla nas inny plan to proszę pokaż, godzę się na wszystko! Tylko proszę pokaż mi co mam robić. Cóż, różne sytuacje, tzw. przypadki doprowadziły nas do tego że w zeszłym tygodniu zrobiliśmy fundamenty pod nasz mały domek :-)

Powiem tak, nie uważam że Bóg zrobi za mnie to co ja mogę zrobić sam. Nie pójdzie za mnie do pracy, nie wsiądzie za mnie do auta, nie pójdzie do szefa o podwyżkę itd. Jednak z całą świadomością twierdzę że jeżeli otworzę się na Boga, pozwolę mu działać według jego woli to następują cuda. Odkąd nie piję nie zawsze ufałem i wierzyłem, do dziś mi się to zdarza (na szczęście rzadziej, tak rzadko że są to już krótkie wrzutki w umyśle) jednak kiedy wykażę się pokorą i przekaże stery statku najwybitniejszemu KAPITANOWI (bo ja to jestem najwyżej majtkiem pokładowym ;-) To on wyprowadza okręt na wspaniałe morza. Często w innym kierunku niż bym chciał lub się spodziewał. Jednak jeszcze nigdy nie wprowadził okrętu "Moje życie" na skały czy mieliznę. Życzę sobie i każdemu, by zaufał Bogu i odciął wspomnianą na początku linę i nie czekał z tym tak długo jak ja, bo nie każdy i nie zawsze trzeba się okopać by wrócić do Ojca i po prostu być prawdziwie szczęśliwym.

Sylwek B.

czwartek, 12 listopada 2015

Pokora a pycha

Pixabay



Pokora a pycha, pojęcia leżące po przeciwnych stronach muru, dualizm w czystej postaci. Czy można te pojęcia ze sobą pomylić? Oczywiście że tak, to co czasami jest uważane za objaw pokory nie jest nią a to co uchodzi za pychę jest owocem pokory.

Ale żeby zbytnio nie na mieszać, postaram się je opisać w kilku słowach.

Więc tak, czym jest pokora? Niestety pokora jest bardzo często źle rozumiana, uważa się ją za uległość. Na myśl przychodzą mi słowa Jezusa o nadstawieniu drugiego policzka. Chyba każdy zna ten fragment ewangelii. Według mnie nie należy traktować tego dosłownie i bezpośrednio. Sądzę (w sumie nie tylko ja :-) że Jezus miał na myśli to aby być gotowym na poświęcenie, aby być gotowym na ból w imię dobra.

Aby znosić przeciwności losu i ludzi w imię miłości, prawdy i sprawiedliwości. To prawdziwie rycerska postawa, nie można jej nazwać uległą.
Pokora to umiejętność widzenia siebie w prawdzie, to umiejętność przyjmowania krytyki i odpowiedzialności za swoje czyny. To nie ustający partner w nauce. Przecież zadając sobie pytanie Co ja robię nie tak? Opuszczam tarczę i jestem gotów do lekcji!

To wielka sprawa, jak myślisz ilu ludzi bez większego problemu przyjmuje krytykę? Statystycznie tylu samo co osiąga swe marzenia, więc niewielu! Pokora to nieustająca nauka, ludzie pokorni całe życie się uczą, ludzie pyszni uważają że wszystko już wiedzą. Cóż, ich "mądrość" można poznać po efektach.

Pokora to odwaga, to bardzo wysokie poczucie własnej wartości. Tak dokładnie, jeżeli będziesz w stanie uśmiać się z własnych błędów i będzie to prawdzie ale nie kretyńskie to jesteś człowiekiem obdarzonym pokorą. Ludzie którzy mają o sobie dobre zdanie to ludzie pokorni. Wiedzą oni że błędy i pomyłki są wpisane w życie, że stanięcie twarzą w twarz z popełnionymi błędami to nie jest katastrofa naturalna, każdego dnia chcą być odrobinę lepsi od poprzedniego dnia, a jak przez miesiąc tak się nie stanie to się za to nie katują. Nie znaczy to że sobie folgują, po prostu wiedzą że są tylko ludźmi.

Właśnie dlatego ludzie pokorni podejmują nowe wyzwania mimo że się boją, wiedzą że mogą się pomylić ale dowiedzą się dopiero jak sprawdzą.

Ludzie pyszni są tchórzliwi, tak bardzo boją się opinii innych ludzi w wypadku porażki że nawet nie próbują zwyciężyć. W najlepszym wypadku popisują się nie odwagą a brawurą. Jaka jest różnica między brawurą a odwagą? Brawura jest wtedy kiedy 10 kretynów chce biegać po autostradzie, odwaga jest wtedy kiedy jeden mądry sprzeciwi się 9 baranom ;-)

Ostatecznie więc wysokie poczucie własnej wartości jest owocem pokory. Człowiek o wysokim poczuciu własnej wartości wie że w pewnych sprawach świetnie sobie radzi. Wie też że w innych jest słaby, jednocześnie się nie katuje za tę słabość a stara się mimo wszystko uczyć.


Pycha z kolei jest owocem ludzi a niskim poczuciu własnej wartości, kiedyś budowali sobie pomniki, dzisiaj budują wielkie domy. Takie zachowanie przypomina zachowanie małego chłopca stającego na krześle, krzyczącego Tatusiu, zobacz jaki jestem wielki!
 Oczywiście nie każdy z wielkim domem i samochodem to człowiek z małym przyrodzeniem ;-) Bogactwo materialne może iść w parze z bogactwem duchowym, jednak trzeba spełnić kilka warunków.

Jednym z nich jest: NIE BUDOWANIE WŁASNEGO "JA" NA TYM CO NA ZEWNĄTRZ

Człowiek o wysokim poczuciu własnej wartości nie potrzebuje sobie a zwłaszcza innym udowadniać jaki jest wartościowy. Człowiek pyszny stara się robić wszystko pod publikę, w kółko i bez przerwy.
Wiem to z własnego doświadczenia i powiem Ci że to strasznie ciężkie brzemię, to syzyfowa praca bez końca...

Człowiek o małym poczuciu własnej wartości nie znosi krytyki, każdą uwagę traktuje jako osobisty atak przez co odcina się całkowicie na rozwój. Gdzieś głęboko w środku wie jaki jest słaby i malutki, broni tej tajemnicy z całych sił, właśnie dlatego reaguje agresją na każdą uwagę.

Kolejna różnica to życie w prawdzie. Człowiek pokorny a więc dobrze o sobie myślący to człowiek żyjący w prawdzie, wie on że może się czasami mylić więc nie boi się tego. Nie musi nikomu i sobie niczego udowadniać. Prawdomówność przychodzi mu naturalnie.

Człowiek pyszny to człowiek który żyje w swoim malutkim "pozłacanym" świecie. Tak bardzo stara się być najlepszy, niestety bez otwarcia na krytykę a więc naukę to niemożliwe. Wówczas kłamstwo przychodzi mu na język naturalnie i swobodnie. Nie mogąc być doskonałym z definicji postępowania, łże na każdym kroku byle pokazać się z innej strony.

Niestety a właściwie stety, kłamstwo prędzej czy później wyjdzie na jaw. A jak nie to będzie zżerać nosiciela jak pasożyt. W "Jak zrobiłem z piekła raj" pisałem o tym że tajemnica jest jak kamień w bucie, nikt nie musi jej widzieć ale mnie będzie uwierać...

Więc jak żyć? 

Przede wszystkim nie należy robić sobie wyrzutów sumienia za popełnione błędy. Każdą pomyłkę należy traktować jako lekcje. Bądź mężnym wojownikiem, wojownik nie poddaje się po pierwszym ciosie, on dzięki nim poznaje swoje słabości i pnie się do przodu. Błędem ludzi jest sądzić że pomylić się to coś złego. Prawdziwy błąd to mylić się bo tak wygodniej... Wojownicy tak nie postępują! Tak żyją tchórze i lenie.

Kolejna sprawa to fakt że każdy ma czasami ochotę na odrobinę pychy. Udawanie mędrca, fałszywa pokora to coś obrzydliwego. Dajmy sobie prawo do krytyki, ale dajmy sobie też prawo do pochwał. Nagradzajmy się za postępy bo inaczej przejdzie ochota na cokolwiek. Jednak nie budujmy tożsamości na tym co na zewnątrz.

Nie jesteś swoim portfelem, domem czy tytułem naukowym. Niestety dość często niesiemy "bezinteresowną" pomoc innym a tak na prawdę chcemy tylko wykreować swoja opinię. Jesteśmy uzależnieni od tego co inni powiedzą a to straszne sidła.

Dobra materialne i statusy społeczne, te rzeczy mogą mówić o Tobie że byłeś gotowy na naukę, dzięki pokorze to osiągnąłeś. Ale też może być tak że wszystko dostałeś. Po za tym wszystko co na zewnątrz można szybko stracić. Są to rzeczy kruche jeszcze bardziej  niż nasze życie, tu na ziemi.

Tak naprawdę wszyscy szukamy jednego, wszyscy pragniemy miłości, chcemy kochać i być kochani. Niestety czasami wkrada się do naszego życia wirus, wtedy zaczynają się kłopoty. Uświadom sobie że wszystko czego od zawsze potrzebowałeś to miłość. Żyj nią każdego dnia a będziesz nieśmiertelny.

SB