sobota, 31 grudnia 2016

Podsumowanie roku i cele na kolejny



No tak, czas świąt i Sylwestra dla wielu z nas jest dość trudnym okresem. Dla mnie osobiście jest to ósmy trzeźwy Sylwester, podobnie jak święta Bożego narodzenia.
O ile te drugie nie były dla mnie wyzwalaczem silnym to ostatni dzień roku jakiś taki nerwowy bywał. Może dlatego że wydawało mi się jakoś dłużej że wszyscy piją? Może przez moje imprezowe imię? Nie wiem. Wiem jednak że ostatnie pijane święta były tragedią a ostatni pijany 31 grudnia był horrorem. Po prostu kiedy sobie przypomnę to co pamiętam to widzę siebie na ostatnim kawałku przed śmiercią cielesną i duchową. Masakra!

Żeby dziś się jednak już nie nakręcać Sylwester jest podsumowaniem zebranych owoców. Wiesz, wiem że potrafię gadać i dość mi to wychodzi. Ale to czy jestem showmen-em czy czymś więcej stwierdzam po owocach które zebrałem w mijającym roku. Po owocach z listy roku poprzedniego i nie tylko. Sprawdzam, analizuje, medytuje. Polecam. Teraz przejdę już do mega krótkiego podsumowania.

Pierwszy kwartał był końcówką pracy w Polsce na własnej działalności i wyjazdem do Szwecji na kontrakt.

Wniosek? Wszystko ma swoje plusy i minusy. Etat ma ograniczenia w zamian za większy spokój. Własna działalność pozwala Ci więcej, zabierając Ci czas i energię znacznie bardziej. Co jest lepsze? Nie ma odpowiedzi. Wszystko jest lepsze ;-) W głowie cel, świecił mi jeden. Ukończyć trzecią książkę i zacząć budowę domu.

Drugi kwartał Praca w Szwecji, ukończenie trzeciej książki, rozpoczęcie budowy domu. Tylko cel trzymał mnie w kupie kiedy na przykład spałem w altanie ogrodowej z kijem bejsbolowym na szczury. Tylko cel sprawiał że frustracja każdego identycznego dnia nie zabrała mi trzeźwości. Drugi kawałek tego roku był niezbędną łyżką tranu...

Wniosek? Spełnianie marzeń to szereg prób. To pot, krew i łzy. Jak ktoś Ci mówi że droga do celu jest łatwa to łże! Zapomnij o tym bo poddasz się przy pierwszych trudnościach. Dzisiaj jednak kiedy patrzę na materializujące się cele mówię, kurwa było ciężko ale było warto. I to zdanie pozostaw w sercu :-)
P.S. Nie nadaję się na rozłąkę z rodziną!

Trzeci kwartał Powrót do Polski, zamknięcie hipoteki i ruszenie z budową. Dowiaduję się że moja rodzina się powiększy :-) Teraz liczył się dom rodzinny, dom który powstaje. Oczywiście też Bóg, trzeźwienie i blog. Mój czas osobisty zaczęła wypełniać praca zawodowa, praca na budowie, praca. Postanowiłem że z pomocą kolegi i czasami kilku innych osób będę budował sam. Raz żeby uciąć koszta, dwa żeby napompować własne ego? Trochę pewnie tak ;-)

Wniosek? Chwyciłem Pana Boga za nogi!

Kwartał czwarty Budowa idzie pełną parą, na dzień dzisiejszy na zewnątrz wszystko niemal gotowe myślę że w maju przeprowadzka. To wspaniałe uczucie patrzeć jak rośnie kawałek miejsca na Ziemi. Tragedią tego kwartału i tego roku było to że dzieciątko urodziło się martwe. Była to druga dziewczynka, Judyta Magdalena. Byłem z żoną przy porodzie pierwszego dziecka i byłem teraz. Porównanie dokładne ale paskudne. Patrzeć na to wszystko a później chować własne dziecko. Wiem że ludzie przeżywają gorsze tragedie, znacznie gorsze ale i mnie to zabolało.

Wniosek? Budowa domu to ciężki kawałek. Gdybym nie zajmował się tym na co dzień od niemal ośmiu lat było by gorzej. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nie ważne ile masz kasy, na budowę i remonty zawsze będzie za mało ;-) A życie? Na ludzki rozum bywa nie sprawiedliwe! Wracam ze szpitala zmęczony z płaczem i wściekłością na twarzy a w radiu, wiadomości o tym jak jakaś dziewczyna przypalała własne dzieci fajkami. Jedyne pytanie w głowie, Boże dlaczego?!
Czasami po prostu nie otrzymuję odpowiedzi na każde pytanie. Jedno wiem, gdyby nie Bóg nie wiem jak by się to skończyło. Czy to ślepa wiara? Nadzieja umiera ostatnia, to już wiem z własnego doświadczenia.

Wniosek? Życie jest dynamiczne i zawsze zmienne a bezpieczeństwo to iluzja. Czy należy się bać?
Nie! Wręcz przeciwnie, należy naprawdę żyć!
Kolega Darek mówi, w trzeźwieniu nie ma jeńców! Rozwój duchowy jest zero-jedynkowy, biało czarny!
To coś co poruszyłem przy okazji ostatniego kroku, albo idę do przodu albo spadam!

P.S. W życiu duchowym i codziennym zapominam o rzeczach oczywistych :-)
P.S. 2 Jestem otwarty na to co Bóg ma jeszcze dla mnie.

Jakie plany na kolejny rok? Dokończenie budowy, przeprowadzka do własnego domu, wydanie trzeciej książki, tatuaż, pielgrzymka i kilka innych. Do listy siadam za kilka godzin :-)

Czego Wam kochani życzę? Może takiej listy?

I, II, III

Dbam o trzeźwość w moim życiu czy dotyczy ona mnie czy kogoś bliskiego, nie poddaję się w jej osiągnięciu,
Poznaje siebie mimo że czasami bywa to bolesne,
Zasługuję na skromną nagrodę, nie boję się dbać o ciało i ducha

IV, V, VI

Wiosna to odpowiedni czas na porządki, maluje i przemeblowuję pokój
Każdego wolnego dnia wstaje wcześniej i wypijam w samotności przy oknie lub na dworze kawę / herbatę
Zapraszam kogoś bliskiego do kina i do restauracji

VII, VIII, IX

Jem obiad na dworze,
Oglądam wschód lub zachód słońca w dziczy, może plaża, może góry, może las czy jezioro
Robię coś co chodzi mi po głowie od jakiegoś czasu. Tatuaż, nowa fryzura, ubranie?

X, XI, XII,

Robię dzień nic nie robienia i nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia
Czytam mądrą książkę
Staram się głębiej poznać Boga

Zachęcam do dzielenia się podsumowaniem i planami w komentarzach :-)

wtorek, 27 grudnia 2016

Mam prawo ale czy obowiązek?


Pixabay


No właśnie, są w życiu sytuacje które wywołują w nas złość. No normalka. Czasami jest tak że to co złości mnie u kogoś bywa moją cechą. Czasami jednak są tak idiotyczne sytuacje że trudno szukać przyczyny w sobie po za tym że dana sytuacja jest po prostu kretyńska.

Kto miał do czynienia z biurokracją, z urzędami czy szpitalami ten wie że to co czasami się tam dzieje przeczy podstawowym prawom logiki! Podkreślam czasami. Na dodatek nie wiele możesz zdziałać. Takie coś może złość wywołać! Ba, takie coś może wywołać usprawiedliwioną złość! Wiesz, nie wiele rzeczy tak działa mi na nerwy jak brak jakiejkolwiek sensowności...

No więc wkurzam się na coś bo mam prawo! Wytłumaczyłem swoje stanowisko w sposób racjonalny, zostałem pokrzywdzony i mam prawo się złościć. No oczywiście że mam!
Ale warto by zadać sobie pytanie. Po co?

No bo tak, złość nie jest zła ale dość nieprzyjemna. Może nieźle nakręcić o to już dość źle. Złoszcząc się na kogoś tylko sam się krzywdzę! No bo nie inaczej! Taką złość można w sobie długo pielęgnować tym bardziej kiedy mam racje.
W takim momencie zadaj sobie absurdalne pytanie:

Mam prawo się złościć ale czy obowiązek?

No weź sobie wyobraź kogoś czy coś na co się złościsz. Pomyśl że ten ktoś każe, KAŻE!!! Ci się złościć, czuć żal i poczucie krzywdy.

Nie wiem jak ty ale ja na złość bym się nie złościł ;-) Nie znaczy nic nie robił, po prostu się nie nakręcał.
Sądzę że jak to przemyślisz to dość szybko porzucisz swoje prawa do złości ;-)

Miłego! SB

niedziela, 25 grudnia 2016

12 kroków AA, krok dwunasty cz.2 : Przebudzeni duchowo w rezultacie tych Kroków, staraliśmy się nieść posłanie innym alkoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.

Pixabay


W drugiej części dwunastego kroku skupię się na tym co najtrudniejsze a zarazem najskuteczniejsze w niesieniu posłania. Jak czasami wspominam samo mówienie innym jak mają żyć (mimo że staram się nie narzucać niczego) przychodzi mi łatwiej niż samo życie według danych zasad. 

Każdy kto ma dziecko wie że czy grzeczne czy nie, dzieci nie lubią słuchać co się do nich mówi. Dzieciaki nie słuchają swoich rodziców one ich obserwują. Czasami się zastanawiam dlaczego moja kochana córka zapala się dość szybko jak ja... Przecież starałem się jej przekazać inny obraz. Rzecz w tym że ona bardziej mnie patrzy niż słucha. Dorośli działają podobnie :-) 

Jak to się ma do tematu? Ano tak że najskuteczniej nieść posłanie nie mówiąc jak mają ludzie żyć według 12 kroków AA a stosując je we własnym życiu, dawać przykład a tym być kimś prawdziwym a nie zwykłym hipokrytą. 

To ważna rzecz. Sam zawsze podkreślam że ideał to mój kierunek a nie stan. To kierunek w którym często stawiam dwa kroki w tył a jeden w przód. To coś czego szukam w wędrówce zwanej życiem. Ja naprawdę nie jestem idealny, mam masę wad z którymi mniej lub bardziej pracuje. Oczywiście to nie są tylko dobre chęci, chociaż czasami są... Pracuje nad nimi tyle że z różnym skutkiem ;-) 

Ważne by uniknąć jak się w AA mawia dwukroku. Czyli uznania bezsilności wobec alkoholu i pomijając wszystkie inne kroki skupianiu się na niesieniu posłania. Jak się można domyśleć zdarza się to wielu. Zdarza się również mi. Pod koniec tego roku a wiec 2016 byłem tak bardzo pochłonięty budową własnego domu że przez jakiś czas przestałem sam się rozwijać. Nic nie czytałem, oglądałem tylko trochę mądrych ludzi na youtube. 

Z racji bloga, posłanie niosłem cały czas odpisując na wasze komentarze i listy. Głupot wam nie nagadałem ale sam zacząłem czuć ciężar tego posłania. Moja pogoda w serDuchu zaczęła przypominać Polski listopad...Dlatego uważam że w trzeźwym życiu nie ma stania. 

Albo cały czas się rozwijasz albo idziesz na dno. Ale to takie skrajności a skrajności są złe. 
W tym wypadku nie ma trzeciej możliwości. 
Na szczęście dość szybko zaczęło się rozjaśniać w moim sercu, czasami wystarczy zacząć (i kontynuować) czytać książkę do której z jakiegoś "dziwnego" powodu mnie ciągnie.


Jak więc żyć? Według zasady dwunastu kroków AA który jest programem naprawdę wspaniałym. Ale nie tylko! Naprawdę, drodzy przyjaciele i nie przyjaciele na szlaku trzeźwienia. Program ten jest naprawdę super i robi bardzo dużo dobrego. Ale jeżeli ktoś uważa że to jedyna droga to proszę poluźnić gumkę w majdach ;-)  

Naprawdę, można zamienić butlę na mitingi, na czytanie książek i nie wiadomo co. Często słowa "Naładować akumulatory" są prawdziwe. Na prawdę spotkanie AA, rekolekcje, dobra książka czy warsztat rozwoju osobistego są super i jakoś więcej po nich energii. Należy jednak pamiętać by nie było tak jak kiedyś, idę do knajpy naładować akumulatory, jak se wypiję, zapalę czy coś tam jeszcze to poczuje się lepiej. Niestety ale można wpaść z deszczu pod rynnę.

Dla mnie oczywiście Bóg jeżeli jest na pierwszym miejscu to wszystko jest na pierwszym miejscu. Jednak nie może to być sucha praktyka ani ślepa wiara. Linia między radykalizmem a fanatyzmem jest bardzo cienka. Dotyczy to wszystkiego! 
Odkrywanie Boga przez różnych ludzi, sytuacje, również jak dla mnie kościół jest bardzo ważne. Jednak musi być też czas na rodzinę, na małżeństwo, na zdrowie i hobby. 

Nie można tych wartości traktować jak do zatęchłej padliny którą trzeba trzymać przy 
respiratorze! I na nie musi być czas. Oczywiście byłbym kłamcą gdybym powiedział że doskonale dziele czas na wszystko co ważne. Nie! Nie jest tak.Bywa że się zapomnę i  tracę masę czasu na przeglądanie bzdur, tak BZDUR w internecie. Co nie znaczy że wszystko w sieci to śmieci.

Zawsze najwięcej czasu poświęcam temu co aktualnie jest dla mnie bardzo ważne, obecnie budowa domu. Jednak idziemy czasami z żoną na kolację czy chociaż kawę do klimatycznej restauracji. 
Wybieramy się z rodziną do kina czy wspólnie w domu coś oglądamy lub gramy w gry planszowe. Pamiętam też o karierze zawodowej i o własnych dziecięcych marzeniach. Żyjemy w czasach gdzie z jednej strony mówi się że pieniądze nie są ważne a z drugiej większość z nas bardzo ich pragnie. I tu należy się rozwaga bo przepraszam bardzo ale jakoś nie wierzę że ktoś będzie pełen miłości i spokoju kiedy micha pusta i komornik przy drzwiach... 

Na prawdę na wszystko musi być czas i to właśnie teraz jest to miejsce by stosować zasady we wszystkich naszych poczynaniach. A kiedy Ci się to uda to podejdzie do Ciebie jakiś ktoś i zapyta: "Słuchaj, powiedz mi co mam robić żeby też tak mieć?"

Te linki mogą być pomocne:

Jak zaskoczyć partnera / partnerkę, czyli walentynki nie tylko raz w roku

Dlaczego nie mam pieniędzy?

Jak cieszyć się życiem?

środa, 21 grudnia 2016

12 kroków AA, krok dwunasty cz.1 : Przebudzeni duchowo w rezultacie tych Kroków, staraliśmy się nieść posłanie innym alkoholikom i stosować te zasady we wszystkich naszych poczynaniach.

Pixabay



To działa!!!  Jak mawia klasyk, "No nie ma bata!" jeżeli naprawdę przez ostatni czas oddałeś się rozwojowi osobistemu i duchowemu po przez program dwunastu kroków lub też terapię czy jeszcze inaczej to nie ma bata, czujesz się tak jak jeszcze być może z rok temu byś nie uwierzył. Jestem tego tak pewien jak tego że jestem facetem! 

Z mojego doświadczenia i doświadczenia innych wiem jaki entuzjazm towarzyszy przebudzeniu duchowemu. Widzisz więcej, lepiej i dokładniej. Podobnie też słyszysz i czujesz. Po prostu żyjesz pełną gębą! Już nie jesteś zombie a uwierz że nie trzeba być menelem bez pracy by być żywym trupem. Możesz jeść, pić, mieć rodzinę, prace, dom i przyzwoite auto a być duchowo martwym. Zresztą myślę że teraz wiesz o czym piszę. 

Niestety są tacy który czują się oświeceni przez co lepsi od innych. Sam tak miałem a i może dziś przez głowę taka myśl przeleci. To droga do nikąd. Żyjąc z takim przekonaniem nie ruszysz z miejsca dalej, do sedna duchowości a więc życia w pogodzie ducha, życia w prawdzie! 
Na szczęście jest masa ludzi którzy mimowolnie postanowią się podzielić z pozostałymi swoim doświadczeniem by i oni poczuli się jak w raju na ziemi. 

Co mnie motywuje najbardziej w pomaganiu innym? Jak do czystej wody wrzucisz wacik zamoczony w czerwonej farbie to i ona zrobi się czerwona, jak go wyjmiesz, odcedzisz wodę i wrzucisz drugi wacik tym razem od niebieskiej farby ta jaka będzie woda? Jak była dobrze wyczyszczona to będzie niebieska, logiczne prawda?

Widzisz z duchowością jest tak samo, Bóg jest wspaniałym matematykiem i jak poznasz jego działania to mimo że sam pozostanie WIELKĄ TAJEMNICĄ Tobie świat wyda się bardziej zrozumiały. 

Jeden nie pijący i TRZEŹWIEJĄCY alkoholik to przynajmniej kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt szczęśliwych osób. Rodzina, pracodawca i współpracownicy, znajomi czy pani Janka ze sklepu za rogiem której wisisz kasę od kilku miesięcy ;-) Wszyscy oni poczują ulgę. No może nie zawsze wielką i szybko, czasami ktoś potrzebuje czasu i pomocy by oswoić się z nową sytuacją i własnymi wadami, uwarunkowaniami. Tak mówię tu do żon trzeźwiejących alkoholików! ;-)

Tak czy siak, najbardziej motywuje mnie uśmiech dziecka, żony czy kogoś bliskiego w kierunku nie pijącego i TRZEŹWIEJĄCEGO męża. Jak masz mnie za szowinistyczną świnie to se role odwróć, w końcu mamy 21 wiek... ;-) a tak serio to oczywiście i Paniom zdarza się pić i trzeźwieć tak że mężczyźni mogą zazdrościć (tego drugiego) 

Jak można nieść posłanie? Oczywiście nie znam wszystkich sposobów i liczę na wasze podpowiedzi w komentarzach. Najbardziej oczywistym jest mówienie w terapii czy na mitingach AA. Doskonałe są też świadectwa. Jednak nie oszukujmy się, nie każdy jest doskonałym mówcą czy show men-em by tak występować. Można jak ja pisać bloga czy wydać książki. Kilka warsztato-świadectw miałem a za jakiś czas chciałbym to bujnąć dalej. 
Wiem że dla wielu może to być stres i dodatkowe zajęcie nie do przeskoczenia, sam się zmuszam do wystąpień publicznych bo szczekanie w internecie przychodzi mi łatwiej ;-) 

Kolejny znany mi sposób to świadectwo życia. Wiesz, zakochałem się w słowach Jezusa, zwłaszcza tych "Po owocach ich poznacie" nic dodać nic ująć. Jak ktoś chce mi sprzedać jakąś ideologie lub o zgrozo... pouczyć ;-) to badam jego owoce... Ok, zabrzmiało to dwuznacznie :-D 

Oczywiście chodzi mi o życiowe owoce, o jego stan ducha i materii. No na przykład jak kiedyś bywałem stałym bywalcem knajp i "za sklepem" (nie wiem jak to odmienić) to jeden przez drugiego miał milion pomysłów na biznes a szef każdego z nas był idiotą! 
Tyle że owocami "idioty" był wielki dom, super auta i firma warta miliony a owocami "biznesmenów" otwarty zeszyt w knajpie i sprane dżinsy... 

Dlatego uważam że nawet skuteczniejszym świadectwem nie jest to mówione a to jak żyję. Jak bym miał to ubrać w zdanie to ŻYJ TAK BY INNI SAMI PYTALI JAK TO ROBISZ. To już wychodzi mi różnie ;-) ideałem nie jestem i nie będę bo jestem za słaby. Ideał to mój kierunek.

Idąc dalej, na mitingu każdy jest tak samo ważny bo mimo że picie wyglądało na ogół podobnie u każdego, zachowania alkoholowe były już niemal identyczne, to każdy z nas ma pewne cechy różniące (wbrew pozorom ludzie od ludzi nie różnią się tak bardzo)

Chodzi o to że czasami przyjdzie osoba która nie chce pić a jest z natury zamknięta w sobie. Taki ktoś może bać się podejść do gaduły jak ja i woli iść do kogoś kto się nie odezwał na głównej części mitingu a należy pamiętać że miting trwa od momentu kiedy dwóch alkoholików ze sobą zacznie gadać czy to przy parzeniu kawy czy w toalecie czy na przerwie. Sam uwielbiam te nie oficjalne części mitingu AA :-) 

Stąd uważam że każdy sposób jest dobry by pomóc bo walka nigdy nie toczy się o jedną duszę a o kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt. Pamiętaj że to efekt domina.


Sukcesy i porażki w posłaniu. Po pierwsze samo słowo sukces i porażka należy traktować z dystansem. Wygrana i przegrana zawsze znajduje się w ramach ustalonych zasad, zupełnie jak w sporcie. W wyścigu rowerowym ktoś kto dojedzie do mety pierwszy na motocyklu nie wygra a zostanie wywalony na zbity pysk... 

Wystarczy zmienić zasady lub chociaż punkt widzenia i widok na podium może ulec radykalnej zmianie. Każdą natomiast przegraną, czy też porażkę można traktować jako naukę, jako środek do celu a więc składową sukcesu. Nie ma szans żeby cokolwiek w życiu osiągnąć bez nauki na błędach. 

Wracając do tematu, dla mnie największą "porażką" niesienia posłania było przekonanie o tym jaki jestem wielki. W terapii poszło mi dobrze, ba bardzo dobrze. Miałem świadomość tego że gadka mi idzie, trzeźwienie też dość dobrze. Po założeniu grupy AA i jej prowadzeniu zacząłem czuć się jak półbóg. Może nie traktowałem ludzi z góry to jednak sam nie umiałem się przyznać do tego że mam trudności w życiu.

Nie mogłem, przecież jak? Ja? Taki autorytet, mam zwieść innych? Takie było moje myślenie. Jak łatwo się można domyśleć nie skończyło się to dobrze. Nie zapiłem ale odchorowałem ciężko. 
Nie tylko taka pycha mi towarzyszyła. Bywało że będąc przebudzonym duchowo czułem się lepszy od innych. To akurat nie podobało mi się bo dość szybko się na tym łapałem. Jednak pozbyć się tego przekonania nie było łatwo. 

Z biegiem lat kiedy moje pijackie życie zaczęło zsuwać się do odleglejszej pamięci a obecne coraz bardziej układać też powstaje pewne niebezpieczeństwo pychy. Po prostu zapomina wół jak cielęciem był... Chodzi o to że dzisiaj na dużą część moich i cudzych problemów dość szybko znajduje rozwiązanie. Nie zawsze i nie zawsze celne ale jednak. Natomiast łatwo mi zapomnieć że tak kiedyś nie było!

Tu akurat kontakt z początkującymi na drodze trzeźwości pomaga mi najbardziej. Dość szybko można popełnić błąd otaczając się weteranami trzeźwienia i być zdziwionym że ktoś sobie nie radzi w podstawowych rzeczach. Mało tego, powiem że to właśnie rzeczy oczywiste w pierwszej kolejności wychodzą z głowy tym z najdłuższym stażem abstynencji. Sam na czas pisania tego tekstu mam 7 i pół roku bez % i wiem jak bardzo mi są potrzebne świadectwa osób z mniej niż rokiem abstynencji. Stąd powiedzenie że nauka w AA zawsze działa w dwie strony. Zresztą nie tylko w AA.

Skupmy się jednak na "porażkach". Sam mam świadomość że większości z osób która trafia na tego bloga nie udaje się od razu wytrzeźwieć. Widzę po statystykach że czasami jest lepiej a czasami gorzej (ogólnie coraz lepiej) Bywa że z partyzanta komuś daje świadectwo. Na przykład kiedy mnie jakiś żurek pyta o drobne to jak mam czas i jest w miarę trzeźwy, siadam na pogaduche dając mu świadectwo mojego życia. 

Jakiś czas temu kiedy byłem w szpitalu zagadał mnie bezdomny i tam usiedliśmy na schodach i pogadaliśmy sobie. Wiem że jeden i drugi dalej na razie pije. Ale nie o to chodzi.
Chodzi o zasianie ziarna! Wiem że taka osoba w krytycznym momencie przypomni sobie o mnie, o blogu, o jakimś jednym marnym zdaniu w stylu "Można nie pić i można naprawdę żyć"

Normalne że większości ludziom nie udaje mi się pomóc ale co z tego? Pewnie że super kiedy piszecie do mnie i mówicie że już nie pijecie! Są takie listy. Ale cały ten projekt Bez Zniewolenia nie jest jedyną słuszną drogą. Bez Zniewolenia to bufor między tymi dwoma światami. Pierwsze koło ratunkowe które ma za zadanie pokazać kierunek. Zawsze przekazuję pałeczkę dalej, do AA lub terapii. Oczywiście jeżeli ktoś chce to jestem drogą email z tą osobą w czasie pierwszych miesięcy czy dłużej. 

Nie męczy mnie to bo pamiętam że to efekt domina :-) 

poniedziałek, 5 grudnia 2016

Po raz kolejny o tym samym...

Pixabay



Witajcie kochani, przepraszam że piszę po raz kolejny o rzeczach oczywistych ale mam wrażenie że o nich zapominamy najczęściej a może tylko ja tak mam. Może ja, tylko zawsze pisze do siebie a ty to po prostu czytasz i bierzesz to co akurat chcesz... kto wie.
Dzisiaj nie będzie o tym co mi wyszło.

Wiesz, możesz wierzyć lub nie ale ja naprawdę miałbym w życiu czego żałować. Spieprzone dorastanie, rzucone studia, masa ran przyjętych i jeszcze więcej zadanych, milion pomysłów na siebie i prawie nic nie zrealizowane. Nie będę wymieniał całego syfu w którym byłem bo było o tym na blogu i w książkach. Oczywiście nie napisałem i nie napisze wszystkiego :-P pewne rzeczy nie są na forum.

Tak czy siak, było tego dużo nawet w trzeźwym już życiu. Od siedmiu lat również popełniłem masę pomylonych decyzji. Konsekwencje były różne, nieraz małe innym razem poczułem je w każdej komórce ciała i zakamarku ducha. Wiesz jak źle wbiję gwóźdź w belkę to mogę go wyrwać i wbić dobrze. Jednak dziura w drewnie już zostanie...

Mam naturę optymisty ale sądzę że dość twardo stąpającego po ziemi (to akurat proces trzeźwienia który trwa i mam nadzieje będzie trwał) Więc ze względu na naturę nie żałuje niczego, nie żałuję bo nie cierpię użalania się nad sobą. To nie poczucie winy, ono bywa nawet kojące bo daje czasami poczucie sprawiedliwości i refleksje.

Użalanie się nad sobą to wyrafinowana sztuczka ego. Oczywiście że czasami ego wymyka mi się z pod kontroli, albo zwracam na siebie uwagę błyskając jak tylko potrafię albo rzadziej poprzez "menczenictwo".

Miało być krótko wyszło jak zawsze... Wracając do sedna.

Kochani, mam czego w życiu żałować ale jak już żałuję to żałuję tylko tego czego nie zrobiłem. I nie mam tu na myśli zaspokajania swoich chorych pożądań i pragnień, bo to droga do nikąd, to wiecznie nie nasycona Hydra. Wiem coś o tym...

Chodzi mi o to że chciałbym kogoś przeprosić, komuś wybaczyć. Chciałbym kogoś przytulić i komuś podziękować. Chciałbym iść inną drogą zawodową, mieć większą rodzinę, chciałbym się wtedy (...) nie poddać, nie uciec itd. Oczywiście dużo jeszcze przed mną. Sam często powtarzam że jedyne ograniczenia są we mnie.
Jednak mądry cytat na tle facebooka a życie to dwie różne sprawy.

Uwierz mi że jeżeli już nie przyszedł to prędzej czy później przyjdzie dzień w którym będzie już za późno. Niestety ale pewnego ranka obudzę się i stwierdzę że w jakieś kwestii jestem już w czarnej dupie, wiek, zdrowie czy inne możliwości też mają ograniczenia. Oczywiście na pewne rzeczy jest zawsze czas chociaż w końcu i on się skończy.

Może ten tekst nie jest optymistyczny ale i życie takie zawsze nie jest. Chciałby Ci, a może tylko sobie, powiedzieć abyś nie zwlekał, abyś szedł i działał, abyś kochał i dał się kochać...

Po za tym to matematyczna duchowość. Nawet najbardziej paskudna decyzja może Cię czegoś nauczyć i doprowadzić do dobrych decyzji. Ale niepodjęta decyzja nie nauczy Cię niczego prócz żalu. Zapamiętaj to proszę.

Sylwek

sobota, 3 grudnia 2016

Świąteczny poradnik zakupowy

Pixabay


Stara mądrość ludowa mówi że kto na wiosnę sieje, latem zbiera w zimie ma co jeść. Każdy inwestor wie że najpierw trzeba dać by później mieć większe szanse na zebranie. Takie uniwersalne prawo przyczyny i skutku. Wczoraj wracając autem do domu, naszła mnie taka fabuła, rozmowa dwojga rodziców. Nie jestem pisarzem fabularnym więc jest to gniot ;-) ale poczytaj. Jak nie masz pomysłu na prezent świąteczny to może będziesz wiedział co zrobić... Jest to wymyślone ale sądzę że można takie historie spotkać w życiu.

W szkole tuż po wywiadówce rozmawiają dwie mamy kilkunastoletnich młodzieńców.

Ach, jak ja tęsknie za moim dzieckiem kiedy było małe. Był taki wesoły, taki żywy. 
Co prawda dawał czasami w kość ale wiesz, kupiłam tablet, kupiłam smartfon, później też komputer. Pakiet telewizji dziecięcej. 

Nie było chłopca... 

Jaki ja miałam spokój. Mogłam się zająć karierą. 
A dziś? Wiecznie jakieś  problemy, to się nie uczy, to pyskuje, chodzi na wagary a w kieszeni znalazłam zapalniczkę i jakiś luźny tytoń czy coś. Miał wszystko i tak mi zapłacił za to! Życie jest nie sprawiedliwe.

Na to odpowiada jej druga mama:

Oj tak, dzieci... Pamiętam że nie przelewało się nam kiedy były małe. Mąż dużo pracował by wystarczyło nam do dziesiątego. Nie mieliśmy pieniędzy na prezenty świąteczne, więc sami je zrobiliśmy. Klocki z drewna i gry planszowe.  W "Chińczyka" zrobionego z kapsli i pudełek gramy do dziś. Mimo że już nas stać na dużo, to mamy sentyment do tych  starych szpargałów. 

A co z dziećmi? Pyta pierwsza mama.

Z dziećmi? Są kochane :-) 

Czasami mam wrażenie jak by ich nie było...