sobota, 29 lipca 2017

Jak długo trzeba się leczyć z alkoholizmu?

Pixabay



Tak, to jest dobre pytanie. Zacznijmy od tego że metody chałupnicze odpadają. Wszelkie zdania typu ja se sam poradzę można wsadzić między bajki. Znam osobiście dwóch ludzi którzy wytrzeźwieli bez grupy wsparcia (nie licząc kontaktu ze mną). Byli oni tak bardzo zdeterminowani że nawet o tym nie wiedzieli. Jeżeli uważasz że też tak bardzo nie chcesz pić i sam sobie poradzisz to już Ci mówię że nie uda Ci się. Po za tym tę dwójkę można traktować jako błąd statystyczny.

Więc co robić? W kwestiach duchowych i życiowych lubię opierać się na wiedzy, doświadczeniu i liczbach. "Po owocach ich poznacie" mawiał mój największy autorytet i statystycznie wiadomo że młotkiem wbija się gwóźdź skuteczniej niż łopatą do śniegu. Statystycznie też wiadomo że najskuteczniejszą metodą w wychodzeniu z uzależnień jest grupa.
Grupa wsparcia (link)
Terapia otwarta, zamknięta czy AA? Co najlepsze?(link)
Czy wszywka działa?(link)

Więc możesz wbijać gwoździe łopatą ale po co jak lepiej młotkiem. Proste? Pewnie że proste.
Oczywiście omijałbym szerokim łukiem terapię "gwarantujące" powrót do kontrolowanego picia. Po za innymi aspektami, uzależnienie wywołuje trwałe zmiany w mózgu. Spokojnie, nie wpływają one na normalne życie absolutnie wcale. Jest to element odpowiadający za nagradzanie się.

U osoby uzależnionej, nawet nie pijącej czy nie zażywającej innych środków psychoaktywnych fizyczna zmiana sprawia że człowiek taki nie ma kontroli nad używką i mimo że większość z nich daje przyjemne efekty, zwłaszcza na początku to  po jakimś czasie konsekwencje jej zażywania znacznie przerastają przyjemności a i tak nie może się taka osoba powstrzymać się od dalszego trwania w nałogu. To jest różnica między chcę a muszę Chcę czy muszę (link)

Właśnie dlatego kontrolę traci się raz w życiu, raz jedyny. Ktoś kto stracił kontrolę w jakiejś z używek, papierosy, alkohol, narkotyki, nie odzyska jej więcej. Zresztą samo myślenie o tym że bardzo chcę pić w sposób kontrolowany jest zastanawiające, czy na facebooku też koniecznie chcesz być i patrzeć ile lików wpadło? No właśnie, nie masz takiej potrzeby bo nie masz uzależnienia w tej kwestii.

Ok, przejdę do tematu głównego po tym za długim wstępie :-)
Więc jak długo trzeba się leczyć z alkoholizmu?

Całe życie :-) Oho, powiało chłodem co?

Pierwszy raz na spotkaniu indywidualnym byłem 4 maja 2009 roku, tydzień później ponowiłem spotkanie na którym podpisałem kontrakt na terapię grupową. Pamiętam jak terapeuta chciał abym przyszedł zaraz na kolejny dzień na grupę. Boże, przecież nie piję co jeszcze? Oczywiście wiedziałem że bez leczenia w terapii nie ma powrotu do domu, do żony i córki. Po za tym bardzo podobał mi się pierwszy tydzień abstynencji.
Życie nabrało barw, jedzenie smaku a przyroda zapachu (to był ciepły maj)

-Więc jak długo trwa terapia? - pytam terapeuty
-Od półtorej roku do dwóch lat - opowiada miły gość
-Kurwa ja pierdole- pomyślałem
-Aha...? - powiedziałem ;-)

Wiecie, ja na prawdę byłem otwarty na leczenie ale tak dłuuuugo?!?!
Tak czy siak terapia zleciała bardzo szybko, po niej założyłem grupę AA nie po to by ratować świat a po to by mieć "swoich" blisko. Na grupę AA którą prowadzę będę "musiał" iść a na miting do kogoś już nie. Więc postanowiłem świadomie się przymusić, co oczywiście za skutkowało pozytywnie :-)

Więc dlaczego tak długo trwa terapia?

Terapia powstała na bazie kroków AA. Składa się z elementów które muszą po sobie następować. Tak naprawdę pierwszych kilka miesięcy jest zbudowanych na utożsamianiu się z chorobą. Jest poznawanie uczuć i emocji, nauka asertywności i wiele innych ważnych rzeczy. To w takim telegraficznym skrócie.

Teraz postaram się odpowiedzieć na pytanie z tytułu.

Po pierwsze w mózgu zachodzą trwałe zmiany u osoby uzależnionej absolutnie nie wpływające na inne aspekty życia, stąd ludzie żyjący w abstynencji nie różnią się niczym od ludzi którzy się nie uzależnili, do momentu wypicia pierwszego kieliszka czy piwa. Wówczas bardzo szybko, od kilku dni, maks do kilku miesięcy taka osoba jest w takiej samej lub gorszej czarnej dupie.

Jednak na pocieszenie powiem że alkohol to najmniejszy problem :-) Tak, jeżeli jesteś alkoholikiem to twoim najmniejszym zmartwieniem jest alkohol. Nie znaczy to że masz sobie pić i próbować trzeźwieć (rozwijać się duchowo i osobiście) Znaczy to że abstynencja to podstawowy warunek do trzeźwego życia. To jak byś chciał wychować własne dziecko bez jego poczęcia. No nie da się bo jak nie ma poczęcia to nie ma dziecka, więc co chcesz wychowywać?

Cała zabawa w leczeniu alkoholizmu polega na trzeźwieniu! Gdyby tylko zmiany w mózgu powodowałyby nieustanne łaknienie to można by to załatwić farmakologicznie a że takie próby są i ogólnie o kant dupy można je obić pisałem w artykule Czy wszywka działa? (link wyżej)

Pijesz mimo że nie chcesz to nie tylko twój mózg, to przed wszystkim Twoje uczucia, emocje, myśli, uwarunkowania. Pijesz bo się nie na widzisz lub chociaż nie lubisz, pijesz bo szukasz akceptacji której prawdopodobnie brakuje Ci od dziecka, pijesz bo po alkoholu myślisz że jesteś lepszą wersją siebie, pijesz bo bez % lęk przeszywa Cię na wskroś. Nie, nie pijesz bo żona to jędza, szef to największy kutas w województwie, dzieci to żadne krwi głodomory a Tobie się należy.

Zwłaszcza mężczyźni znajdą milion powodów dla których piją, część z nich nawet bardzo logicznych. Pamiętaj, przyczyna picia tkwi w Tobie i zapomnij o tym że jak zmienisz pracę, kobietę czy otoczenie to Ci się polepszy. Gówno Ci się polepszy, za chwilę będzie tak samo. Z resztą myślę że już to odkryłeś. Bardzo często osoby współuzależnione popełniają ten błąd, skupiają się na tym jak on ma przestać pić zamiast na sobie. Bardzo często jest tak że osoba współuzależniona będąca w terapii wprowadza takie zmiany w życie że i alkoholik podejmuje leczenie.

Tak, wiem, zwolniłem się w ciemno z pracy kiedy zacząłem trzeźwieć. Ale pierwsze było leczenie. To nie było zalecenie terapeutyczne, pod skórnie wiedziałem że przestać pić to coś więcej niż tylko przestać pić. Nie karze Ci się zwalniać z pracy, to czy praca Cię rozwija czy dusi wyjdzie w trakcie leczenia, spokojnie, nie podejmuj pochopnych decyzji a w tym, my alkoholicy jesteśmy dobrzy.

Więc cała zabawa tkwi w Tobie i jak będziesz pracował z sobą to większość rzeczy w Twoim otoczeniu zmieni się jakby sama. Tak, nie ma cudów z ręki ludzi, wszystko ma przyczynę i skutek. I wiem że można się urodzić w lepszej lub gorszej sytuacji i czasie, na to nie masz wpływu. Natomiast nie ma takiego gówna z którego nie można wyjść.

I tu alkoholicy, Ci którzy trzeźwieją wychodzą na pierwszy plan względem większości ludzi którzy nie są uzależnieni. Proces rozwoju duchowego i osobistego to podstawa leczenia alkoholizmu i każdego niemal uzależnienia. Naprawdę mamy dużo szczęścia w tej chorobie. Pomyśl, czy jakby raka leczyło się wyłącznie dbaniem o pogodę ducha nie było by to wspaniałe?

Niestety tak nie jest, na chwilę obecną leczenie czy podleczanie opiera się w dużej mierze na chemii i naświetleniach a skutkiem ubocznym są zniszczony zdrowe tkanki, wypadające włosy i inne badziewie.

Alkoholizm najskuteczniej leczy się po przez program rozwoju osobistego i duchowego w grupie bo jest to przed wszystkim choroba ducha. Skutkiem ubocznym prawdziwego trzeźwienia jest spełnione życie. Posłuchaj, może to zabrzmi dziwnie ale rodzina w kupie, auto, dobra praca czy nawet wymarzony dom! To wszystko jest skutkiem ubocznym mojego trzeźwienia! No czy to nie wspaniałe?!

Dlaczego tak się dzieje? Bo aby utrzymać abstynencję bez granatu w dupie trzeba się trzymać pewnych zasad Osiem zasad na szczęśliwe i spełnione życie (link)
Maleje też twoja tolerancja na wyzysk i poniżenie. Rośnie pewność siebie. Uczysz się nie tylko na własnych błędach ale też na cudzych. Jesteś przepełniony cechami człowieka sukcesu. Pamiętaj że sukces to dla każdego coś innego. Sukces to spełnione marzenie a te zmieniają się z wiekiem wraz ze zmianą Twojej świadomości i potrzeb.

No dobrze, ale dlaczego ten rozwój ma trwać całe życie?!

Dlatego że świat to nie fabryka marzeń, świat to nie sielanka. Świat jest piękny, życie jest piękne! Ale jest też dynamiczne, niebezpieczne, zmienne, przepełnione kłamstwem i chciwością. Nie da się po pewnym czasie stwierdzić - Jestem już wyleczony z alkoholizmu bo nie da się wyłączyć przyjemnych i nie przyjemnych uczuć, emocji i myśli (na te ostatnie akurat wpływ mamy)

Nie da się przeżywać życia tylko w tej przyjemnej części. Albo bierzesz obie albo albo wcale. Posłuchaj, twój spokój i szczęście skończyło się wraz z piątym rokiem życia o ile miałeś ten zaszczyt wychować się w normalnej rodzinie. Twoje szczęście kończy się wraz z beztroskim dzieciństwem, koniec kropa! Jeżeli nie miałeś piekła w domu to na pewno wracasz myślami do lat dzieciństwa. Ach, wtedy to było życie :-) Bo potem to tylko dzika dżungla.

Czy to znaczy że koniec i dupa, nic mnie już dobrego nie czeka?

Po pierwsze najpierw poznajesz siebie. Wiesz, my kurna wszystko o wszystkich wiemy - ten taki a tamta taka. Ale o tym kogo widujesz w lustrze na co dzień wiesz najmniej. Pierwszy etap trzeźwienia polega na poznawaniu tego ktosia którego masz w swoim dowodzie osobistym.
Po co i dlaczego piłem, jakie mam uczucia i emocje, jak mogę wpływać na myślenie itd. Wszystko byś umiał w otaczającym Cię świecie utrzymać abstynencje.

Druga część leczenia polega na tym byś radził sobie z problemami w życiu. Jak? Zaczynasz od nie nazywania ich problemami a sprawami do rozwiązania. To już podsuwa Ci myśl że możesz coś zdziałać a jak nie możesz to nie masz problemu! Masz taką obecną sytuację życiową! Nie łatwiej to zaakceptować? A życie w akceptacji (nie mylić z godzeniem się na wszystko, to jest uległość)
Więc życie w akceptacji i wdzięczności to spełnione życie. Wie to każdy kto spełnił swoje marzenie i od razu pobiegł za innym. Radość z tego co się ma jest ważniejsza niż pogoń za tym czego pragniesz.

Właśnie dlatego leczenie z alkoholizmu to proces na całe życie, bo całe życie będą Cię spotykały smutki i radości. Trzeźwiejąc będziesz sobie potrafił z nimi radzić czego niestety większość ludzi nie umie.

Jeżeli dopiero zacząłeś nie pić, bądź masz taki zamiar to nie myśl o całym życiu bo powiesz to co ja pomyślałem na początku - Kurwa ja pierdole
Skup się na 24h. Ja do dziś tę metodę stosuje. Nie pić całe życie? Radzić sobie z problemami całe życie? Pracować nad sobą całe życie? Dla mnie to za dużo i za długo, jestem leń w dodatku taki co chce mieć wszystko na wczoraj.

Jednak codzienne powtarzanie - dziś nie piję, dziś rozwiązuje sprawy które mogę rozwiązać i akceptuje których teraz nie mogą rozwiązać, dziś znajduje czas na książkę i rozrywkę, na pracę i odpoczynek, na siebie i rodzinę sprawia że lata lecą, bo tak trwam już ponad osiem lat w tym nowym lepszym życiu.

Na koniec, nie zrażaj się. Po jakimś czasie nowe nawyki wejdą Ci w krew lepiej niż promile, daj czas czasowi. Zdecyduj się na terapię lub AA, nie bój się że to tak długo. Pamiętasz szkołę podstawową, liceum czy studia? Nie rzadko szło się z obesranymi gaciami a jak przyszedł czas zakończenia to żal dupę ściskał że już koniec.

Ten kto był w wojsku wie. Jak szedł do jednostki to chciałby cofnąć czas i się wykręcić. Jak ją opuszczał to chciałby cofnąć czas i powtórzyć służbę (ja nie byłem, nie nadawałem się nawet na wor z piachem do budowy okopu ;-) )

Więc kolego, koleżanko, nie bój się bo nie tylko gra toczy się o Twoje życie, o Twoją duszę. Gra toczy się o Twoje marzenia, twoje spełnienie i szczęście.

P.S. Jakie macie wspomnienia z szkoły?

sobota, 15 lipca 2017

Lista zysków i strat



Wspominam o liście zysków i strat w emailach i podczas rozmów z ludźmi zwłaszcza na początku ścieżki. Jest to genialne narzędzie do którego wracam do dziś w trochę innej formie. Czym jest ta lista opowiem poniżej.

Najprościej rzecz ujmując jest to lista dwu strona, czarno-biała czy zero jedynkowa. Na jednej stronie, czy może na części tej listy piszesz to co było złe i beznadziejne w Twoim piciu a na drugiej to co jest dobre w życiu w trzeźwości.

Czy to znaczy że w picu nie ma nic dobrego?
Nie! W piciu osoby uzależnionej nie ma nic dobrego! 

Są rzeczy przyjemne i to bardzo! Do końca życia będę pamiętał co mi "dawały" trzy zimne z rana na kaca i kilka papierosów! Ale najważniejsze żebym pamiętał co mi te "trzy" zimne odbierały! Porównuje butelkę do pomylonego związku, wiele przyjemności was spotkało ale ogólnie totalna klapa. Wiesz że jeżeli będziecie razem to się skończy bardzo źle! Któregoś dnia krzywdy w Twoim życiu przekroczyły linię zgody na wyzysk i poniżanie. Mówisz sobie dość!
Powiedz, czy będziesz miło wspominał to co was spotkało? No raczej nie, to niebezpieczne bo możesz zacząć rozmyślać o powrocie z przekonaniem że teraz się na pewno uda. 
Nie, nie i jeszcze raz nie! Butla to zołza! Nie wspominaj jej dobrze mimo że kilka przyjemnych chwil spędzonych razem bez trudności byś zliczył. Odebrała Ci więcej niż to wszystko było warte.

Z drugiej strony masz nowe życie, zakończyłeś ten związek i chcesz odbudować relacje z sobą i światem. Pamiętasz co wczoraj robiłeś, jedzenie ma smak, możesz patrzeć ludziom w oczy, nie masz czego się wstydzić. Ludzie zaczynają Cię szanować itd. itd.
Jest coraz lepiej i z każdym miesiącem widzisz to.

Czy to znaczy że w trzeźwym życiu nie ma problemów? Nie, nie ma! Są sprawy do rozwiązania! 

Wiem że w praktyce bywa z tym różnie ale powiedzmy że osoba która naprawdę trzeźwieje a nie tylko nie pije, szuka rozwiązań swoich trudności a nie siada na dupie i narzeka na problemy jakby tylko ona na świecie je miała. 

Po co więc ta lista? Skoro mogę się chwilę zastanowić i znaleźć dobro wynikające z trzeźwienia i zło będące owocem picia? Ano po to że nie zawsze będziesz rozróżniał dobro od zła! Wiem jak to brzmi ale tak jest! 

W momencie kiedy pojawia się nawrót lub głód alkoholowy (są na blogu odpowiednie teksty) odpala się jeden z trzech mechanizmów uzależnienia. Konkretnie mechanizm iluzji i zaprzeczeń. To on powoduje że alkoholik nie wariuje przez konsekwencje własnego picia ale niestety też sprawia że leżący z ręką w nocniku nazywa swoje życie wizytą w SPA... 

Dlatego też kiedy zaczyna się uzależnienie domagać alkoholu (sama myśl o wypiciu pojawia się w ostatniej fazie głodu lub nawrotu, patrz dzienniczek głodu alkoholowego i nawrót choroby alkoholowej) zniekształca się nasza optyka. 

Oczywiste jest to że  każdy z nas, absolutnie każdy! Patrzy na świat przez okulary własnych doświadczeń, kultury, warunkowań. Obiektywni ludzie to tacy którzy pamiętają o tym i nie uważają się za najmądrzejszych. Każdy trzeźwiejący alkoholik o tym wie ;-) chociaż nie raz uważałem a zdarzy się do dziś że to ja mam zawsze racje... Żałosne ale bywa, jedna z wielu moich wad...

Wracając do tematu, zawsze patrzymy przez okulary, im bardziej się trzeźwieje tym bliższy prawdy obraz widzimy (obiektywizm, pokora, empatia, mądrość życiowa, doświadczenie itd) Kiedy zaczyna się wdzierać głód czy nawrót nasza optyka ulega zniekształceniu. 

Nagle nie widzimy w życiu spraw do rozwiązania a problemy a każdy alkoholik, nawet ten trzeźwiejący zna doskonały sposób na problemy... Alkoholik będący w dołku przypomina człowieka w depresji, ciężko do takiej osoby dojść, pocieszyć ją wysuwając nawet logiczne argumenty. Człowiek taki przypomina przypomina niektóre kobiety w czasie kiedy coś dostają i mają to do pięciu dni... i nie, nie chodzi o wypłatę męża ;-D 

Właśnie w tym momencie przychodzi z pomocą lista zysków i strat! Dużo szybciej taka osoba uwierzy w coś co sama napisała na swój temat niż poklepywanie znajomych! Lista taka jest jak dobry przyjaciel stojący na warcie, z tym że masz go w portfelu, torebce, kieszeni czy staniku, byle blisko siebie.

Sam nosiłem taką listę bardzo długo, dzisiaj mam ją w postaci tego bloga i książek! Poważnie, czasami zapominam w jak czarnej dupie byłem kilka lat temu a to niebezpieczne! I najważniejsze! Nie chodzi o to żebyś się katował tym co zrobiłeś bo nie oszukujmy się, nie ma się czym chwalić! Chodzi o to byś pamiętał co robi z Tobą alkohol, nie nie zwalaj winy na %! Po prostu pamiętaj że alkohol nie jest dla Ciebie. Dla równowagi wiedz ile dobra w Twoim życiu płynie z nie picia!

Od strony technicznej, zostaw sobie miejsce na dopisywanie syfu z picia i dobra z nie picia. Z czasem będzie Ci się sporo przypominać. Nie musi to być księga, po 20-30 pkt wystarczy. Kiedy poczujesz się źle taka lista pokarze Ci prawdę o Tobie. 
Nie pisz nie wiadomo czego, pamiętaj że to kartka papieru, możesz ją zgubić! Jeżeli jednym z największych błędów wynikających z picia był romans to nazwij go np. Nie trafiałem do domu... tak byś wiedział o co chodzi, nie chcemy dodatkowych problemów dla odbudowującej się rodziny. Nie, nie, nie! Nie budujesz związku na kłamstwie! Od momentu nie picia starasz się a właściwie konsekwentnie żyjesz w prawdzie! Chodzi tylko o to że pewnych rzeczy nie odwrócisz i nie ma sensu ranić bliskich po raz kolejny kiedyś rzuconym kamieniem. 

Poczytaj w tej zakładce : Jak cieszyć się życiem 

P.S. Jakie masz pomysły na auto motywację w trudnych chwilach? 
miłego SB. 





niedziela, 9 lipca 2017

Idol czy autorytet

Pixabay

Nasuwa mi się na gębę stwierdzenie "Ach ta dzisiejsza młodzież" ale co jak co, nie mam zamiaru tego używać bo będąc z '83r pamiętam jeszcze jak mi to stwierdzenie działało na nerwy.
Do rzeczy, sądzę że już większość z nas, ludzi w moim wieku i starszych widzi że ciężko w młodych pokoleniach poszukać altruistycznych postaw. Oczywiście że są! Ale tendencja jest jednak jakby spadkowa.

Każdy pracodawca wie że coraz trudniej o porządnych pracowników a stwierdzenie że za takie pieniądze nie będzie ktoś robił jest co najmniej idiotyczne. Najpierw trzeba się chociaż odrobinę wykazać o później walczyć o swoje, jedno i drugie ważne ale zawsze w tej kolejności!

Młode Panie są coraz bardziej męskie a chłopy się gdzieś podziały... Znowu uogólniam ale sądzę że jak ktoś patrzy z dystansu na obecną sytuację zauważa pewną tendencje. Ludzie boją się odpowiedzialności a jest to cecha podstawowa do godnego i spełnionego życia. Małżeństwo traktuje się jako przeżytek a tak naprawdę ta "nowoczesność" to nic innego jak lęk przed tym że kiedyś coś będzie trzeba naprawiać a nie uciec. A na pewno będzie trzeba serwisować ;-)

40sto letni singel, "Tak, jestem singlem z wyboru..." Co to jest?! Oczywiście, nie każdy jest powołany do małżeństwa, żeby było jasne! Ale kiedy jeszcze ja byłem dzieckiem to na singli mówiło się stary kawaler! A to już za nic dobrego nie uchodziło, bo albo brzydki albo niezdara. Teraz się naraziłem co :-) Nie, nie, nie, po prostu jeżeli jesteś singlem to ok! Ale zadaj sobie pytanie dlaczego nim jesteś i nie odpowiadaj bez zastanowienia "To mój wybór" bo może się okazać że to poprawność polityczna wymagana w Twoim środowisku. A miłości szuka każdy z nas, czasami pod różną postacią.

Kryzys mężczyzn też daje się powoli we znaki. Duzi chłopcy unikający odpowiedzialności za siebie i innych to zjawisko coraz częściej widoczne.

Teraz żeby było śmieszniej to nie zarzucam obecnym kilkunastolatkom wiele albo i nic! Jest to wiek w którym się dużo dzieje, zwłaszcza w hormonach i trzeba wziąć poprawkę. Ja się nie wypowiadam na swój wiek dorastania bo tam to była dopiero porażka więc oceniać nie będę :-)

Problem się zaczyna kiedy ktoś ma lat 20 i więcej. Taka osoba wkracza w życie kompletnie nie przygotowana do niego. Nie ma systemu wartości, nie zgadza się na jakąkolwiek hierarchię a w pracy i życiu to oznacza kłopoty! Oczywiście nie można godzić się na wyzysk ale to że pracodawca wymaga od Ciebie żebyś przylazł do roboty na czas to nie wyzysk! To że nie masz mieć łapy przyklejonej do smartfona to też nie mobbing! 

Tak czy siak, odejście od tzw. przestarzałych wartości oznacza problemy w społeczeństwie.
Skąd to się bierze? Nie oszukujmy się, młodzież zawsze była buntownicza, ja do takich należałem, ty i nasi rodzice również! Problem pojawia się gdy dorastający człowiek nie ma autorytetu!

Kto jest temu winny? Najprościej powiedzieć telewizja i internet. Coś w tym jest ale... Po pierwsze kto daje 10-cio latkowi dostęp do pełnej swobody w tv i sieci? No chyba my, rodzicie prawda? Żeby nie było, można tam znaleźć wiele dobrych rzeczy, ale trzeba mieć jakąś kontrolę nad tym.

Telewizja i internet ma idoli! Kiedy moja dziesięcio letnia córka mówi że w jej klasie wszyscy chcą być gamer'ami lub yuotuber'ami to byłem rozbawiony. Za mnie brało się jeszcze pod uwagę bycie piłkarzem, astronautą, lekarzem itd!

I ok, tu jeszcze nie jest bardzo źle. Każde pokolenie ma swoich idoli. Sam miałem pokój wyklejony w zdjęcia gwiazd pop później metalu i techno. Problem pojawia się gdy cyrkowcy złażą ze sceny i mówią jak mają dzieciaki żyć. 

Nie jest źle kiedy taki gamer mówi jaki komputer masz kupić i jakie gry na początek. Ale kiedy zaczyna mówić czy masz być z tym chłopakiem czy dziewczyną, jaką szkołę masz wybrać itd. zaczynają się kłopoty a prawda jest taka że prawie nikt tego nie kontroluje. Natomiast to że dzieciak się dobrze uczy nie znaczy że wszystko inne jest w porządku. 

Niebezpieczne jest kiedy idol staje się autorytetem. Dlaczego się tak dzieje? Jako ludzie jesteśmy zwierzem społecznym, potrzebujemy lidera i każda grupa świadomie lub nie wybiera takiego. Błąd który robimy my, rodzice, również ja! Też się na tym łapię to podważanie autorytetu. 

Weźmy od początku, taki nauczyciel. Wykonuje swoją pracę, dobrze lub/i słabiej. Jak każdy człowiek. Ale jak dzieciak przychodzi do domu obuczały bo nauczyciel dał mu 4- a Ty jedziesz do szkoły zrobić rajban za to, to w jakim świetle stawiasz autorytet szkoły?

Sam w szkole interweniowałem raz, rozmowa z wychowawcą na temat pewnej nauczycielki do której większość rodziców miała pretensje. Pomogło. Mówiłem córce że jeżeli ktoś będzie po niej jeździł dla zasady to  jej pomogę, ale za jej lenistwo w nauce odpowiadać nie będę.
Koniec kropa! 

Ludzie starsi mają więcej do powiedzenia. Nie dajcie sobie też robić wyrzutów sumienia. Nie znaczy to że masz dzieciaka mieć gdzieś. Poszuka sobie autorytetu gdzie indziej a to może choć nie musi oznaczać kłopoty. Rozmowa z dziećmi jest konieczna ale zawsze na stopie ojciec>dziecko, mama>dziecko. Nie na ojciec,mama=dziecko.

Kolejna rzecz na której się łapię to podważanie autorytetu w drodze kiedy przy dziecku komentuje pracę policji... dalej nie muszę wyjaśniać ;-) 
Wielu z nas jeździ po politykach czy osobach duchownych i jasne, wolność słowa jest ważna ale czy to oznacza że można z błotem mieszać każdy autorytet? No można ale wówczas nie dziw się że dzieciak chce zostać znany z tego że jest znany (celebryta) to jest dopiero upadek autorytetu!

Mała historyjka ;-)

W szkole na lekcji nauczycielka pyta kim chciały by być dzieci w przyszłości.
-Małgosia mówi że lekarzem, bo dobrze ratować ludzi
-Staś mówi że weterynarzem, bo lubi zwierzątka

-Jasiu, kim byś chciał być? - pyta nauczycielka?
-Jasiu odpowiada, SKURWYSYNEM!

-Jasiu! Tak się nie mówi!!! i dlaczego chcesz być tym... no wiesz?
-Jasiu odpowiada, ba jak idę z tatą ulicą i jedzie jakaś fajna fura to tata mówi:
Patrz Jasiu, jakiś skurwysyn jedzie.

Niestety w życiu nikt nie chce być skurwysynem, złodziejem, cwaniakiem i przekrętem a tak wielu z nas określa ludzi majętnych. Oczywiście że są tacy wśród nich! Ale są też wśród wszystkich innych klas społecznych. Nie oszukujmy się, kasa się przydaje i mimo że nie można za nią biec bo to droga bez końca, to nie można też udawać że nie jest do niczego potrzebna! 

A jak od dziecka słyszy się że kasa jest zła a ludzie bogaci to złodzieje,  podświadomie większość z nas nie będzie dążyła do bogactwa. Przecież każdy chce być akceptowany przez otoczenie!

Więc zanim skrytykujesz jakiś autorytet to zastanów się dwa razy bo może właśnie Twoje dziecko chce zostać lekarzem, nauczycielem, politykiem czy duchownym. Po za tym dzieci nie słuchają co do nich mówimy. One obserwują! Jak mają szanować różnych ludzi skoro my, rodzice jeździmy po najważniejszych osobach w ich życiu. Nie wspominając o wojnie rodziców.
"Ta Twoja matka to jest dopiero..." , "Patrz synuś, to twój ojciec leży w własnych wymiocinach"

Na Boga, wszystko! Ale nie tak! 

Zapewniajmy naszym dzieciom dobry wzór i szereg autorytetów, wówczas jest ogromna szansa że idol z tv i internetu nie zdecyduje o przyszłości malucha. W końcu oni to nasza przyszłość i to nie hasło wyborcze a logika :-) Miłego kochani, SB
P.S. Podzielcie się waszymi idolami i autorytetami? 

niedziela, 2 lipca 2017

Plan B

Pixabay


Bardzo często na spotkaniach motywacyjnych pada stwierdzenie "Nigdy się nie poddawaj" 
Sam często o tym mówię i chyba nawet napisałem taki krótki tekst.

Przestałem pić i nigdy jak do tej pory i mam nadzieje że w przyszłości, nie miałem zapicia. 
Ale nie poddałem się z terapią i rozwojem. Fajki rzuciłem za trzecim razem, była to bitwa w której wyglądałem jak koń po westernie. Ale się udało. Podobnie budowa domu i kilka innych grubszych lub chudszych spraw. 

Jak więc to wszystko się ma do planu B? Z pełną odpowiedzialnością stwierdzam że trzeba czasami powiedzieć dość i warto mieć dla siebie plan "B" Zresztą potwierdzają to statystyki przeprowadzone przez amerykańskich naukowców (no bo jak innych ;-) ) Nie chce mi się szukać źródła ale z pewnością znajdziecie jak po googlacie. 

Bardzo często nauczyciele podczas przemówienia na zakończenie szkoły mówią "Nigdy się nie poddawajcie" jest to motywujące, nie ma co! Ale czy roztropne? Moim zdaniem nie, po wynikach tych badań utwierdziłem się w tym.

Lepiej sobie w życiu radzą ludzie którzy mają na siebie kilka planów a nie trzymają się konsekwentnie jednego! 
Pewnie, jak się poczyta na przykład historię Sylvestra Stallone to widać że się chłop nigdy nie poddał i w ogóle wszystko jest możliwe. 

Kiedyś na jednym ze szkoleń (na wielu nie byłem ale o tym w innym artykule) polecono film "W pogoni za szczęściem"   
Film oparty na faktach. Chris, samotny ojciec pozbawiony domu, stara się mimo przeciwności losu o posadę w biurze maklerskim. Facet na prawdę był w czarnej dupie a dziś jest milionerem tylko dlatego że się nie poddał. Piękna historia ale jak ogląda się ten film to nie trzeba być wprawnym widzem żeby zobaczyć jaką cenę zapłacił. Dla równowagi polecam film Family Man (2000) 

Wracając do tematu teraz zrobię coś co lubię najbardziej, popiszę o sobie ;-) 
Sam oczywiście nie miałem na siebie planu. To znaczy miałem! Ale nic po za mętną wizją. 
Nim w ogóle wpadłem na pomysł by pisać, jeszcze w czasach liceum, amatorsko rysowałem i malowałem (jeden obraz się zachował nawet :-) ) myślałem sobie że będę miał mały dom z bala gdzieś w lesie i tak będę żył. Tak, byłem romantykiem ale drogie Panie unikajcie takich facetów bo po za towarzystwem przy świecach do niczego się nie nadają! 

Więc wizja była a w praktyce? Po liceum poszedłem na studia do Gdańska i rzuciłem je w pierwszym semestrze! Oto historia motywująca ;-) Trochę miałem wtedy na głowie ale z natury nigdy nie byłem typem ucznia. Tak czy siak pomysł na to by nie pracować fizycznie poszedł w dal. Roboty szukałem byle blisko i byle szefostwo przymykało oko na picie. Cały czas twierdziłem że mój czas nadejdzie a jak miałem w dupie kilka piw to w ogóle myślałem że mogę wszystko... Prawda że ambitne?! 

Ostatecznie wylądowałem na budowie. Pewnie że nie był to szczyt moich marzeń ale co? Kiedy zacząłem trzeźwieć zrozumiałem że kasa też się musi zgadzać i nie oszukujmy się, miałem w sobie tyle lęku co stonka przed opryskiem! Domek jest ale nie w lesie a na przedmieściu, nie maluję a pisze. W sumie nie jest źle :-) a dzięki doświadczeniu zdobytemu na budowie zaoszczędziłem przez pracę na własnej lekko kilkadziesiąt tysięcy! Jest lepiej niż dobrze tylko dlatego że pozwoliłem swoim marzeniom odejść. 

Czasami trzeba porzucić marzenie o kontrolowanym picu, o super samochodach, o wzniosłej karierze. Czasami nie można się godzić na byle jakość w związku tylko dlatego że zawsze chciało się być z kimś. Jeżeli więc nie brakuje ci dyscypliny i cierpliwości a mimo to nie wychodzi, poszukaj planu B.  Słuchaj serca ale działaj umysłem. To jest moim zdaniem najlepsze motto na życie. 

A wy macie na siebie plan B? Podzielcie się proszę w komentarzach. SB