środa, 30 listopada 2016

Konsekwencja popłaca

Pixabay


To już trzy lata :-)
Tak, właśnie dzisiaj mijają trzy lata od opublikowania pierwszego artykułu na stronie Bez Zniewolenia.

Jakie wnioski po tym czasie? No piszę i pisać będę :-) daje mi to kupę frajdy i pomocy dla mnie i dla czytelników którzy takiej chcą. Co prawda ostatnio więcej czasu poświęcam na odpisywanie na listy (pierwsza pomoc jest dla mnie najważniejsza, artykuły na drugi plan) no i mój obecny cel numer jeden a więc budowa domu. Planuję i buduję sam (no z pomocą kolegi i kiedy naprawdę trzeba ekip) 75% to moja krew, pot i łzy :-)

Jakie plany na przyszłość? Obiecałem sobie że zamieszkam w własnym domu przed ukończeniem 35 roku życia. W nadchodzącym 2017 wybijają mi 34 wiosny i na wakacje wprowadzka :-)

Obiecałem sobie również że przed czterdziestką kończę z pracą fizyczną. Mam jeszcze sześć lat a więc sporo czasu :-) w przyszłym roku w lipcu pielgrzymka do Częstochowy w podziękowaniu za wszystko co mi się wydarzyło w ostatnim roku.

Co z pisaniem? Chcę wydać w końcu trzecią książkę ale pod imieniem i nazwiskiem, z racji zmiany filozofii i stylu życia, trochę też pisania. Wówczas czeka mnie sporo pracy z promocją.

Chciałbym rozbujać warsztaty (kilka miałem w tym roku) myślę że nie będzie kłopotu bo kontakty mam uruchomione :-)
Na blogu też może odpalę skype (w nowym domu znalazło się miejsce na samotnie/czytelnie/biuro :-) )

Być może wejdę też na youtube. Na pewno nie wszystko na raz.
Jednak z doświadczenia wiem że konsekwencja popłaca :-)
Na ale jak mówi stara mądrość ludowa: "Chcesz rozśmieszyć Boga? Opowiedz mu o swoich planach" ;-)

Co wieczór proszę kapitana by mnie prowadził i gdzie mnie zaprowadzi nie wiem, po za tym że zaprowadzi mnie dobrze, życie zaskakuje ale póki co jest coraz lepiej :-)

No i najważniejsze, Wasze polubienia, udostępnienia, listy i komentarze nie tylko mnie motywują ale pocztą pantoflową te teksty trafiają dalej.
Stąd bardzo istotna jest też wasza aktywność i nie po to bym został celebrytą a po to by chociaż rykoszetem jakaś zbłąkana dusza otrzymała promień nadziei, powiew świeżego powietrza. Dlatego też kochani w przyszłym roku liczę na więcej, liczę i proszę was o ile uznacie za stosowne, byście pomogli mi dotrzeć do jak największej ilości osób, sam nie dam rady.



Jeszcze raz dziękuje że jesteście, bez was to wszystko było by niczym, Sylwek.

środa, 23 listopada 2016

Z wiekiem człowiek słyszy gorzej, ale słucha lepiej...



Mam tak i chyba większość też a może i nie ;-) że z wiekiem słucham lepiej. To znaczy nie zawsze ale ogólnie coś w tym jest...

No bo tak, jak oglądam jakiś film czy czytam książkę i za jakiś czas, kilka miesięcy innym razem lat wracam do tej samej treści i okazuje się że widzę czy słyszę więcej i lepiej. Znasz to uczucie? Podziel się w komentarzach. 

Na przykład weź ten kawałek: 

"Mam tę moc" Kraina lodu

Jak byłem w kinie z rodziną na tym to na refrenie wymiękłem ale mój umysł a może duch nie ogarnął reszty tekstu. Oczywiście cały film to arcydzieło i coś więcej niż śmieszny bałwan... 
Kilka dni temu jadąc autem puścili to w radiu no i pękłem. 

Ciarki zalały mnie całego , to chyba też większość zna, albo muszę iść do lekarza ;-) A jak wsłuchałem się w słowa to już w ogóle jazda. Weź taki zwrot "Rozpalę to co się tli" ... Nie no obłęd :-D

Do rzeczy, jest na świecie sporo takich książek, filmów i innych tekstów które po latach czytam i myślę sobie: kurna to tam było? No niby to samo a jakoś inaczej? Lepiej?

Jak tak masz oznacza to dwie rzeczy i to jest dobra i bardzo dobra wiadomość :-) 
Po pierwsze, czytasz i oglądasz wartościowe rzeczy, więc jest dobrze.
Po drugie, rozwijasz się, twoja empatia, wrażliwość, spostrzegawczość idzie w dobrym kierunku a to jest już bardzo dobre :-) 

Jeżeli nie znasz kompletnie tego uczucia to cóż albo pieprze głupoty co może być prawdą :-) albo zmień już kanał ;-) 

P.S. A może by tak nowym okiem spojrzeć na świat? Na swoją pracę, na rodzinę i przyjaciół? Na siebie... w końcu masz tę moc :-)

Miłego, Sylwek 

piątek, 18 listopada 2016

12 kroków AA "Krok 11. Dążyliśmy poprzez modlitwę i medytację do coraz doskonalszej więzi z Bogiem, jakkolwiek Go pojmujemy, prosząc jedynie o poznanie Jego woli wobec nas, oraz o siłę do jej spełnienia."





Jak bardzo istotna jest więź z Siłą Wyższą to już chyba wiemy, było sporo na ten temat w poprzednich krokach więc nie będę się rozpisywał. W ogóle ten artykuł będzie mało teoretyczny bo ten krok mimo że skłania do refleksji potrzebujesz przerobić sam, bez moich wypocin ;-)

Jak medytujesz?

Kiedy mówi się medytacja niemal od razu wpada mi do głowy obraz mantrującej osoby w jaskini... Oczywiście nie wybieram się do jaskini, wolę przedmieścia ;-)
Jednak nie trzeba tak bardzo wybiegać. Ogólnie medytacja to rodzaj odprężenia, również wizualizacji.

Nawet kiedy wspominasz cafe latte w cieniu z wakacji to w pewnym sensie medytujesz. Taki rodzaj wspomnienia który Cię odpręża jest medytacją. Oczywiście gnicie we wspomnieniach do niczego dobrego nie prowadzi. Jednak takie wyciszanie umysłu daje sporo.
Można również wyobrażać sobie fikcyjne miejsca i doświadczenia... ciekawe o czym pomyślałeś w tym momencie ;-D

Oczywiście skrajne rozmarzanie się to nie medytacja. Bujanie w chmurach to niedojrzałość a tego trzeźwiejący alkoholik stara się oduczyć. W medytacji chodzi tylko i wyłącznie o odprężenie umysłu i twórcze myślenie. Bycie w tu i teraz to dość trudna sztuka zwłaszcza dla ludzi żyjących w pędzącym świecie, czyli ogólnie dla nas. Sam próbowałem różnych technik od kontroli oddechu czy afirmacji po buddyzm. Czy się komuś podoba czy nie, na mnie najlepiej zadziałało oddanie się Jezusowi w takim akcie : kliknij mnie :-)

Dla mnie medytacja to rozmyślanie po zatrzymaniu potoku nie ogarniętych myśli. W mojej głowie dzieje się sporo i nie zawsze są z tego jakieś korzyści ;-) Jednak od czasu kiedy zacząłem coraz więcej oddawać Sile Wyższej jest mi znacznie łatwiej kontrolować własne myśli.
Tu akurat faceci mają łatwiej od Pań, gdyż potrafimy skupić się na jednej czynności a nie potrafimy na wielu. Co nie oznacza że kobieta nie może wyrobić w sobie spokoju. Trening czyni mistrza bez względu na płeć (choć nie w każdej dziedzinie na korzyść i mężczyzn i kobiet)

Medytacja to również czytanie siebie. Czytanie oznak z ciała gdzie znaaaaczna część dolegliwości to psychosomatyka a więc zaduszone traumy. Czytanie własnych motywów o czym było w poprzednich krokach. Analiza własnego dnia do której jeszcze wrócę.

A więc jak medytuję? W prosty sposób, starając się unikać teoretyzowania o które dość łatwo, rozmyślam nad jakimś tekstem. Kto go napisał, po co, dlaczego. Chociaż przed wszystkim jak bardzo mogę odnaleźć tam siebie. Jaki to może być tekst? Właśnie tekst modlitwy ale też nie koniecznie. Ale o tym za chwilę :-)

Jak się modlisz?

Modliłem się kiedyś wyłącznie na pandę, czyli panda, Pan da.
Daj mi, daj mi, daaaaaaj mi!!!!
Dzisiaj również proszę ale najpierw dziękuję za wszystkie łaski a bądź co bądź jest ich sporo. Przepraszam za grzechy (grzech znaczy nie trafić do celu, zejść ze ścieżki miłości) co zdarza mi się bardzo często...

No kiedy już poproszę a proszę o grube sprawy i pierdoły, dopowiadam Niech się dzieje wola Twoja. Dopowiadam i staram się tej zasady trzymać w życiu. Nie będę się rozpisywał o tym było sporo przy okazji innych kroków jednak dopowiem tylko że Bóg to wspaniały, kochany rodzic. Tak bardzo mnie i każdego z nas kocha i szanuje że pozwoli wejść w każde łajno, każde doświadczenie. Jednak też tak bardzo kocha i szanuje że wszystkiego mi nie da.

Podam analogię, moja córka ma 9 i pół roku, jeżeli poprosi mnie o kanapki to czasami zrobię a czasami pełen miłości odpowiem: nie chce mnie sie, zrób so sama ;-) jest na tyle dojrzała że nie obawiam się o nią kiedy posługuje się nożem w kuchni. Kiedy miała trzy latka i mówiła : tato, tato, daj mi nuś (nóż) oczywiście odpowiadałem nie!

Bóg również wie co jest dla mnie dobre w danym momencie i czasami na moje prośby mówi nie. Trzeba pokory żeby to zaakceptować, w przeciwnym razie będę tupał nogami jak rozkapryszony bachor, co mi się zdarza na szczęście już nie tak często :-)

Modlitwa to dla mnie rozmowa z Siłą Wyższą, która często daje mi znaki w prawdziwym życiu. Nie jest tak że swędzi mnie lewe kolano a ja myślę co mi Wielki chce powiedzieć. Nie jest też tak że objawia mi się na chmurce... Ale na przykład w różnych tekstach, zdaniach, sytuacjach czy ludziach daje o sobie znać. Czasami baaaardzo wyraźnie o czym też już pisałem.

Jak łączyć modlitwę i medytację?

Poniżej jest kilka tekstów chrześcijańskich i nie tylko. Wszystkie są moim zdaniem genialne. Postaraj się spokojnie delektować każdym zdaniem. Rozkładać je na czynniki pierwsze zawsze odnosząc je do siebie, do swojej osoby, do własnego życia.

Ważna rzecz. Są one bardzo dużym wyzwaniem, na przykład ten trzeci "Jeżeli zdołasz" jest chyba  odbiciem samego Stwórcy, czystej miłości. Ja odnajdę się może w jednym, dwóch zdaniach. Mógłbym dostać frustracji i porzucić to wszystko bardzo szybko... Daleki jestem od ideału.

Druga sprawa, w Biblii pojawia się tekst o soli dla ziemi. Nie ważne jak bardzo by się starać, kawałek ziemi gdzie jest sól jest taki że nic tam nie wyrośnie. Teolodzy twierdzą że my mamy w sobie takie coś. Nie ważne jak się starasz, nie ważne jak prosisz. Bóg nie zabierze Ci jakiejś wady tylko po to byś przy nim był. To wspaniała nowina! Nie dość że mnie kocha to jeszcze z wadami.

Oczywiście nie chodzi o to by trwać świadomie w wygodzie tych wad.
Po prostu dopóki idziesz w kierunku miłości jesteś zwycięzcą i to nie ważne że czasami rozglądasz się na boki, że czasami dajesz krok na przód a dwa w tył. Dopóki idziesz w stronę światła wygrywasz.

Dość teorii, odpręż się, skup i módl się medytując nad każdym zdaniem :-)

Czy tę najpopularniejszą modlitwę wnoszę również w praktyce w życie codzienne?

Ojcze Nasz (Modlitwa Pańska)

Ojcze nasz, któryś jest w niebie

święć się imię Twoje;

przyjdź królestwo Twoje;

bądź wola Twoja jako w niebie tak i na ziemi;


chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj;


i odpuść nam nasze winy,
jako i my odpuszczamy naszym winowajcom;


i nie wódź nas na pokuszenie;
ale nas zbaw od złego.


Amen. 



Jak bardzo ta modlitwa jest mi bliska w codziennym życiu?

Modlitwa św. Franciszka z Asyżu
Panie, uczyń mnie narzędziem Twojego pokoju
Abym siał miłość tam, gdzie panuje krzywda
Jedność tam, gdzie panuje zwątpienie
Nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz
Światło tam, gdzie panuje mrok
Radość tam, gdzie panuje smutek
Spraw abym mógł
Nie tyle szukać pociechy, co pociechę dawać
Nie tyle szukać zrozumienia, co innych rozumieć
Nie tyle szukać miłości, co kochać
Albowiem, dając – otrzymujemy
Wybaczając – zyskujemy przebaczenie
A umierając – rodzimy się do wiecznego życia.

Czy jestem podobny do tego człowieka?


      Jeżeli zdołasz zachować spokój, 
      chociażby wszyscy go stracili, ciebie oskarżając;
        Jeżeli nadal masz nadzieję, chociażby wszyscy o Tobie zwątpili, 
        licząc się jednak z ich zastrzeżeniem;
      Jeżeli umiesz czekać bez zmęczenia, 
      jeżeli na obelgi nie reagujesz obelgami, 
      jeżeli nie odpłacasz na nienawiść nienawiścią, 
      nie udając jednakże mędrca i świętego;
        Jeżeli marząc - nie ulegasz marzeniom; 
        Jeżeli rozumując - rozumowania nie czynisz celem;
      Jeżeli umiesz przyjąć sukces i porażkę, 
      traktując jednakowo oba te złudzenia,
        Jeżeli ścierpisz wypaczenie prawdy przez Ciebie głoszonej, 
        kiedy krętacze czynią z niej zasadzkę, by wydrwić naiwnych 
        albo zaakceptujesz ruinę tego, co było treścią twego życia, 
        kiedy pokornie zaczniesz odbudowę zużytymi już narzędziami;
      Jeśli potrafisz na jednej szali położyć wszystkie twe sukcesy 
      i potrafisz zaryzykować, stawiając wszystko na jedną kartę, 
      jeśli potrafisz przegrać i zacząć wszystko od początku, bez słowa, 
      nie żaląc się, że przegrałeś;
        Jeżeli umiesz zmusić serce, nerwy, siły, by nie zawiodły, 
        choćbyś od dawna czuł ich wyczerpanie, 
        byleby wytrwać, gdy poza wolą nic już nie mówi o wytrwaniu;
      Jeżeli umiesz rozmawiać z nieuczciwymi, nie tracąc uczciwości 
      lub spacerować z królem w sposób naturalny,
        Jeżeli nie mogą Cię zranić nieprzyjaciele ani serdeczni przyjaciele; 
        Jeżeli cenisz wszystkich ludzi, nikogo nie przeceniając;
      Jeżeli potrafisz spożytkować każdą minutę, 
      nadając wartość każdej przemijającej chwili;

      Twoja jest ziemia i wszystko, co na niej 
      i co - najważniejsze - synu mój - będziesz Człowiekiem.

Jak bardzo moje życie przypomina Deziderate?

  Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu - pamiętaj jaki pokój może być w ciszy. Tak dalece jak to możliwe nie wyrzekając się siebie, bądź w dobrych stosunkach z innymi ludźmi. Prawdę swą głoś spokojnie i jasno, słuchaj też tego co mówią inni, nawet głupcy i ignoranci, oni też mają swoją opowieść. Jeśli porównujesz się z innymi możesz stać się próżny lub zgorzkniały, albowiem zawsze będą lepsi i gorsi od ciebie.

     Ciesz się zarówno swymi osiągnięciami jak i planami. Wykonuj z sercem swą pracę, jakakolwiek by była skromna. Jest ona trwałą wartością w zmiennych kolejach losu. Zachowaj ostrożność w swych przedsięwzięciach - świat bowiem pełen jest oszustwa. Lecz niech ci to nie przesłania prawdziwej cnoty, wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów i wszędzie życie pełne jest heroizmu.

     Bądź sobą, a zwłaszcza nie zwalczaj uczuć: nie bądź cyniczny wobec miłości, albowiem w obliczu wszelkiej oschłości i rozczarowań jest ona wieczna jak trawa. Przyjmuj pogodnie to co lata niosą, bez goryczy wyrzekając się przymiotów młodości. Rozwijaj siłę ducha by w nagłym nieszczęściu mogła być tarczą dla ciebie. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni. Wiele obaw rodzi się ze znużenia i samotności.

     Jesteś dzieckiem wszechświata, nie mniej niż gwiazdy i drzewa, masz prawo być tutaj i czy jest to dla ciebie jasne czy nie, nie wątp, że wszechświat jest taki jaki być powinien.

     Tak więc bądź w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz i czymkolwiek się zajmujesz i jakiekolwiek są twe pragnienia: w zgiełku ulicznym, zamęcie życia, zachowaj pokój ze swą duszą. Z całym swym zakłamaniem, znojem i rozwianymi marzeniami ciągle jeszcze ten świat jest piękny. Bądź uważny, staraj się być szczęśliwy.



Kiedy los wywraca się do góry nogami, kiedy uważasz że Bóg jest nie sprawiedliwy:

Może to dobrze, a może to źle?



Kiedyś żył sobie pewien farmer, który uprawiał ziemię. Pewnego dnia przyszedł do niego sąsiad i powiedział:
- Zobacz! Twoje pole zostało stratowane, mnóstwo plonów jest zniszczonych. Źle się dzieje sąsiedzie.
Farmer odpowiedział na to ze spokojem:
- Może to i źle, może to i dobrze.

Następnej nocy farmer wysłał na pole swojego syna, aby ten zbadał sprawę i dowiedział się co lub kto powoduje takie straty. Syn zaczaił się w krzakach i zobaczył, że powodem strat jest piękna klacz! Pochwycił ją więc i przyprowadził do stodoły. Wszyscy we wsi mu zazdrościli:
- Jakże pięknego konia Pana syn złapał! Pan to ma szczęście!
Farmer skwitował to mówiąc:
- Może to i dobrze, może to i źle.

Po kilku tygodniach koń uciekł i zniknął gdzieś w lesie. Sąsiedzi znów to skomentowali:
- Pan to ma pecha, teraz ani porządnych plonów, ani konia. Trzeba było go lepiej pilnować!
Farmer spokojnie odpowiedział:
- Może to źle, a może to dobrze?

Nazajutrz klacz powróciła do właściciela, tym razem jednak za nią przybył też zwabiony jej urokiem potężny ogier!
- Pan to ma szczęście! Teraz masz Pan dwa konie, jesteś bogaty!
- Może to i dobrze, a może to i źle.

Syn farmera postanowił ujeździć ogiera, ten jednak nieprzywykły do siodła stanął dęba i zrzucił chłopca na ziemię. Pech chciał, że chłopak złamał nogę i nie mógł pracować. Sąsiedzi zbiegli się przerażeni:
- Tyle cierpienia w tym domu! Taki pech! Co wam po koniu, jak chłopak ma teraz nogi połamane?
Farmer wzruszył ramionami:
- Nie wiem czy to dobrze, czy to źle.

Wkrótce potem wybuchła wojna i król zażądał, aby wszystkich młodych mężczyzn wcielić do wojska. Gdy przybyła komisja poborowa zabrali wszystkich chłopców, oprócz syna farmera, który miał złamaną nogę. Sąsiad na to:
- Wy to macie szczęście. Moich synów zabrali i nie wiem czy jeszcze kiedykolwiek ich zobaczę, a Pana dzieci w spokoju w domu siedzą.
- Może to i dobrze, może to i źle.

Kiedy się dołujesz, kiedy się nakręcasz:

Pewnego wieczoru stary Indianin z plemienia Cherokee opowiadał swojemu wnukowi o walce, która toczy się w jego wnętrzu.
Powiedział:
"To walka pomiędzy dwoma wilkami.
- Jeden z nich jest zły: złość, żal, pretensje, pazerność, arogancja, poczucie winy, kłamstwa, zawiść, nieuczciwość, rozczulanie się nad sobą, pycha, wygórowane lub zbyt niskie poczucie własnej wartości, ego...
- Drugi jest dobry: radość, pokój, tolerancja, miłość, nadzieja, troska o innych, życzliwość, empatia, hojność, prawda, współczucie i wiara".

Wnuk chwilę się nad tym zastanawiał, w końcu zapytał: "Który wilk wygrywa?".
Stary Indianin odpowiedział po prostu:
"Ten, którego karmię".


Na koniec przeczytaj ten artykuł : Czytasz ale po co?

środa, 2 listopada 2016

12 kroków AA, krok dziesiąty "Prowadziliśmy nadal obrachunek moralny z miejsca przyznając się do popełnionych błędów"


Pixabay

W naturze występują dwa rodzaje kacu, kaca (jak się to właściwie odmienia?)

Kac fizyczny, znany chyba wszystkim czytelnikom tego bloga... Jak również kac duchowy, inaczej jak nazywa się go AA kacem uczuciowym a w terapii emocjonalnym. Ten drugi, kac moralny jest znany na pewno wszystkim czytelnikom tego bloga.

Co jest jego powodem? O ile zwykły kac to objawy zatrucia (przedawkowania) alkoholowego to kac moralny jest objawem naszych rozbujanych emocji. Zawsze tych nieprzyjemnych czy też złych, emocji, uczuć i najważniejsze zachowań.

Alkoholik pije bo ma problemy, ma problemy bo pije. To jest błędne koło gdzie mieszanką paliwową są wyrzuty sumienia i alkohol. Ta mikstura zawsze sprowadza ludzi na manowce.

Co jest najlepsze na kaca fizycznego? Oczywiście klin "Czym się zatrułeś tym się lecz" Rzecz jasna to najgorsze wyjście! Przynosi szybko efekt który jest jednak krótkotrwały i nie prawdziwy.

Co jest najlepsze na kaca moralnego? Użalenie się nad sobą... Przynosi to krótkotrwałą ulgę ale nie rozwiązuje problemu / źródła smutku.

Mój dziadek mówił że najlepszym lekarstwem na kaca jest dzień wcześniej nie pić :-)
Jeszcze do połowy 2009 roku była to dla mnie jakaś abstrakcja. Dzisiaj wiem że miał racje ;-)

Kac moralny jest taki sam, najlepszym lekarstwem na niego jest dzień, godzinę czy jeszcze mniej nie hodować i nie pielęgnować w sobie nieprzyjemnych uczuć, emocji i myśli. Oczywiście należy zacząć od tych ostatnich bo na nie mamy największy wpływ, reszta jest skutkiem przyczyny...

Tak naprawdę dopiero od tego kroku zaczynasz dzień po dniu czytać książkę którą jesteś Ty sam. Nie jest to łatwe, zwłaszcza na początku ale jak się przekonasz konieczne. Oczywiście nie ma się co zniechęcać, po jakimś czasie wchodzi to w krew i nie zauważasz już "przymusu" analizowania siebie a korzyści z tego płynące przyćmiewają wszystkie jego "wady".

Jak zacząć? Na początek może to być raz w tygodniu (rzadziej odpada bo nie będziesz pamiętał całego miesiąca) Znajdź sobie jeden dzień tygodnia w którym możesz usiąść sam, bez radia i tv z wyłączonym telefonem.

Przeleć w myślach tydzień, zbadaj to co Cię zezłościło a co uszczęśliwiło. Zadawaj sobie pytania "Dlaczego tak się zachowałem?" , "Czy mogłem zrobić coś inaczej, czy może powinienem nic nie robić?". Zawsze staraj się wczuć w rolę innej osoby ( tu akurat Panie mają znaczną przewagę nad mężczyznami, taka Wasza natura :-) )

Badaj czy nie ulegasz racjonalizacji, usprawiedliwianiu się itd. Kto jak kto ale osoby uzależnione świetnie potrafią się wybielać. Tego należy się wystrzegać, bo albo staniesz w miejscu albo zawrócisz (w sumie to jedno to samo)

Kolejną rzeczą na jaką należy uważać przy usprawiedliwianiu się jest nazywanie własnego gniewu usprawiedliwionym. Teraz coś nowego : NIGDY NIKT CIĘ NIE ZDENERWOWAŁ, TO TY SAM SIĘ ZDENERWOWAŁEŚ. Więcej na ten temat pod tymi linkami:

Jak sobie radzić z trudnymi ludźmi? Czyli po co mi wredny sąsiad?

Jak uczyć się na błędach? Czyli co robić kiedy wszystko się wali?


Na podsumowanie jeszcze dwie sprawy, analizy dokonuj na początku raz w tygodniu, później w sposób dość naturalny będziesz ją robił co wieczór podczas modlitwy i medytacji. Jeszcze później z miejsca  lub z małym opóźnieniem będziesz szukał odpowiedzi, dlaczego tak a nie inaczej się zachowałeś. Jest to niezwykle ważne bo bez wglądu w siebie Twoje życie jest dziełem nie świadomych zdarzeń które nazywasz pechem...

Druga sprawa, kiedy wejdzie Ci w krew analiza własnych motywów i zachowań odkryjesz masę pozytywów z tego płynących. Staniesz się bardziej lubiany, życie Ci się zacznie układać, może i awans lub podwyżka. Naprawdę, zacznie się dziać dużo dobrego w Twoim życiu jeżeli będzie ono pokorne. Po pewnym czasie może się pojawić przekonanie że to wszystko Twoja zasługa... Mi się takie coś pojawiło i pojawia do tej pory. Bywam paskudnie pyszny i jak się na tym złapie to za głowę się chwytam...

Rozwój osobisty i jego owoce były pożywką dla mojego ego jednak w środku czułem się nadal pusty. Z wielkim trudem około roku temu przyznałem że to zasługa bardziej Boga niż moja. Wszystko a więc trzeźwość, rodzina i sukcesy są jego zasługą. Porażki są wtedy kiedy chcę żyć po swojemu. Trąca fanatyzmem? Może tak, a może to Twoje ego nie chce oddać chwały Sile Wyższej? Przemyśl to :-)

Ja próbowałem wszystkiego i to okazało się najlepszym rozwiązaniem by pokorne zachowanie było częścią mojego życia a nie tylko środkiem do pompowania własnych ambicji.

Miłego :-)

Jak uczyć się na błędach? Czyli co robić kiedy wszystko się wali?


Pixabay
Poniżej fragment książki "Kurs realizacji marzeń" tydzień 10.

Pierwszego dnia odpowiedz sobie na pytanie czy cierpienie oddala Cię od szczęścia?

Wiecie, każda grypa zaczyna się od objawów przeziębienia. Kaszel, katar czy ogólne zmęczenie nie są złe. One są informacjami, wskazówkami. Ból fizyczny, przecież zdecydowana większość z nas nie lubi go odczuwać, to oczywiste! Ale czy chcielibyśmy się go pozbyć? Jakie było by życie bez bólu? Wspaniałe myślisz? Pomedytuj dziś nad tym.

Drugiego dnia spisz kilka rzeczy które powodują że cierpisz. Brak zdrowia, pieniędzy czy przyjaciół lub ukochanej/ukochanego? 

Teraz mały szok, życie bez cierpienia to życie bez rozwoju. Jeżeli przywalisz sobie młotkiem w palec, to po to Cię ten palec boli abyś wiedział że coś się zadziało. Sądzę że ból wielokrotnie uratował Ci jakąś część ciała, przykładowy palec w końcu został by amputowany i to może przy łokciu, gdybyś nie zainterweniował. Naturalny stan ludzki to nie odczuwanie bólu, to oczywiste i zapewne się ze mną zgadzasz. Ale co z emocjami i uczuciami. 
Jak często próbujesz walczyć z życiem duchowym które podobnie jak ból fizyczny próbuje ci coś przekazać? Kiedy boli cię ciało, sprawdzasz co się dzieje, idziesz do lekarza, bierzesz tabletkę. W życiu emocjonalnym w większości bierzemy tabletkę w postaci alkoholu, seksu, zakupów, zwykłego narzekania, użalania się nad sobą i całej reszty odwracaczy uwagi od "problemu". Wymienione rzeczy nie są złe ale nie rozwiążą sprawy, tylko ją pogorszą. Więc zrozum proszę że masz wpływ na życie, świat nie jest wrogi. 
Jeżeli jest Ci w życiu dobrze to świetnie, to naturalny stan ludzki, podobnie jak brak bólu fizycznego. Jeżeli jednak jest Ci źle, masz wrażenie że los uwziął się na Ciebie, zastanów się czego możesz się teraz nauczyć.

Dzień trzeci i czwarty to szukanie odpowiedzi na to dlaczego cierpię z jakiegoś powodu od dłuższego czasu? 

Ważne abyś nie obwiniał otoczenia za ten stan rzeczy bo na dłuższą metę to Ty jesteś odpowiedzialny za to co jest.
Podobnie jak z ludźmi, najbardziej wymagające, skuteczne lekcje to takie które są trudne do zaakceptowania. 
Co może dać Ci zwolnienie z pracy? Może setki innych możliwości na które byś się wcześniej nie odważył.
Jeżeli, prosisz Boga o odwagę, nie otrzymasz jej, otrzymasz natomiast okazję do nauczania się odwagi. Mandat czy inna kara pieniężna może pokazać Ci że zawsze masz dość siły i pomysłów na osiągnięcie celu, jedynie czasami brakuje motywacji. 
Przykład, chciałem kiedyś z rodziną pojechać na basen, koszt 100zł, nie wiele ale nie mając wolnej gotówki powiedziałem że nie da rady w tym miesiącu, może następnym razem. Tydzień później jadąc autem, sru, ktoś zrobił zdjęcie z krzaka... Na początku czułem się dobrze, myślałem że to paparazzi o sławny jestem ;) Prawda okazała się inna... Nie dość że brzydko na nim wyglądałem to jeszcze drogie jak cholera! No ale co? Trzeba to trzeba, mała fucha, kilka nadgodzin i po trzech dniach miałem potrzebną kwotę! Wiecie o czym mówię? Wiecie. 

Motywacja jest silniejsza kiedy powstaje zagrożenie a mniejsza kiedy jest potrzeba. Co może Ci dać tak przykra sytuacja jak choroba kogoś bliskiego lub Twoja? Są to bardzo trudne chwile kiedy choruje dziecko, wiem bo sam mam dziecko. Jedno jest pewne, rodzina jest w takim czasie niezwykle blisko. Kiedy mnie zdarzało się silnie chorować, przesiąkałem niezwykłą pokorą i refleksją. Był to czas kiedy ego siedziało cichutko w koncie i nie zaśmiecało mi głowy niepotrzebnymi sprawami. Czego może nauczyć śmierć? Ano tego że często przychodzi jak złodziej do Twojego domu. Dzień zaczynasz jak zawsze a kiedy wracasz z pracy okazuje się że zostałeś okradziony. Śmierć przypomina również o ograniczeniach ciała, czyjaś śmierć może sprawić że dopiero zaczniesz żyć. Kiedy wszystko zaczyna się walić, jest to czas na głębokie refleksje, czas na to by sprawdzić czy to właściwy kierunek. Czy być może sprawdzian dla "słomianego zapału" który Ci towarzyszył. Życie wypełnione jest znakami w postaci ludzi i sytuacji, zawsze ma nam coś do powiedzenia. Niekiedy znaki zarośnięte są krzakami. Te krzaki to egocentryczne myśli, to użalanie się nad sobą i brak 
akceptacji.

Dzień piąty i szósty to szukanie odpowiedzi na pytanie czego mam się nauczyć w tej trudnej chwili?  Z pomocą Boga lub przyjaciół szukaj swojej odpowiedzi. Każdy może mieć inną radę w podobnej sytuacji. Nie obwiniaj w kółko innych a znajdziesz odpowiedź i się rozwiniesz.
Zaakceptuj życie takim jakie jest, wpatruj się w nie przez najbliższy tydzień bardziej niż kiedykolwiek, zastanawiaj się co Ci ma to przekazania. Kiedy to zrozumiesz i zaakceptujesz bardzo się rozwiniesz a sukces będzie tylko kwestią czasu. 

Dzień siódmy to Twoje refleksje. Zachęcam do komentowania :-)

Jak sobie radzić z trudnymi ludźmi? Czyli po co mi wredny sąsiad?


Pixabay
Fragment książki "Kurs realizacji marzeń" Tydzień 9.


Pierwszego dnia tego tygodnia wróć do nie oceniania.

Traktowanie każdego człowieka jak nauczyciela, to krok milowy w akceptacji. Prawdę mówiąc każdy człowiek w naszym życiu jest naszym odbiciem. Zwłaszcza Ci bliscy. Zauważ że wraz ze zmianą systemu wartości bardzo często zmianie ulega również twoje otoczenia a konkretniej ludzie w nim żyjący.

Drugiego dnia zastanów się jacy ludzie żyją w Twoim otoczeniu od dłuższego czasu. 

Nie oceniaj w kategoriach dobrych/złych ludzi. Możliwie obiektywnie zastanów się jacy są.
Odkąd zrozumiałem że Intencja, Wszechświat czy Bóg posługuje się innymi ludźmi aby coś przekazać jest mi w życiu dużo łatwiej. Jeżeli chcę coś osiągnąć, szukam takiej osoby która już to ma, na ile to możliwe uczę się od niej jak iść ścieżką którą ona już przeszła. 
To oczywiste że jeżeli moim celem jest stać się majętnym człowiekiem to wysłucham rad kogoś kto jest majętny a kiedyś był w podobnej sytuacji do mnie. Słuchanie w tej dziedzinie życia, rad osoby która jest od lat na bezrobociu i czeka na kierownicze stanowisko nie jest najlepszym pomysłem, ją lepiej zapytać o oszczędzanie i sposoby na nudę.


Trzeciego dnia zastanów się czy Twoje otoczenie jest twoim odbiciem. Poszukaj podobieństw.

Więc jeżeli szukam autorytetu to łatwiej traktować ludzi jak nauczycieli. Ale co z tak zwanymi "trudnymi ludźmi"? Cóż to też nauczyciele ale bardziej wymagający i surowi przez co nierzadko bardziej skuteczni.
Czwartego dnia tego tygodnia zastanów się i zapisz kilka cech ludzkich które Cię denerwują u innych ludzi. Co takiego powoduje że krew Cię zalewa?
Podam Ci przykład, poszukaj u siebie podobnych analogi, być może będą nawet identyczne.
Kiedy byłem jeszcze uwikłany w pijackie życie można było mnie różnie nazwać, złodziej, pijak, kłamca itd. Ale gdy ktoś nazywał mnie alkoholik, obrywał ciętą ripostą. Szlak mnie trafiał gdy tak do mnie mówiono, oczywiście uważałem że gówno o mnie wie i to nie prawda. Fakt lubię wypić ale nie jestem pieprzonym alkoholikiem! 
Skąd ta irytacja na to słowo? Czy to ten kto mnie tak nazywał, ją powodował? Nie! Dlaczego nie? Dlatego że dziś sam się tak nazywam, a nie czuje takiej złości. Jak ktoś mnie tak nazwie to oczywiście przytakuję z uśmiechem. Co się więc zmieniło? Świat jest "taki sam", "ludzie też". Więc czemu nie czuje złości gdy ktoś tak mówi? Bo mój sposób postrzegania się zmienił. Kiedy piłem i tak mnie ktoś nazwał reagowałem taką złością, bo ten ktoś był bardzo blisko mojej ukrytej prawdy. Uważałem że nie jestem alkoholikiem, ale głęboko w środku było dokładnie na odwrót. Sądziłem że tylko ja o tym wiem, gdy ktoś obnażał moją "tajemnicę" czułem złość której źródłem był strach.
Dzisiaj wiem o sobie znacznie więcej i akceptuję to jaki jestem więc nie reaguję już strachem i złością.

Piąty i szósty dzień to twarda lekcja pokory. 

Nie myl pokory z uległością, pokora to  widzenie siebie w prawdzie. Zadawaj sobie pytanie czego ma mnie ta osoba nauczyć, czego mam się dowiedzieć?  Jeżeli jesteś wierzący poproś Boga o pomoc w zrozumieniu.
To doświadczenie można przełożyć na wiele innych. Bywa że mam w pracy bardzo dobrych nauczycieli (czytać trudnych ludzi) Kiedy ktoś do mnie powie Ty durniu! A ja się zezłoszczę, to nie on mnie zdenerwował a ja sam! Nie znaczy to że można sobie pozwolić na wykorzystanie w jakiejkolwiek postaci, nie znaczy że kiedy się zdenerwujesz masz być jak Poker Face ;) Nie duś emocji, to ważne! Obserwuj to co się dzieje. Bywa że odpowiem takiej osobie "sam jesteś dureń", bywa że uśmieje się z tego. Chodzi o to że kiedy poczuję złość i ona dość szybko opadnie, powiedzmy w kilka do kilkadziesiąt minut to w porządku, nie skupiam się zbytnio na tym. Ale kiedy wałkuje złość, kiedy ją pielęgnuję i przeżywam sytuację kilka dni czy tygodni to ewidentnie mam coś do przerobienia. 

Być może uważam się za durnia i nieudacznika, a ta osoba obnażyła moją tajemnicę (analogicznie do słowa alkoholik) Być może mam niskie poczucie własnej wartości i jestem uzależniony od cudzej opinii, i kiedy ktoś mnie chwali to jestem na piedestale a kiedy ktoś krytykuje leże nagi w kałuży!
Jeżeli kogoś nie znoszę (to nie to samo, co to że nie mogę z kimś dogadać, znajomych i przyjaciół dobiera się na podstawie systemu wartości, to oczywiste że z każdym się nie dogadam w taki sam sposób), więc jeżeli kogoś nie cierpię, to warto się przyjrzeć temu, być może zazdroszczę tej osobie czegoś (rzeczy materialne lub to jaka ona jest) być może jest ona dla mnie doskonałym zwierciadłem i własne "niedoskonałości" i "błędy" widzę właśnie na niej a że łatwiej złościć się na kogoś to tak też się dzieje.

Oczywiście wiem jak bardzo można zostać skrzywdzonym, można czuć też urazę do kogoś przez lata, jedno jest pewne, nie musisz kogoś kochać za to że "napluł Ci w twarz" ale jeżeli tego już nie robi to przestań przeżywać to doświadczenie w kółko i bez przerwy. Życie minie Ci na wiecznym przeżywaniu czegoś o czym chcesz zapomnieć, pamiętaj też że ludzie z natury nie są źli, nie rzadko ci którzy tworzą piekło na ziemi sami takiego doświadczyli. Jedni sobie z tym poradzili inni nie. Nie tłumaczę nikogo ale też poniekąd wielu rozumiem. 
Są też ludzie którzy nie zmienią się i już, wówczas warto się zastanowić czy ta osoba nie pojawiła się po to, bym ta ja zmienił położenie. 

W tym tygodniu staraj się uczyć, obserwuj każdego napotkanego człowieka i zastanawiaj się czego można się nauczyć. Zawsze można się czegoś nauczyć i to od każdego, trzeba jedynie spojrzeć odrobinę szerzej. Złodziej może Cię nauczyć odwagi, kłamca jest sprytny a ktoś kto Ci naubliżał? Słusznie czy nie słusznie, jedno trzeba mu przyznać, umie się wyrazić i nie blokuje emocji. Rzecz jasna ani złodziej, ani kłamca anie choleryk nie są ludźmi na których masz się wzorować. Po prostu mają cechy które mogłyby służyć też dobru :-) 

Oczywiście nie musisz tego wszystkiego robić, ale takie podejście do ludzi sprawi że zaczniesz ich akceptować, uczyć się więcej i szybciej bez większego wysiłku. Życie w akceptacji to upojenie bezalkoholowe.

Siódmy dzień to klasycznie podsumowanie. Zachęcam do komentarzy :-)