środa, 2 listopada 2016

Jak sobie radzić z trudnymi ludźmi? Czyli po co mi wredny sąsiad?


Pixabay
Fragment książki "Kurs realizacji marzeń" Tydzień 9.


Pierwszego dnia tego tygodnia wróć do nie oceniania.

Traktowanie każdego człowieka jak nauczyciela, to krok milowy w akceptacji. Prawdę mówiąc każdy człowiek w naszym życiu jest naszym odbiciem. Zwłaszcza Ci bliscy. Zauważ że wraz ze zmianą systemu wartości bardzo często zmianie ulega również twoje otoczenia a konkretniej ludzie w nim żyjący.

Drugiego dnia zastanów się jacy ludzie żyją w Twoim otoczeniu od dłuższego czasu. 

Nie oceniaj w kategoriach dobrych/złych ludzi. Możliwie obiektywnie zastanów się jacy są.
Odkąd zrozumiałem że Intencja, Wszechświat czy Bóg posługuje się innymi ludźmi aby coś przekazać jest mi w życiu dużo łatwiej. Jeżeli chcę coś osiągnąć, szukam takiej osoby która już to ma, na ile to możliwe uczę się od niej jak iść ścieżką którą ona już przeszła. 
To oczywiste że jeżeli moim celem jest stać się majętnym człowiekiem to wysłucham rad kogoś kto jest majętny a kiedyś był w podobnej sytuacji do mnie. Słuchanie w tej dziedzinie życia, rad osoby która jest od lat na bezrobociu i czeka na kierownicze stanowisko nie jest najlepszym pomysłem, ją lepiej zapytać o oszczędzanie i sposoby na nudę.


Trzeciego dnia zastanów się czy Twoje otoczenie jest twoim odbiciem. Poszukaj podobieństw.

Więc jeżeli szukam autorytetu to łatwiej traktować ludzi jak nauczycieli. Ale co z tak zwanymi "trudnymi ludźmi"? Cóż to też nauczyciele ale bardziej wymagający i surowi przez co nierzadko bardziej skuteczni.
Czwartego dnia tego tygodnia zastanów się i zapisz kilka cech ludzkich które Cię denerwują u innych ludzi. Co takiego powoduje że krew Cię zalewa?
Podam Ci przykład, poszukaj u siebie podobnych analogi, być może będą nawet identyczne.
Kiedy byłem jeszcze uwikłany w pijackie życie można było mnie różnie nazwać, złodziej, pijak, kłamca itd. Ale gdy ktoś nazywał mnie alkoholik, obrywał ciętą ripostą. Szlak mnie trafiał gdy tak do mnie mówiono, oczywiście uważałem że gówno o mnie wie i to nie prawda. Fakt lubię wypić ale nie jestem pieprzonym alkoholikiem! 
Skąd ta irytacja na to słowo? Czy to ten kto mnie tak nazywał, ją powodował? Nie! Dlaczego nie? Dlatego że dziś sam się tak nazywam, a nie czuje takiej złości. Jak ktoś mnie tak nazwie to oczywiście przytakuję z uśmiechem. Co się więc zmieniło? Świat jest "taki sam", "ludzie też". Więc czemu nie czuje złości gdy ktoś tak mówi? Bo mój sposób postrzegania się zmienił. Kiedy piłem i tak mnie ktoś nazwał reagowałem taką złością, bo ten ktoś był bardzo blisko mojej ukrytej prawdy. Uważałem że nie jestem alkoholikiem, ale głęboko w środku było dokładnie na odwrót. Sądziłem że tylko ja o tym wiem, gdy ktoś obnażał moją "tajemnicę" czułem złość której źródłem był strach.
Dzisiaj wiem o sobie znacznie więcej i akceptuję to jaki jestem więc nie reaguję już strachem i złością.

Piąty i szósty dzień to twarda lekcja pokory. 

Nie myl pokory z uległością, pokora to  widzenie siebie w prawdzie. Zadawaj sobie pytanie czego ma mnie ta osoba nauczyć, czego mam się dowiedzieć?  Jeżeli jesteś wierzący poproś Boga o pomoc w zrozumieniu.
To doświadczenie można przełożyć na wiele innych. Bywa że mam w pracy bardzo dobrych nauczycieli (czytać trudnych ludzi) Kiedy ktoś do mnie powie Ty durniu! A ja się zezłoszczę, to nie on mnie zdenerwował a ja sam! Nie znaczy to że można sobie pozwolić na wykorzystanie w jakiejkolwiek postaci, nie znaczy że kiedy się zdenerwujesz masz być jak Poker Face ;) Nie duś emocji, to ważne! Obserwuj to co się dzieje. Bywa że odpowiem takiej osobie "sam jesteś dureń", bywa że uśmieje się z tego. Chodzi o to że kiedy poczuję złość i ona dość szybko opadnie, powiedzmy w kilka do kilkadziesiąt minut to w porządku, nie skupiam się zbytnio na tym. Ale kiedy wałkuje złość, kiedy ją pielęgnuję i przeżywam sytuację kilka dni czy tygodni to ewidentnie mam coś do przerobienia. 

Być może uważam się za durnia i nieudacznika, a ta osoba obnażyła moją tajemnicę (analogicznie do słowa alkoholik) Być może mam niskie poczucie własnej wartości i jestem uzależniony od cudzej opinii, i kiedy ktoś mnie chwali to jestem na piedestale a kiedy ktoś krytykuje leże nagi w kałuży!
Jeżeli kogoś nie znoszę (to nie to samo, co to że nie mogę z kimś dogadać, znajomych i przyjaciół dobiera się na podstawie systemu wartości, to oczywiste że z każdym się nie dogadam w taki sam sposób), więc jeżeli kogoś nie cierpię, to warto się przyjrzeć temu, być może zazdroszczę tej osobie czegoś (rzeczy materialne lub to jaka ona jest) być może jest ona dla mnie doskonałym zwierciadłem i własne "niedoskonałości" i "błędy" widzę właśnie na niej a że łatwiej złościć się na kogoś to tak też się dzieje.

Oczywiście wiem jak bardzo można zostać skrzywdzonym, można czuć też urazę do kogoś przez lata, jedno jest pewne, nie musisz kogoś kochać za to że "napluł Ci w twarz" ale jeżeli tego już nie robi to przestań przeżywać to doświadczenie w kółko i bez przerwy. Życie minie Ci na wiecznym przeżywaniu czegoś o czym chcesz zapomnieć, pamiętaj też że ludzie z natury nie są źli, nie rzadko ci którzy tworzą piekło na ziemi sami takiego doświadczyli. Jedni sobie z tym poradzili inni nie. Nie tłumaczę nikogo ale też poniekąd wielu rozumiem. 
Są też ludzie którzy nie zmienią się i już, wówczas warto się zastanowić czy ta osoba nie pojawiła się po to, bym ta ja zmienił położenie. 

W tym tygodniu staraj się uczyć, obserwuj każdego napotkanego człowieka i zastanawiaj się czego można się nauczyć. Zawsze można się czegoś nauczyć i to od każdego, trzeba jedynie spojrzeć odrobinę szerzej. Złodziej może Cię nauczyć odwagi, kłamca jest sprytny a ktoś kto Ci naubliżał? Słusznie czy nie słusznie, jedno trzeba mu przyznać, umie się wyrazić i nie blokuje emocji. Rzecz jasna ani złodziej, ani kłamca anie choleryk nie są ludźmi na których masz się wzorować. Po prostu mają cechy które mogłyby służyć też dobru :-) 

Oczywiście nie musisz tego wszystkiego robić, ale takie podejście do ludzi sprawi że zaczniesz ich akceptować, uczyć się więcej i szybciej bez większego wysiłku. Życie w akceptacji to upojenie bezalkoholowe.

Siódmy dzień to klasycznie podsumowanie. Zachęcam do komentarzy :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz