niedziela, 21 lutego 2016

Miłość, niekończąca się waluta

Pixabay


Tak jest ten świat złożony że jak ktoś się bogaci to drugi traci.
Jeżeli płacę na przykład za buty to pieniądze które miałem przekazuje dalej, mam buty ale nie mam już kasy. Ja straciłem pieniądze a sprzedawca je zyskał.
Pomyślisz Jak straciłem, przecież mam buty! Tak? A sprzedaj je po wyjściu ze sklepu za te same pieniądze...

Ale to nieistotne, handel na tym polega. Chodzi o to że:
Idąc do pracy, tracisz czas gdy ktoś inny go zyskuje, no bo nie musi robić tego co ty, w tym czasie zajmuje się czymś innym.

Dostajesz wypłatę, szef traci, ty zyskujesz. Płacisz podatki, ty tracisz, państwo otrzymuje. I tak dalej, w nieskończoność. Jest to obrót, nic nie ginie, zmienia tylko właściciela. Taka jest natura rzeczy ziemskich.

Jest natomiast waluta z nieba! Jak się nazywa? Nazywa się miłość. Jakie ma nominały? Nie ma, ona po prostu jest. Najważniejsze jest to że ona nie zmienia właściciela, ona się pomnaża kiedy ktoś ją ma i rozdaje.

No bo tak, jeżeli jesteś przepełniony miłością, to znaczy, jesteś człowiekiem pogodnym wówczas ludziom w Twoim otoczeniu się udziela. Ale czy ty tracisz swą walutę? Nie! Wręcz przeciwnie, czujesz się jeszcze lepiej.

Jeżeli idziesz ulicą i dasz komuś serdeczny uśmiech, czy poczujesz się gorzej? Nie! Ty i on zyskacie!
To jest fenomen waluty którą jest miłość.
Być może ktoś się zezłości kiedy będziesz chciał dać mu odrobinę tych pieniędzy, na przykład mówiąc umyj ręce, zapnij pasy, przykryj nogi, nie śpiesz się, jednak dając nie tracisz.

Czy tą walutę można podrobić?

Można, ale nie skutecznie, bo kiedy dasz podróbkę, szybko się przekonasz że to nie był prawdziwy pieniądz.

Nie warto wprowadzać podróbek w obieg. Mimo że o tym wiem, sam czasami próbuję wcisnąć fałszywkę, jednak szybko  obraca się to przeciwko mnie :-)

Pierwsze będą niespełnione oczekiwania, poczujesz się gorzej jeżeli ktoś Cie nie pochwali, nie podziękuje, nie obdaruje tym samym.
Po po prostu będziesz zawiedziony. Kiedy dasz i stracisz to wiedz że dałeś podróbkę a nie prawdziwą miłość. Ale nie martw się, wystarczy że o tym wiesz,  masz już kilka prawdziwych banknotów w kieszeni.
Idź i wzbogać się trochę dzisiaj :-)

Miłego, Sylwek

piątek, 19 lutego 2016

Od przybytku głowa nie boli. Ale czy aby na pewno?


Pixabay



No właśnie, od przybytku głowa nie boli, jak to jest. Czy można gromadzić dobra bez karnie?
Oczywiście że nie, ba zaraz znajdzie się uprzejmy sąsiad i urząd skarobonkowy ;-)
Ale nie o tym, bo to nie blog ekonomiczny.

Chodzi mi bardziej o aspekt duchowy. Jak to jest z gromadzeniem, czy chociaż życiem w dobrach.

Gdybym kupił sobie to czy tamto byłbym szczęśliwy. 

Gdybym mieszkał gdzie indziej to byłbym bardziej zadowolony.

Jak bym miał taki czy taki tytuł to było by cudownie.

Otóż nic z tego, powiem więcej od przybytku można wpaść w niezłe tarapaty. I nie chodzi o to że jestem wrogiem materializmu, nie nie jestem, mało tego, bywam pyszny z jego powodu.
Chodzi o to że może to się okazać droga do czarnej "D"

Narkotyki w pierwszej fazie swojego istnienia były zażywane w bogatych krajach, przez bogatych ludzi. Dzisiaj statystycznie w większości wypadków w dużych miastach, więc tam gdzie niby jest więcej możliwości na rozwój.

Im więcej zarobię, tym więcej wydam. Droższy gadżet, lepszy samochód, większy dom (czy to drugi czy pierwszy) bardziej markowe ciuchy i cotygodniowe zakupy nie robione już w Stonce ;-) Niby nic złego ale wszystko ma swoją cenę! W tym wypadku ceną jest czas, spokój, najbliżsi. Powiem Ci że to wysoka stawka. Tym bardziej że nagrodą jest dalej, samochód, dom, ciuch czy żarcie. Niby inne ale jednak w podstawowej funkcji nadal to samo.

Można popaść też w inwestycje, więcej i więcej. To wyścig w którym nie ma mety!

Czy warto więc gromadzić? Warto, o ile skupiam się na zaspokojeniu podstawowych potrzeb wraz z poczuciem bezpieczeństwa. Jak komornik puka do drzwi, a micha jest pusta, to wiele nie pomoże by się wyciszyć. Jednak w większości wypadków kupuję rzeczy totalnego zbytku.

Na koniec jeszcze jedna ciekawa rzecz. Przeprowadzono badania niemal na całym globie. Badania na dzieciach, na czterolatkach. Takie dzieci jeszcze nie są specjalnie uwarunkowane. Pokazano im różne zabawki, miały wybrać najlepsze z nich. Od klocków, wypasionych lalek, zabawek prostych i skomplikowanych transformerów. Wiesz co się okazało najbardziej zabawową zabawką na świecie wśród czterolatków? Drewniana łycha!

I z tą łychą w garści do usłyszenia :-) Sylwek.



środa, 17 lutego 2016

Na początku było kłamstwo...




Ciekawe z czym skojarzyłeś tytuł ;-) Ale do rzeczy.

Za każdym razem kiedy wpadnę w jakieś tarapaty, zachowam się nie właściwie, kogoś zranię w jakikolwiek sposób, lub sam siebie uszkodzę czy to fizycznie czy psychicznie pojawia się jedna rzecz.

Zawsze i za każdym razem jest jedna rzecz która zapowiada tarapaty!
Czyż nie było by dobrze wiedzieć co to jest? Ile można by kłopotów uniknąć gdyby widziało się tę czerwoną lampkę z napisem UWAGA NIEBEZPIECZEŃSTWO!

Teraz Cię zaskoczę i wkurzę :-) To my sami, ja, ty, dosłownie każdy, sam tworzy tę lampkę ostrzegawczą!

Co za brednie myślisz? Przecież gdybyś zrobił sam sygnał ostrzegawczy to byś wiedział i później nie miał czego żałować, prawda? Otóż nie do końca, rzecz w tym że ten sygnał ostrzegawczy z założenia jest "nie widzialny"

Teraz to namieszał !!! 

Przyjacielu, przyjaciółko, chodzi o kłamstwo! Za każdym razem kiedy zrobię coś za co później są konsekwencje, tworzę sobie iluzję.

Przecież to jedno piwko, dzisiaj ostatnie od jutra nie piję! 

Jednego papieroska i koniec.

Ten jeden skok w bok to nic, każdy tak robi, to tylko seks.

On ma dość kasy, nie zbiednieje jak mu skubnę trochę.

Jak się nachlam to mu pokarzę.

Przecież ja nie kłamie, ja tylko koloryzuje.

To nie mój czas, za wcześnie, za późno.

I takich przykładów można by setki wymieniać, za każdym razem to samo.
Wszyscy mamy ego, kiedy nie jest pilnowane robi się bajzel.
Ego nie lubi być krytykowane, dlatego zawsze szuka usprawiedliwienia przed czymś czego później będzie żałować.

Ja jako facet, a na dodatek uzależniony to potrafiłem wszystko zracjonalizować, ba bywałem tak przekonujący że sam sobie gratulowałem jaki jestem gość ;-)

Dzisiaj? Jest troszkę, lepiej ;-)

Tak więc kochani, jeżeli poczujesz że zaczynasz szukać usprawiedliwienia, jeżeli poczujesz że uchylasz sobie furtkę, to zastanów się chociaż, czy to aby nie droga na manowce :-)

Miłego! Sylwek

piątek, 12 lutego 2016

Czy istnieje idealny mężczyzna, idealna kobieta?

Pixabay



Po za mną nie ;-P Oczywiście żartuje, ja obok ideału  nawet nie stałem. No byłem blisko, bo wczoraj stałem obok manekina w galerii handlowej, gdyby był odrobinę bardziej rozmowny to byłby idealny ;-) Ale teraz do rzeczy.

Trudno odpowiedzieć na to pytanie, spodziewasz się że powiem nie! Jednak nie do końca była by to prawda, gdybym powiedział: tak! To też bym się troszkę z nią minął. Ideał to coś co wpasowuje się idealnie w moje oczekiwania, logiczne że jest to bardzo rozbudowana konfiguracja, od wiary poprzez status społeczny i ekonomiczny do gustu muzycznego, kulinarnego, na kolorze skarpet w koszu na pranie a nie podłodze skończywszy ;-)

Widzisz teraz jak trudno trafić taką konfigurację. To był wierzchołek góry lodowej, kombinacji jest znacznie więcej. Więc teoretycznie Twój idealny mężczyzna lub kobieta istnieje, jednak w praktyce zajmij się loterią finansową ba tam teoretycznie szybciej trafisz!

Dlaczego szybciej trafię?! Bo numery się nie zmieniają a Twoje oczekiwania zmieniają się nieustannie, ma na to wpływ otoczenie, wiek i masa innych powodów.
Widzisz więc że podstawową przeszkodą w znalezieniu partnera idealnego jesteś Ty. Nie zrozum mnie źle, to nawet nie tyle o Ciebie chodzi, chodzi bardziej o Twoje oczekiwania.
Powiem tak, część z nich można odrobiną utemperować. Oczywiście nie za dużo, bo będzie to życie w niezgodzie ze sobą. Natomiast wyobraź sobie że inne mniej znaczące zachowania partnera akceptujesz. Nagle się okazuje że Twój ideał jest znacznie bliżej niż myślisz.

Oczywiście nie chodzi mi o akceptację dużych i oczywistych negatywów. Jeżeli facet bije to nie możesz powiedzieć To przecież tylko taka zabawa Jeżeli chla to nie udawaj że jest inaczej, jeżeli jest nie odpowiedzialny to również ma do przerobienia pewne rzeczy. Przy mężczyźnie masz się przede wszystkim czuć bezpiecznie a to że jego szafka z ubraniami przypomina wioskę po ataku Indian, pomiń.

To samo dotyczy mężczyzn, pewne rzeczy Ci się należą, szacunek, wiara w Ciebie, wiara w Ciebie, (specjalnie napisałem to dwa razy) okazywanie czułości i miłości, są jak najbardziej na miejscu w liście oczekiwań.
Z drugiej strony też możesz ukrócić swoje wymagania i statystycznie wiem że chodzi o seks.

Macie dzieci? Nie oszukujmy się, wraz z pojawieniem się dzieci namiętność poszła w las. Oczywiście to nic złego, dzieci są wspaniałe, to co dają jest wynagrodzeniem za każde poświęcenie dla nich uczynione.

Mniej jednak teraz na uwadze fakt że Twoja ukochana jest w ciągu dnia pod ostrzałem :

Dziecko mówi do mamy:

Chce mi się jeść!                                                                                                       
Chce mi się pić! 
Mogę? 
Idziemy już? 
Gdzie jesteś?
Chcę iść. 
Chcę obejrzeć.
Spytasz taty?
Pomożesz mi?
A on mnie bije!
Mogę iść na dwór?
Dlaczego nie mogę?
Za ciepło mi.

A teraz dziecko mówi do taty:

Gdzie jest mama?

Widzisz tę różnicę? Wyobraź sobie że masz w pracy kilku takich podwładnych, zawracają Ci dupę z każdym pierdołem, niczego nie mogą znaleźć, zawsze coś gubią, żyją w bałaganie i ogólnie są niezaradni. W normalnych warunkach byś ich powywalał z hukiem ale nie możesz bo to dzieci szefa.
Zmęczony wracasz do domu i słuchasz żony która rzuca Ci się na ramie szepcząc do ucha: Kochany idziemy do sypialni? Oczywiście że każdy szanujący się facet pójdzie! To jest właśnie pierwsza różnica między nami.

Mężczyzna do seksu potrzebuje podstawowych funkcji życiowych. Serce musi pompować krew, z oczywistych powodów trzeba też mieć zmysł dotyku, dobrze jest widzieć z tego względu że faceci to wzrokowcy.

A czy potrzebujemy mózgu? Co z mózgiem?

Mózg tylko do podtrzymania podstawowych funkcji życiowych.

Chociaż niestety można zaobserwować kobiety które również nie używają mózgu w relacjach z facetami. Taka mała dygresja dla "nowoczesnych" Pań, BĄDŹ KOBIETĄ Z KTÓRĄ CHCE BYĆ KAŻDY FACET A NIE KOBIETĄ KTÓRĄ MIAŁ KAŻDY FACET!!! Wydrukować i na ścianę.

Panowie jest takie mądre przysłowie które proponuje zapamiętać:

KAŻDY PIES MACHA OGONEM I JEST TO DOBRE, ALE TO OGON NIE MOŻE MACHAĆ PSEM!!! Wydrukować i na ścianę.

Drogie Panie, zrozumcie że seks jest dla faceta bardzo ważny.
Panowie, pamiętajcie natomiast żeby mieć dobry seks z żoną, musicie zapewnić im odpowiednie warunki.

Kobieta potrzebuje przed wszystkim

czasu, przed pójściem do łóżka i w trakcie, potrzebuje
prywatności i poczucia bezpieczeństwa przed i w trakcie.
Więc jeżeli za ostatnie pieniądze kupiłeś nowy TV to nie dziw się że Twoja żona nie czuje się przy Tobie bezpiecznie! Kiedy się kochacie a ona mówi że okno nie jest zasłonięte to  wstań i je zasłoń, zobaczysz co się wtedy stanie...
Przede wszystkim potrzebuje
wyłączności. Kiedy Twoja żona wie że jest tą jedyną to jest bardzo dowartościowana.
A każdy facet wie że to pewne siebie kobiety pociągają go najbardziej.

Tak drogie panie, to nie smukłe ciała i wyuzdana bielizna działa na nas najbardziej.
Dajcie sobie spokój z marudzeniem Jestem za gruba,  jestem za chuda, nie mam się w co ubrać
Bla, bla, bla!

To nas odpycha! Najbardziej pociąga nas wasza pewność siebie. Te lansowane wizerunki zostały wykreowane w społeczeństwie by ktoś mógł zarabiać grube, niewyobrażalnie wielkie pieniądze, czas z tym zerwać!

Stąd też wzięła się moda na poligamię i inne badziewia.

Powiem tak, monogamia wzmacnia więź, daje fundament pod wspaniały seks pełen wyższych doznań, bo seks to nie tylko rozładowanie poprzez orgazm, takie coś można wywołać na setki sposobów. Monogamia tworzy silną rodzinę a chyba nie trzeba tłumaczyć że rodzina jest podstawową jednostką społeczną!

Poligamia z potomstwa robi efekt uboczny seksu, macierzyństwo traktuje jako chorobę, tu też chyba nie trzeba wyjaśniać że takie podejście sprawia wymieranie społeczeństw?
Współczesna Europa jest tego dowodem, zwłaszcza te regiony z tak zwanym wyzwolonym seksem.

Problem polega na tym że sami nałożyliśmy sobie kajdany, przeczenia sobie, wyższym uczuciom i doznaniom. Może jeszcze społeczeństwo to zrozumie, inaczej będzie to klęska narodów. To nie proroctwo, to prawo przyczyny i skutku.
Więcej  o seksie nie napiszę, gdyż mam na to ograniczone prawa autorskie ;-) I bardzo dobrze :-)

Miłego dnia kochani :-)

poniedziałek, 8 lutego 2016

"Jak nie pić i żyć szczęśliwie"



Napisał do mnie ciekawy człowiek, Rafał Chwiszczuk. Jest autorem 12 książek, abstynentem od 19 lat. Ogólnie artystą pełną gębą i co nie jest takie oczywiste wśród artystów, człowiekiem który wydaje się twardo stąpać po ziemi (to mi wystarczyło by nazwać ciekawym, Rafała z którym dopiero się poznaliśmy). Zapoznałem się z jego ostatnią książką jak w tytule i przyznam że jest ona napisana prostym, "wchodzącym" językiem. Zawiera ciekawe porównania i konkrety. Zapoznałem się ja więc czemu nie mielibyście usłyszeć o tej pozycji również Wy :-)

Czy strzeliłem sobie teraz w kolano? Czy ja promuję konkurencję? Nie! Absolutnie nie!

Po pierwsze, ten tort jest niestety dość duży a pisarzy, blogerów, czy po prostu świadectw mimo że sporo to nie aż tak dużo (również niestety)

Po drugie, w przeciwieństwie do niektórych nie uważam że mam monopol na abstynencje i szczęśliwe życie. Mimo że marzeniem moim jest utrzymywać się z niesienia pomocy to na łeb nie upadłem żeby pomnik sobie zbudować. Ot, robota, pasja czy hobby jak każde inne :-)

Tak czy siak, zamieszczam link do "Jak nie pić i żyć szczęśliwie" fragmenty

A poniżej na zachętę wrzucam co nie co ;-) Miłej lektury,

(...)Osoby uzależnione od alkoholu nie mogą zrobić sobie przerwy, podczas której naprawią siebie, a później zaczną pić ponownie, ale już jako istoty uzdrowione. Że będą piły inaczej niż poprzednio – ładnie i kulturalnie. (…)

(…) To jest nałóg, a on jest jak dzikie zwierzę – można go pozornie wytresować, ale nie w pełni ujarzmić, zapanować nad nim, czy go kontrolować. Zawsze pozostanie w nim dzikość i nieobliczalność. Wystarczy chwila nieuwagi, a latami uczone i tresowane, pozornie oswojone i łagodne, ale cały czas dzikie zwierzę zechce dopaść i pożreć każdego tylko dlatego, że jest dzikim, uwięzionym zwierzęciem (...)

(…) Ile już lat pijesz? Pięć, dziesięć? A może dwadzieścia? Albo pięćdziesiąt? Policzyłeś, ile już zdążyłeś przepić pieniędzy? I to nie są tylko pieniądze wydane na alkohol. To także te, które trwonisz przy okazji picia. Taksówki, bo przecież po pijaku nie chce wracać się autobusem. Z byle czego i byle jak przyrządzone, niezdrowe jedzenie, bo po piciu rośnie głód. Zniszczone rzeczy, zagubione rzeczy. Mandaty, kary. Papierosy. Na jaką kwotę przez ten czas postawiłeś innym alkohol – piwka, drinki, wódeczki po barach i knajpach, winka po parkach? Policz, ile już pieniędzy przepiłeś? Tych pieniędzy, które z takim trudem musisz zarabiać? Może już do końca życia nie musiałbyś pracować?
Ile osób okłamałeś, zawiodłeś, zraniłeś? Rodzinę, partnerów, przyjaciół, szefów, zleceniodawców. Osób nieznanych. Niezapamiętanych.
Nie bój się przestać pić. Na tym nie kończy się życie – od tego momentu życie się zaczyna. Szczęśliwe życie, albo chociaż szczęśliwsze, bo nasze życie jest w naszych rękach. (…)

(…) Kiedy się napijesz, to jak długo jesteś szczęśliwy? Albo inaczej – jak długo nie jesteś nieszczęśliwy? Czy dla kilku godzin euforii – albo już tylko normalności – warto jest tkwić bezwładnie przez kilka następnych dni, liżąc rany, nabierając sił, po to, żeby z trudem pozyskaną wreszcie energię i siłę znowu zalać alkoholem? Kilka godzin szczęścia za kilka dni nieszczęścia. Komu się to kalkuluje? (…)



Zasada ograniczonego zaufania


Pixabay



Jadę sobie do domu, dojeżdżam do skrzyżowania i czekam. Chcę skręcić w prawo i czekam bo leci TIR. Włączył kierunkowskaz że będzie skręcał, więc teoretycznie mogę jechać. Noga na gaz, ale... czekaj, coś mi mówi. A tu wziuuuuu przeleciała 30 tonowa ciężarówka. Taka refleksja się nasunęła.

Niby wszystko wskazywało na to że mogę jechać, jednak pojawiło się ograniczone zaufanie.
Gdybym tak chłopu zaufał to nie siedziałbym teraz w domu i tego nie pisał tylko by resztki mnie spłukiwali wodą z asfaltu...

Tak sobie myślę że dobrze tę zasadę wprowadzać na co dzień. Nie chodzi o to by nikomu nie ufać i być zawsze samowystarczalnym. Nigdzie nie dojdziesz. Nie chodzi też o to żeby na siłę unikać błędów, bo to nie możliwe i z tej obawy też nigdzie nie dojdziesz.

Jednak czasami warto ograniczyć zaufanie. Czasami ktoś obiecuje Ci złote góry i wiele wskazuje na to że ma racje. Nie wjeżdżaj od razu na skrzyżowanie bo może Cię coś strzelić! Proponuje Ci ktoś pracę, biznes lub interes? Jak mawiał mój idol Jezus :-) Po owocach ich poznacie .

Kupujesz coś? Nie nakręcaj się na pierwsze lepsze auto, Tv, lub coś tam.
Wiesz, na ogół okazja to słowo bez pokrycia... Ogranicz zaufanie nie z lęku a z rozsądku.

No i bieżący temat, WALENTYNKI. Wiecie że święty Walenty jest patronem umysłowo chorych?!
Z całym szacunkiem dla tych zdiagnozowanych, ale czy zakochany człowiek zachowuje się racjonalnie? Użyj proszę czasami odrobiny rozumu w związku. Jeżeli wszyscy Cię przestrzegają przed nim lub przed nią, to nie musisz robić tego czego od Ciebie oczekują ale na Boga, chociaż przyjrzyj się temu, bo nim się ockniesz może być późno.

Ogranicz czasami zaufanie żeby nikt nie musiał zbierać Twojego truchła...

Miłego, SB

niedziela, 7 lutego 2016

12 Kroków AA, Krok Drugi: Uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie.


Pixabay 


No tak, być może już uznałeś bezsilność wobec alkoholu, jeżeli nie to spokojnie. Ja zaraziłem się trzeźwieniem od razu, jednak bezsilność uznałem po kilku miesiącach. Jesteśmy przy drugim kroku. 

Jak uwierzyć że siła większa od mnie może przywrócić mi zdrowie? Pierwsza rzecz to uświadomić sobie czym jest dla Ciebie siła wyższa. Żyjemy w kraju o katolickiej kulturze więc w pierwszym skojarzeniu przychodzi na myśl jakiś Bóg. Mas media które skupiły się na kreowaniu zysków za nic mają prawdę. W okół kościoła zbudowana została otoczka wielkiego molocha który nie panuje nad pieniędzmi, władzą i innym bałaganem. Owszem, częściowo i tak bywa. Nie broniąc KRK, bo uważam że każdy powinien odpowiadać za siebie, zwracam tylko uwagę na jedną rzecz. 
Papież Franciszek mówił że księża są jak samoloty, stają się newsem jak któryś upada, nie mówi się o tych którzy latają wysoko. To samo dotyczy każdego autorytetu. Od alkoholików po lekarzy.

To nie artykuł o kościele, jednak wiem że w pierwszej linii Bóg zostanie skojarzony z nowym Audi miejscowego księdza. A to niezbyt zachęcające...
Sam jestem katolikiem, tak bynajmniej mi się wydaje. W sumie to za dużo powiedziane, staram się nim być :-) Więc kiedy przestałem pić uwierzyłem w to że se sam nie poradzę.

W końcówce prosiłem Boga o pomoc, następnie moją siłą wyższą, bynajmniej od mnie wyższą, w kolejności był terapeuta, terapia, grupa terapeutyczna, kilka autorytetów z dłuższą abstynencją, następnie AA, Bóg którego nie umiałem nazwać i dopiero teraz od jakiegoś pół roku Jezus Chrystus. Więc nie upieraj się na początku że musisz cały krok przerobić w drugim miesiącu swojej abstynencji. Chodzi tylko o to byś pielęgnowaną przez lata, własną filozofię życia wywalił do śmieci. Bynajmniej z tego kawałka który chcesz naprawić.

No bo tak. Czy nie miałeś już wielokrotnych prób odstawienia alkoholu, czy nie obiecałeś sobie i bliskim że to był ostatni raz. Czy nie zastanawiałeś się dlaczego robisz to czego nie chcesz robić. Czy nie myślałeś o tym że nie radzisz sobie i życie wymyka Ci się z pod kontroli? Takich pytań było by jeszcze więcej. Sądzę jednak że wiesz o co chodzi. 

W końcu myślisz sobie że nie dasz rady, potrzebujesz pomocy. To jest właśnie wejście do drugiego kroku. Dużo się mówi o tym by zaufać sobie, zawsze słuchaj siebie... NIE, na litość, nie! Nie zawsze! Oczywiście kiedy rano masz odruch wymiotny przed pracą to posłuchaj bebechów i zmień coś w sobie, później pracę (nigdy nie na odwrót) Ale kiedy chcesz przestać pić to jedyne co samemu wymyślisz to pół litra wódy.

Nie znam się na mechanice samochodowej więc kiedy zepsuje mi się auto to nie biorę się za naprawę bo jak skończę to nie będzie auta a przystanek autobusowy! Oddaje je w ręce mechanika, on lepiej się na tym zna. 

To samo dotyczy lekarza, kiedy naprawdę widzę że nie wyleczę się sam to idę po receptę i poradę. 

Jak chcesz zdobyć złoty medal na olimpiadzie w pływaniu to przecież nie pójdziesz do szachisty.

Takich przykładów można wymienić setki, jestem pewien że miałeś jakąś taką sytuację w ostatnim czasie. Sytuację kiedy pytałeś kogoś o radę. 

Nawet wpisując w google "Jak przestać pić" uwierzyłeś w to że sam już nic nie wymyślisz i że być może gdzieś tam, w gąszczach serwerów internetowych jest ktoś kto Ci podpowie co z tym zrobić.
Oczywiście, błagam Cię, nie traktuj mnie jak siły wyższej, nawet nie jako autorytet, jestem facetem który przestał pić i postanowił się tym dzielić, nikim więcej! Jedyne co to uznaj bezsilność wobec swojej "samowystarczalności". 

Na prawdę trzeba pokory żeby przyznać przed sobą i przed światem że czegoś nie potrafię! Większość a właściwie wszyscy czynni alkoholicy mają ego wielkości RPA. Z nim się uporasz tylko kiedy zaczniesz czasami negować swoją mądrość, wiedzę i tzw. samowystarczalność.

Oczywiście kolejną przeszkodą są oczekiwania, prośby kierowane do Boga bez podziękowań i zapytań jaka jest Jego wola. 
A jak mi nie pomoże i nie spełni moich próśb to albo Go nie ma albo ma mnie gdzieś. Oczywiście to nie prawda, jednak takie jest typowe myślenie pijanego umysłu zupełnie jak u rozpieszczonego bachora.

Ja to się dzisiaj niezmiernie Cieszę że Bóg nie spełnił wszystkich moich oczekiwań. Wiesz, jak każdy człowiek mam wolną wolę, jednak pozostawiony sam sobie potrafię się uszkodzić... jako ludzie mamy do tego talent ;-)

Więc z roszczeniowym podejściem do Boga, trudniej jest poprosić Go później o pomoc. 

Poniżej fragment mojej pierwszej książki "Jak zrobiłem z piekła raj" 

"MOJE DNO

W końcu musiało do tego dojść. Cieszę się bardzo, że jeszcze
za życia moja pijacka historia osiągnęła punkt kulminacyjny.

Nie było tak, że przez te 10 lat niszczyłem wszystko wokół bez
przerwy. Spora część tego czasu wypełniona była nadzieją, optymizmem,
nawet radością. Jednak wydłużyło to tylko cierpienie.
Setki obietnic poprawy, kończyły się rozczarowaniem. Latami
pracowałem na brak zaufania. Alkohol przestał uśmierzać
ból, nie czerpałem już z niego radości, jedynie go w siebie wlewałem.
Oto stoi przed lustrem parodia człowieka, wychudzony,
nieogolony. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy… Moje były
puste, jak wszystkie butelki wokół. Na widok własnego odbicia
w lustrze potrafiłem splunąć. – Dno – powtarzałem.

Doszło do mnie, że jestem u kresu sił. Pojawiły się nawet myśli
samobójcze. Sądzę, że do prób nie doszło, ponieważ w moim
wnętrzu nie ustawał głos: córka cię potrzebuje, jest taka mała.
Boże, jaka to była walka z samym sobą. Co dalej? Pomóż, proszę,
już nie zniosę więcej. Prosiłem na kolanach zalany łzami.
Co się stało potem? Wylądowałem poza domem. Miałem wybór:
biorę się za siebie, albo moja rodzina się rozpada. Koniec
ze wszystkim, czego jeszcze nie zdążyłem zniszczyć. POTEM TYLKO
ŚMIERĆ. Tak, te historie nie kończą się inaczej. Czy to z wycieńczenia,
zatrucia, czy też konsekwencji wypadku, utopienia,
zamarznięcia, udławienia się własnymi wymiocinami, pozostaje
TYLKO ŚMIERĆ!

Cztery bardzo długie dni spędziłem poza domem. W ciągu
tego czasu jeszcze piłem, wymyśliłem sobie, że będę schodził
z dawką. Co dzień troszkę mniej, tak żeby znowu mnie nie powykręcało…
Oczywiście próba tej kontroli legła w gruzach…
Szukałem odpowiedzi na własne pytania, co dalej? Znalazłem
sporo informacji, nie miałem jednak zielonego pojęcia, co mnie
czeka. „Teren” dla mnie zupełnie obcy. Miałem dwadzieścia
sześć lat, ale w środku byłem dzieckiem, przepiłem swój czas
dorastania.

Wszystko co robiłem, było związane z alkoholem, niemal
każda myśl, każdy wysiłek, każdy poranek i wieczór. Ciągle
w głowie to samo pragnienie. 
Jak z tym skończyć? To tak, jakbym
musiał nauczyć się na nowo chodzić.
Nastąpiło pierwsze oczyszczenie. Z ogromnym strachem zebrałem
rodzinę, brata, siostrę i mamę (tata już nie żył). Powiedziałem
im, że biorę się za siebie, że nie mogę tak dalej….
Największa tajemnica wyszła na jaw. Poczułem ogromną
ulgę. I tak wszyscy od dawna wiedzieli, że mam problem, ale
dopiero teraz oficjalnie się poddałem, przestałem walczyć z tytanem,
wyrzuciłem tajemnicę. Ulga jak po wypiciu, więc może
tędy droga?

Dzień czwarty, jutro mam zakończyć. W kieszeni ostatnie
pieniądze, idę po alkohol trzy kilometry pieszo, droga powrotna
wydawała się wiele dłuższa. Myśl za myślą, strach i chęć poddania
się, ucieczka i otwartość, prawdziwy wir skrajności.
Nadszedł wieczór, jeszcze stoję, nie mogę znieść wewnętrznego
chaosu. Znajduję w szafie butlę wina, wypijam je z gwinta.
Koniec dotychczasowego snu nastąpił z końcem nalewki.
Osiągnąłem dno, osiągnąłem je wraz z dnem tej ostatniej butli.
Koniec, idę spać. Boże, ucinam linę, oddaję się Tobie, proszę
zaopiekuj się mną" 



"Człowiekowi pozbawionemu wszystkiego, całego systemu zabezpieczeń, zostają dwie rzeczy: albo rozpacz, albo płynące z wiary całkowite powierzenie się Bogu" (źródło internet) 


"Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie." (Mt 11:28-30)


Dziękuje, Sylwek B. Jestem Drugi

Jeden mechanik na całe życie?!

Pixabay


No właśnie, spotykam się z takim stwierdzeniem że

Do AA nie pójdę bo byłem tam kiedyś i to jest sekta. Siedzą przy zapalonej świecy i gadają jak im jest. A niektórzy to są jacyś nawiedzeni...

Owszem, bywa i tak. Ale czy jak dostaniesz opieprz w pracy, nie zasłużenie, to też już do niej nie wracasz? Lub jakiś współpracownik jest dość osobliwy to też nie napełnisz michy w domu z tego powodu?

Nie pójdę do księdza do spowiedzi i o prowadzenie duchowe bo oni są tacy i owacy!

Owszem, bywają. Jednak jak Ci jakiś fryzjer spieprzy włosy to już nigdy w życiu do innego nie pójdziesz? Zarośniesz jak małpa bo strzeliłeś focha?

Raz już tam byłem i nie potrzebowali do pracy, z firmą też mi nie wyszło więc niczego nie zmienię, jestem do dupy!

Owszem jesteś! O ile, kiedy nie kupisz rano chleba bo akurat jeszcze nie było i nie wrócisz do sklepu za chwilę z zapytaniem "może teraz". Lub nie pójdziesz do innego sklepu po pieczywo. Jeżeli pójdziesz do roboty głodny i bez śniadania, to owszem, jesteś dupek!

Nie spróbuje ponownie, nie odważę się teraz, później lub nigdy. Nie dam rady, to za dużo, to nie dla mnie. Raz już się przejechałem, raz już próbowałem. Siedzę w tym w czym siedzę bo nie mam wyjścia.

A czy jak Ci się zepsuje auto, to też nigdy nie dasz go do mechanika bo kiedyś jakiś Cię naciągnął na kilka stówek? Będziesz chodzić z buta i nie poszukasz innego? A co to, ślub był z nim?

Zbyt szybko odpuszczamy kiedy chodzi o nasze szczęście. W codziennym życiu znosimy wiele, czasami niewyobrażalnie wiele. Dlaczego kiedy chodzi o nas, o coś głębszego w nas, szukamy wymówek.

Gdyby tę energię z szukania wymówek władować w szukanie sposobów było by lepiej. Bylibyśmy bardziej szczęśliwi i spełnieni.

To  jak, mimo zmęczenia spróbujesz jeszcze raz? A może mimo lęku, spróbujesz czegoś nowego?

SB


WYPRZEDAŻ!!!

Pixabay


Zaczęły się wyprzedaże posezonowe. Można kupić ciuchy przecenione nawet o -50% czy -70% Co to znaczy? Przecież nie można sprzedać poniżej ceny zakupu więc w kupując w "normalnych" cenach czuję się ordynarnie okantowany...

No ale nie o tym :-)Emotikon wink Sieci robią porządki w magazynach, przed następnym sezonem wiosna/lato, jesień/zima.

Może też byś znalazł odrobinę czasu i ogarnął przestrzeń w okół siebie.
Wywal, sprzedaj lub rozdaj przedmioty z których nie korzystasz, nawet sobie nie wyobrażasz ile tego gromadzimy. "Przydasie" kurna mać Emotikon winkTak, jak dziura w moście...
Będziesz mieć poczucie czystości pomieszczenia. Jak trzeba to wywal zasiedziałych gości Emotikon wink

Wywal śmietnik z głowy, przekonania, oczekiwania, poczucie krzywdy i winy. Jak? Właśnie reklamy wywołują w nas potrzeby. To nie teoria spiskowa a marketing! Wyłącz TV, spędź to popołudnie na czymś konstruktywnym. Albo na błogim nic nie robieniu.

Możesz też, a właściwie jest to brama przez którą w końcu i tak trzeba przejść, nie wracać do starych krzywd. Tych zadanych i otrzymanych. Nie masz zapomnieć, po prostu już
tam nie wracaj. Jak z ogniem, oparzysz się? Przecież nie zapomnisz tego, ale już łapy tam nie wsadzasz. Chyba że tak robisz bo Cię to kręci, wówczas potrzebujesz pomocy lekarza lub farmaceuty...

Wiesz, małymi krokami zbliża się wiosna, a wiosną to się bardzo chce... Tak to też ;-)Emotikon wink Ale to dobry czas by zmienić to co Cię gniecie. Zrób wyprzedaż w domu, umyśle i serduchu.

Ja oddaje swoje zmartwienia finansowe -90% zdrowotne -100%
osobiste -75% Prawdziwa okazja. Kto mnie przebije? Emotikon smile Zapraszam Emotikon smileSylwek

P.S. Swoją drogą zastanawiam się kiedy zrobią wyprzedaż posezonową w sklepie mięsnym...

poniedziałek, 1 lutego 2016

Jak uznać bezsilność wobec reszty...

Pixabay


No właśnie, uznać bezsilność wobec alkoholu kiedy pali się pod dupą to nie problem. Bynajmniej na ogół. Kiedy wali się wszystko na łeb to dość łatwo wycofać się ze swojej zatwardziałej filozofii. Pomysły wyczerpane, emocje zszarpane, uczucia? Dwa: Czuje się chujowo, lub czuje się byle jak...
Wówczas łatwiej zmotywować się do zmian.

Pisałem już o tym kiedyś. Jeżeli mam biegać dla mody to mnie się nie chce a jak przebiegnę 100m to widzę tunel ze światłem... Jednak kiedy na przykład biegł kiedyś za mną pan z kijaszkiem i pies to budził się we mnie maratończyk. No właśnie, presja na krótką metę ma plus, potrafi nas zapalić. Obudzić prawdziwy dynamit.

Kiedy nie jestem w łajnie po same uszy to już trudniej się zmotywować. Na przykład jeżeli ledwo wiążę koniec z końcem a jednak mam postawę roszczeniową to trudniej uznać bezsilność wobec sytuacji. To że mój sposób wydawania jest do dupy. Oczekuję manny z nieba, liczę na podwyżkę lub nie wiadomo na co, ale nie uznam bezsilności wobec siebie, wobec tego że nie umiem wydawać kasy...

Lub jeszcze trudniej uznać bezsilność wobec drugiego człowieka. Członka rodziny, sąsiada, szefa lub irytującego współpracownika. Pewnie znasz ten szał kiedy słyszysz po raz enty to samo narzekanie lub obietnice, opowieść, lub siorpanie i mlaskanie przy śniadaniu...

Jak uznać bezsilność kiedy nie leżę na samym dnie?! Oczywiście każdego dnia stajemy przed wyborem, irytować się czy uznać bezsilność. Ktoś kiedyś powiedział że złościć się na kogoś to robić sobie krzywdę za cudzą głupotę... Hahaha, jednak wiem że to na długo nie pomoże :-)

Według mnie, choć sam mam czasami z tym ogromny problem, to jak zwykle trzeba przypomnieć sobie o pokorze. I na Boga, proszę nie mylić pojęć pokora z uległością!
Pokora to nabrać do siebie dystansu, rzucić światło i się przypatrzeć. Do tego trzeba mieć dużo odwagi, wręcz heroicznej odwagi.

Po pierwsze pytaj Boga czego ta sytuacja lub/i osoba ma Cię nauczyć. Pomódl się o to by Bóg Cię oświecił, zasugerował gdzie jest sęk. Pomódl się za osobę która Cię drażni, za odwagę dla siebie, za umiejętność przytomnego patrzenia.

Po drugie, zadaj sobie pytanie czy Twój osąd jest prawdziwy czy taki trochę przebarwiony ego. Pycha, chęć zemsty, upartość, oczekiwania, strach, brak odpowiedzialności i długo bym jeszcze wymieniał imiona egoizmu.
Czasami nie możemy się od kogoś odczepić bo widzimy nieświadomie na nim swoje wady, lub zwyczajnie mamy większe bagno i trzeba się dowartościować. Niektórzy lubią się otaczać biednymi i nie atrakcyjnymi (cokolwiek to znaczy) ludźmi. To jest dopiero żałosne...

Po trzecie, modlitwa o pogodę ducha! Zmieniaj to co możesz zmienić, zostaw to czego nie możesz zmienić. Jak nie możesz zmienić kogoś (a uwierz że nie możesz!) To zmień siebie. Jak to nic nie da to zmień sytuację, otocznie lub klimat. Każde inne próby (właściwe próby czego?!) są idiotycznym samobójstwem na raty!

Jeżeli masz trochę więcej abstynencji, pomyśl nad czym możesz, powinieneś uznać bezsilność. Co Cię blokuje, co sprawia że stoisz w miejscu od dłuższego czasu.

Uwierz że lżej jest mieć mniej problemów. A właściwie nie problemów a spraw do rozwiązania. No bo tak, jeżeli problem ma rozwiązanie (a większość ma) to już nie masz problemu, masz wyzwanie. A jeżeli problem nie ma możliwości rozwiązania go, bynajmniej teraz, to GRATULUJE!!! Właśnie pozbyłeś się problemu!!! Wszystko inne pochodzi od złego.

Pozdrawiam, Sylwek