niedziela, 7 lutego 2016

12 Kroków AA, Krok Drugi: Uwierzyliśmy, że Siła Większa od nas samych może przywrócić nam zdrowie.


Pixabay 


No tak, być może już uznałeś bezsilność wobec alkoholu, jeżeli nie to spokojnie. Ja zaraziłem się trzeźwieniem od razu, jednak bezsilność uznałem po kilku miesiącach. Jesteśmy przy drugim kroku. 

Jak uwierzyć że siła większa od mnie może przywrócić mi zdrowie? Pierwsza rzecz to uświadomić sobie czym jest dla Ciebie siła wyższa. Żyjemy w kraju o katolickiej kulturze więc w pierwszym skojarzeniu przychodzi na myśl jakiś Bóg. Mas media które skupiły się na kreowaniu zysków za nic mają prawdę. W okół kościoła zbudowana została otoczka wielkiego molocha który nie panuje nad pieniędzmi, władzą i innym bałaganem. Owszem, częściowo i tak bywa. Nie broniąc KRK, bo uważam że każdy powinien odpowiadać za siebie, zwracam tylko uwagę na jedną rzecz. 
Papież Franciszek mówił że księża są jak samoloty, stają się newsem jak któryś upada, nie mówi się o tych którzy latają wysoko. To samo dotyczy każdego autorytetu. Od alkoholików po lekarzy.

To nie artykuł o kościele, jednak wiem że w pierwszej linii Bóg zostanie skojarzony z nowym Audi miejscowego księdza. A to niezbyt zachęcające...
Sam jestem katolikiem, tak bynajmniej mi się wydaje. W sumie to za dużo powiedziane, staram się nim być :-) Więc kiedy przestałem pić uwierzyłem w to że se sam nie poradzę.

W końcówce prosiłem Boga o pomoc, następnie moją siłą wyższą, bynajmniej od mnie wyższą, w kolejności był terapeuta, terapia, grupa terapeutyczna, kilka autorytetów z dłuższą abstynencją, następnie AA, Bóg którego nie umiałem nazwać i dopiero teraz od jakiegoś pół roku Jezus Chrystus. Więc nie upieraj się na początku że musisz cały krok przerobić w drugim miesiącu swojej abstynencji. Chodzi tylko o to byś pielęgnowaną przez lata, własną filozofię życia wywalił do śmieci. Bynajmniej z tego kawałka który chcesz naprawić.

No bo tak. Czy nie miałeś już wielokrotnych prób odstawienia alkoholu, czy nie obiecałeś sobie i bliskim że to był ostatni raz. Czy nie zastanawiałeś się dlaczego robisz to czego nie chcesz robić. Czy nie myślałeś o tym że nie radzisz sobie i życie wymyka Ci się z pod kontroli? Takich pytań było by jeszcze więcej. Sądzę jednak że wiesz o co chodzi. 

W końcu myślisz sobie że nie dasz rady, potrzebujesz pomocy. To jest właśnie wejście do drugiego kroku. Dużo się mówi o tym by zaufać sobie, zawsze słuchaj siebie... NIE, na litość, nie! Nie zawsze! Oczywiście kiedy rano masz odruch wymiotny przed pracą to posłuchaj bebechów i zmień coś w sobie, później pracę (nigdy nie na odwrót) Ale kiedy chcesz przestać pić to jedyne co samemu wymyślisz to pół litra wódy.

Nie znam się na mechanice samochodowej więc kiedy zepsuje mi się auto to nie biorę się za naprawę bo jak skończę to nie będzie auta a przystanek autobusowy! Oddaje je w ręce mechanika, on lepiej się na tym zna. 

To samo dotyczy lekarza, kiedy naprawdę widzę że nie wyleczę się sam to idę po receptę i poradę. 

Jak chcesz zdobyć złoty medal na olimpiadzie w pływaniu to przecież nie pójdziesz do szachisty.

Takich przykładów można wymienić setki, jestem pewien że miałeś jakąś taką sytuację w ostatnim czasie. Sytuację kiedy pytałeś kogoś o radę. 

Nawet wpisując w google "Jak przestać pić" uwierzyłeś w to że sam już nic nie wymyślisz i że być może gdzieś tam, w gąszczach serwerów internetowych jest ktoś kto Ci podpowie co z tym zrobić.
Oczywiście, błagam Cię, nie traktuj mnie jak siły wyższej, nawet nie jako autorytet, jestem facetem który przestał pić i postanowił się tym dzielić, nikim więcej! Jedyne co to uznaj bezsilność wobec swojej "samowystarczalności". 

Na prawdę trzeba pokory żeby przyznać przed sobą i przed światem że czegoś nie potrafię! Większość a właściwie wszyscy czynni alkoholicy mają ego wielkości RPA. Z nim się uporasz tylko kiedy zaczniesz czasami negować swoją mądrość, wiedzę i tzw. samowystarczalność.

Oczywiście kolejną przeszkodą są oczekiwania, prośby kierowane do Boga bez podziękowań i zapytań jaka jest Jego wola. 
A jak mi nie pomoże i nie spełni moich próśb to albo Go nie ma albo ma mnie gdzieś. Oczywiście to nie prawda, jednak takie jest typowe myślenie pijanego umysłu zupełnie jak u rozpieszczonego bachora.

Ja to się dzisiaj niezmiernie Cieszę że Bóg nie spełnił wszystkich moich oczekiwań. Wiesz, jak każdy człowiek mam wolną wolę, jednak pozostawiony sam sobie potrafię się uszkodzić... jako ludzie mamy do tego talent ;-)

Więc z roszczeniowym podejściem do Boga, trudniej jest poprosić Go później o pomoc. 

Poniżej fragment mojej pierwszej książki "Jak zrobiłem z piekła raj" 

"MOJE DNO

W końcu musiało do tego dojść. Cieszę się bardzo, że jeszcze
za życia moja pijacka historia osiągnęła punkt kulminacyjny.

Nie było tak, że przez te 10 lat niszczyłem wszystko wokół bez
przerwy. Spora część tego czasu wypełniona była nadzieją, optymizmem,
nawet radością. Jednak wydłużyło to tylko cierpienie.
Setki obietnic poprawy, kończyły się rozczarowaniem. Latami
pracowałem na brak zaufania. Alkohol przestał uśmierzać
ból, nie czerpałem już z niego radości, jedynie go w siebie wlewałem.
Oto stoi przed lustrem parodia człowieka, wychudzony,
nieogolony. Mówi się, że oczy są zwierciadłem duszy… Moje były
puste, jak wszystkie butelki wokół. Na widok własnego odbicia
w lustrze potrafiłem splunąć. – Dno – powtarzałem.

Doszło do mnie, że jestem u kresu sił. Pojawiły się nawet myśli
samobójcze. Sądzę, że do prób nie doszło, ponieważ w moim
wnętrzu nie ustawał głos: córka cię potrzebuje, jest taka mała.
Boże, jaka to była walka z samym sobą. Co dalej? Pomóż, proszę,
już nie zniosę więcej. Prosiłem na kolanach zalany łzami.
Co się stało potem? Wylądowałem poza domem. Miałem wybór:
biorę się za siebie, albo moja rodzina się rozpada. Koniec
ze wszystkim, czego jeszcze nie zdążyłem zniszczyć. POTEM TYLKO
ŚMIERĆ. Tak, te historie nie kończą się inaczej. Czy to z wycieńczenia,
zatrucia, czy też konsekwencji wypadku, utopienia,
zamarznięcia, udławienia się własnymi wymiocinami, pozostaje
TYLKO ŚMIERĆ!

Cztery bardzo długie dni spędziłem poza domem. W ciągu
tego czasu jeszcze piłem, wymyśliłem sobie, że będę schodził
z dawką. Co dzień troszkę mniej, tak żeby znowu mnie nie powykręcało…
Oczywiście próba tej kontroli legła w gruzach…
Szukałem odpowiedzi na własne pytania, co dalej? Znalazłem
sporo informacji, nie miałem jednak zielonego pojęcia, co mnie
czeka. „Teren” dla mnie zupełnie obcy. Miałem dwadzieścia
sześć lat, ale w środku byłem dzieckiem, przepiłem swój czas
dorastania.

Wszystko co robiłem, było związane z alkoholem, niemal
każda myśl, każdy wysiłek, każdy poranek i wieczór. Ciągle
w głowie to samo pragnienie. 
Jak z tym skończyć? To tak, jakbym
musiał nauczyć się na nowo chodzić.
Nastąpiło pierwsze oczyszczenie. Z ogromnym strachem zebrałem
rodzinę, brata, siostrę i mamę (tata już nie żył). Powiedziałem
im, że biorę się za siebie, że nie mogę tak dalej….
Największa tajemnica wyszła na jaw. Poczułem ogromną
ulgę. I tak wszyscy od dawna wiedzieli, że mam problem, ale
dopiero teraz oficjalnie się poddałem, przestałem walczyć z tytanem,
wyrzuciłem tajemnicę. Ulga jak po wypiciu, więc może
tędy droga?

Dzień czwarty, jutro mam zakończyć. W kieszeni ostatnie
pieniądze, idę po alkohol trzy kilometry pieszo, droga powrotna
wydawała się wiele dłuższa. Myśl za myślą, strach i chęć poddania
się, ucieczka i otwartość, prawdziwy wir skrajności.
Nadszedł wieczór, jeszcze stoję, nie mogę znieść wewnętrznego
chaosu. Znajduję w szafie butlę wina, wypijam je z gwinta.
Koniec dotychczasowego snu nastąpił z końcem nalewki.
Osiągnąłem dno, osiągnąłem je wraz z dnem tej ostatniej butli.
Koniec, idę spać. Boże, ucinam linę, oddaję się Tobie, proszę
zaopiekuj się mną" 



"Człowiekowi pozbawionemu wszystkiego, całego systemu zabezpieczeń, zostają dwie rzeczy: albo rozpacz, albo płynące z wiary całkowite powierzenie się Bogu" (źródło internet) 


"Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie." (Mt 11:28-30)


Dziękuje, Sylwek B. Jestem Drugi

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz