piątek, 27 grudnia 2013

Cele 2014

Święta, święta i po świętach. Ale przed nami jeszcze jeden dość wyjątkowy dzień w tym miesiącu. Ostatni dzień roku. Kiedyś był doskonałą okazją do picia, mimo że tych nigdy nie brakowało to w Sylwestra można było sobie pozwolić, bo w końcu wszyscy piją... Podkreślam to poraz enty... NIE nie piją wszyscy :)
Od kilku lat kiedy 1 stycznia nie mam kaca za to są wspomnienia dnia poprzedniego spaceruje po mieście które wygląda jak z filmu "Jestem legendą" ;). Tak sobie chodzę i myślę Boże jak mi dobrze!
Wracając do 31 grudnia, od momentu przebudzenia zawsze tego dnia robię listę planów/celów na rok przyszły. Kartkę dzielę na cztery części, po każdej na kwartał. Cele które sobie wyznaczam są różne i co roku inne. Nie dlatego że wszystkie realizuję, oczywiście wszystkie nie zostają osiągnięte. Ale to nie ważne! Lista ta nie ma być wyrocznią! Służy mi ona za swojego rodzaju szkielet. Podobnie jak podczas pisania książek, buduję platformę tak aby całość miała ręce i nogi. Następnie rozkładam na czynniki pierwsze każdy element, tak powstają poszczególne działy. Kiedy kończę pisać nigdy nie jest dokładnie tak jak założyłem, bardzo wiele zmienia się w trakcie. Zmienia się dlatego że prawie nigdy nie wiem co napiszę po obecnie pisanym zdaniu! Tak, nie mam pojęcia co nastąpi dlatego że odpuszczam umysł. W pewnym sensie nie kontroluje tego co piszę, wypływa to z głębszej jaźni. To jest wspaniałe! :) W życiu jest podobnie. Nigdy nie mam pewności co nastąpi, jedyna rzecz której mogę być pewny to to że jutro rano wzejdzie słońce, a to czy ja ten wschód zobaczę to już inna kwestia... Jest to bardzo ciekawa sprawa, zawsze się coś dzieje, zawsze życie daje okazję do rozwoju, zawsze jest świeże i nowe. Gdyby każdy cel był realizowany bez trudu nie było by zabawy. To tak jak przejść grę wideo na najłatwiejszym poziomie z kodami na nieśmiertelność i amunicję... Nuuuudyyyy!!!
Tak więc żyć Bez Zniewolenia to również nie kręcić na siebie bata. Pisze listę celów która jest co najwyżej swojego rodzaju szkieletem działań.
Cele, jak pisałem różne. Nie musi to być coś w stylu chcę uratować świat uwierz mi świat nie potrzebuje pomocy. Tak więc moimi celami, było na przykład zacząć odkładać pieniądze, poprawić swoją garderobę, zaprosić żonę na randkę, pojechać do kina, zmienić pracę, wymalować pokój, rzucić palenie (tak to było coś ;), zacząć pisać książkę (tu również wyszło ciekawie, miałem zacząć a skończyłem i podpisałem kontrakt na wydanie :), kupić sobie jakiś gadżet, zrobić tatuaż, pojechać z rodziną na plażę  itd. Dawałem sobie średnio trzy do pięciu planów na kwartał. Totalny luz, nie ma się co spinać. Ważne by cele były prawdziwe,jeśli chcesz założyć sobie taką listę to nie kombinuj zbyt długo. Nie wymyślaj, pisz to co przyjdzie najpierw, im dłużej będziesz myśleć tym mniej prawdziwe będą te cele. To co przyjdzie Ci do głowy czy też ze środka najpierw prawdopodobnie jest bardzo ważne i trudne.
To nic, kilka moich planów wlecze się za mną od początku, przepisuję je na kolejny rok. Inne których nie zrealizuję zostają tylko na kartce, mój system wartości cały czas ulega zmianie, więc i cele również. To kolejna ciekawa sprawa wynikająca z prowadzenia takiej listy, w głowie można wytłumaczyć wszystko, na kartce nie cofnę tego co napisałem, co roku gdy spoglądam na tę kartkę mam wrażenie jak bym to nie ja pisał to co trzymam w garści. Widać jedyna stała to zmienna... świetnie! :)
Nie zakładaj że Ci się nie uda, zawsze jest sposób. Sam żeby pisać książki i artykuły do bloga wstaję o 5:00 rano w soboty i niedziele. Pieniądze na wydanie książki zbieram dorabiając w wolnym czasie na budowie. Jak się chce to szuka się możliwości jak się nie chce to zawsze znajdzie się przeszkodę! Ważne by pamiętać że jest to moja prywatna wędrówka, nie popsuj się, rób tę listę wyłącznie dla siebie, realizuj ją również dla siebie, jak ktoś przy tym skorzysta to dobrze, jak nie to również a Ty nie będziesz odczuwać presji, wówczas pojawią się możliwości. Zawsze możesz zacząć od tych łatwych dla Ciebie, bez pośpiechu i bez stresu, ważne by po prostu zacząć działać.
Najważniejsza idea takiej listy jest taka. Dawniej gdy wpadłem w błędne koło demolowałem, żeby znieść poczucie winy piłem, jak piłem to znowu wszystko psułem, koło się zamknęło. Tu jest podobnie tyle że odwrotnie, kiedy odznaczam zrealizowane cele daje mi to potwierdzenie, potwierdzenie czarno na białym że mogę, że potrafię.To naprawdę motywuje. Trzymam swojego rodzaju certyfikat możliwości. O ile nie wpadnę pułapkę ambicji (jeżeli robię cele dla kogoś, lub oczekuję oklasku za nie to już po mnie, ego mnie chwyciło, odkręcenie tego może trochę zejść), o ile ambicja nie przysłoni mi świata rozwinę się, nie ma innej możliwości, taka lista może w tym pomóc. Owocnego roku 2014! :)

                                          Aquarius

piątek, 20 grudnia 2013

Wesołych świąt!

Składanie życzeń nigdy nie było moją specjalnością. Podczas różnych uroczystości gdy przychodzi moment w którym składam życzenia mówię W tym ważnym dla Ciebie święcie, nie będę Cię okłamywał jak pozostali... w związku z tym nic Ci nie powiem... ;) Oczywiście mówię tak, tyle że żartem. Sądzę że każdy wie czego chce choć i dość często nie.
Ja najbardziej chcę, zawsze widzieć siebie w prawdzie, chcę umieć "przegrywać" aby "wygrana" lepiej smakowała. Nie chcę widzieć świata w szarych barwach ani też w różowych. Chcę być zdziwiony za każdym razem gdy patrzę na otoczenie. Pamiętać że zawsze jest wyjście. Chcę traktować wszystkich ludzi jak nauczycieli, sytuacje jak lekcje a życie jak autokar którym jadę korzystając z tego co spotkam po drodze pamiętając że kiedy podróż się skończy to zabiorę tylko to co miałem wchodząc do niego. Zawsze widzieć światło na najciemniejszym horyzoncie. Kiedy się cieszę chcę się śmiać, kiedy jestem smutny chcę płakać i marudzić. Kiedy mam ochotę pobyć sam nie chcę nikogo widzieć zadając pytanie dlaczego? Kiedy mam ochotę kogoś spotkać to wyjść na spotkanie pewnie. Wreszcie kiedy nic z tego się nie spełni uśmiechnąć się i powiedzieć "Niech się dzieje wola Twoja a nie moja"
Tego wszystkiego i jeszcze więcej i Tobie życzę ! Wesołych świąt !!! :) :) :)
               
                                       Aquarius

Film z przesłaniem - Siła spokoju


Witam w naszym kinie, dzisiaj chciałbym zaproponować film który zaliczam do klasyki gatunku. Film który nazwałbym "obowiązkowym" dla każdego kto chce się rozwijać.
Film jest oparty na  autobiograficznej powieści Dana Millmana „Droga miłującego pokój wojownika”.
"Siła spokoju" (2006) bo tak należy szukać tego filmu. Jak wspomniałem jest prawdziwą historią młodego sportowca. 
Dan Millman jest utalentowanym lekko atletą, ma "wszystko" czego może zapragnąć ego. Wysportowane ciało, pieniądze, nadchodzącą dużymi krokami karierę, piękne kobiety itd. W życiu jak to w życiu jest masa niespodziewanego. Dan ulega wypadkowi drogowemu, ląduje w szpitalu. Lekarze akademiccy skreślają jego dalszy rozwój sportowy. Dan się załamuje, zbudował sobie przecież tożsamość na swych osiągnięciach które traci w kilka chwil. Ale jak to zawsze w życiu bywa nic nie dzieje się przypadkiem i bez powodu.
Pewnej nie przespanej nocy kiedy nasz bohater postanawia pobiegać, trafia na stację benzynową gdzie poznaje tajemniczego mechanika Socratesa. Od tej pory całe życie Dana ulega zmianie, oczywiście na lepsze. Dopowiem tylko że sam film wpłynął na moje postrzeganie świata bardzo. Jest tak głęboki że za każdym razem gdy go oglądam widzę go inaczej.  Cytaty z tego filmu przydają się w życiu i wychodzą zawsze gdy są potrzebne. Ba ów cytaty mają nawet swoją stronę w sieci ! 
Niech kilka z nich będzie małą zachętą : 
 "Gdy nie dostajesz tego czego chcesz, cierpisz, gdy dostajesz to czego nie chcesz, cierpisz, nawet gdy dostajesz dokładnie to czego chcesz, wciąż cierpisz, bo nie możesz zachować tego na zawsze"

 "Nie ma takich chwil gdy nic się nie dzieje"

 "Gdzie jesteś? Tutaj. W jakim czasie?Teraz. Kim jesteś? Tym momentem."
                                                                                                            
                                                                                                 cyt. "Siła spokoju" (2006) 
Naprawdę polecam odszukanie filmu i dołożenie do pakietu :)
Można obejrzeć również w internecie na przykład tutaj Miłego seansu :)

                                    Aquarius

sobota, 14 grudnia 2013

Jak rzucić palenie część 2




Witam w drugiej części artykułu jak rzucić palenie. Pierwsza część tutaj.

Mam nadzieje a właściwe nie ;)  że papierosy już tak nie smakują jak kiedyś...
W najbliższych zdaniach postaram się podzielić doświadczeniami w tematach: "dzień zero", czego można się spodziewać po własnym ciele, kilka sugestii i po prostu nie palę. Ruszamy :)

"Dzień zero"
Kiedyś jak chciałem przestać palić to powtarzałem co dziennie  że "od jutra". Tym sposobem ten dzień nigdy nie następował. Cóż nie da się rzucić palenia jeżeli chcę palić! Jeżeli jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią żeby z tym skończyć, to trzeba ustalić ten dzień. Faktem jest że zawsze znajdzie się wymówkę, teraz nie mogę przestać palić bo : czekają mnie egzaminy, trudny czas w pracy, wychodzę za mąż ;) czy inne wytłumaczenia. Kiedyś słyszałem że żeby przestać pić i palić trzeba mieć pieniądze...powiem że sam byłem bardzo kreatywny w wymówkach ale na takie coś to bym nie wpadł ;) Tak czy siak, nie zawsze można wierzyć umysłowi który BARDZO lubi bronić to co zna :)
Wiec warto się przyjrzeć ów wymówkom czy są one faktyczną przeszkodą. No dobra, może się okazać że są.
Rozumiem, rzucenie palenia bywa trudne (to nie jest zasada!) więc wyszukaj sobie wygodny termin. Nie ważne czy za tydzień czy za miesiąc. Nie śpiesz się, nikt cię nie goni, ten z kosą też zaczeka ;) ale ustal sobie że w ciągu tygodnia wyszukasz odpowiedni moment na dzień zero. Niech to będzie sprawdzian konsekwencji w działaniu. Sama/sam będziesz wiedzieć jaki jest dla Ciebie najkorzystniejszy dzień zero.

"Ciało"
Sama nikotyna jako substancja uzależniająca jest bardzo silna, porównywalna do narkotyków. Jednak spokojnie, po odstawieniu papierosów jeszcze nikt nie umarł. Ciało jednak może reagować. Im bardziej się będziesz spodziewać nie spodziewanego tym bardziej będziesz mieć kontrolę nad sobą. CO BY NIE BYŁO TO I TAK MINIE!
Oto kilka rzeczy których warto się spodziewać:
Zawroty głowy-  1-2dni miną
Bóle głowy- różnie można pomóc np. odpoczynek ,relaks
Zmęczenie-  2-4tyg. tu przydatna jest szeroko pojęta gimnastyka  w tym biegi, rower, spacer, ogólnie dużo ruchu. Należy pamiętać o śnie.
Kaszel- do 7 dni wystarczy pić wodę i nie dziwić się że będą wyłaziły z ciała "dziwne stwory" ;)
Ucisk w klatce piersiowej (ssanie) - do 7dni - minie
Zaburzenia snu - również do 7 dni - zaradzić można tak, wieczorem napoje bez kofeiny, może być herbata ziołowa melisa
Zaparcie- 3-4tyg - dużo wody pomoże
Głód- kilka tygodni- ważne aby przejść to bez podjadania, bomb kalorycznych chyba że zależy komuś na kilku kilogramach więcej.
Zaburzenia koncentracji- kilka tygodni- minie
Chęć palenia- silna około 2tyg.- trzeba szukać innego zajęcia.
Zdenerwowanie- kilka dni/tygodni w zależności od nastawienia, ważne aby pamiętać że "zapaliłem bo ktoś lub coś mnie zdenerwowało" to tylko marna wymówka. Papierosy to nie depresant (jak np. alkohol) aby mogły kogoś uspokoić, "spokój" przychodzi to fakt ale tylko dlatego że głód nikotynowy został zaspokojony.
 Wszystkie te objawy nie występują u każdego ale mogą się pojawić. Ważne aby się nie załamywać, jeszcze raz: cokolwiek by się nie działo to wszystko minie. Wiem że dni i tygodnie to wieczność dla palacza. Jedna godzina między papierosami to dużo a gdzie tu takie coś? Otóż jeżeli nie chcesz naprawdę palić to nie będzie to tak bardzo bolało. Nikt by nie wytrzymał takiego ucisku, nikt by nie przestał palić! Jeżeli chcę i zatrzasnę za sobą drzwi nikotynizmu jest dużo łatwiej! Głody i inne objawy abstynencyjne nigdy wiecznie nie rosną, są jak fale które przypływają i odpływają, więc jeżeli faktycznie chcesz nie palić to nie otwieraj sobie furtek, jedyne co spal to most za sobą by już nie wrócić. Im dłużej będziesz się zastanawiać tym dłużej będziesz cierpieć.

Dodam jeszcze tylko że nie dobrze jest się skupiać na tym że się rzuca , bo tak czy siak myśli się o używce po prostu nie palę, nie mniej nie więcej. Nie "rzucam" bo to już otwarta furtka, rzucanie jest trudne więc mogę się szybko poddać. NIE PALĘ i żyję jak do tej pory.
Można rozpowiedzieć wszem i wobec że od dnia x nie palę! Rzucanie w samotności jest trudne, gdy dopadnie mnie głód to zapalę i nikt nawet nie zauważy mojej "porażki". Jeżeli sporo osób będzie wiedziało że nie palisz to będzie ci trudniej sięgnąć po papierosa przez wstyd. Tak wstyd nie jest zbyt przyjemny ale bardzo przydatny, można to wykorzystać! Po drugie, jeżeli będą wiedziały że nie palisz to nie będą cię częstowały. Oczywiście że mogą cię częstować, nie musisz od razu odpowiadać w stylu zrób to jeszcze raz a masz w gębę! Spokojnie, mogą zapomnieć i częstować nawykowo lub po prostu być zazdrosne, nie pompuj sobie tym ego, prawdopodobnie też patrzyłaś/eś na ludzi nie palących jak by ci chcieli coś odebrać ;)

Wspomagacze?
Oczywiście że tak, bo czemu nie ? :) Ważne by nie zamienić papierosów na inne cuda i w efekcie nic nie zmienić. Po za nimi oczywiście cukierki, paluszki czy lizaki. Coś w garść do miętolenia ;) Może to być mała piłka czy inny pierdół. Dla mnie rewelacyjnie spisał się sztyft do nosa. Dawał mi odruch palenia i co najważniejsze aplikował "to coś" w płuco. "To coś" zrozumie tylko palacz. Na ssanie w płuca rewelacja :)

Jeżeli będziesz już nie palił jakiś czas, to nie wpadnij na pomysł w stylu: A jednego sobie zapalę, nic się nie stanie Nie ma szans, jeden papieros to za chwilę paczka. Zrób listę zysków i strat z nie palenia, porozmawiaj z kimś kto również rzucił, niech się podzieli doświadczeniami. Im większy wachlarz doświadczeń tym lepiej. Te są moje, ktoś może mieć jeszcze ciekawsze i odpowiedniejsze dla Ciebie. Każdy sposób jest ok. No może prawie każdy ;)

Fajnie gdyby ta porada Ci się nigdy nie przydała :) Jeżeli jednak zdarzy Ci się że wrócisz do palenia, nie poddawaj się. Obserwuj to co się z Tobą dzieje, następnym razem będziesz wiedział co robić a co nie. Umiesz chodzić? Może jeździsz rowerem? Ile razy upadłeś za nim doszłaś/eś do wprawy?
To bezcenne doświadczenia. Sam rzuciłem za trzecim razem. Nawet gdyby udało się za trzydziestym trzecim to i tak super.
Dwie sprawy, nie jestem wrogiem papierosów, nie mam nic przeciwko temu że ktoś pali ! Dzielę się doświadczeniem dla tych którzy nie chcą palić.
Druga sprawa, zostawienie przeszłości jest trudniejsze niż zostawienie używki.
Sądzę że jeżeli trafię na coś wyjątkowego co mogło by pomóc w rzuceniu palenia to wrócę do tematu.
POWODZENIA!!! :)

                                               Aquarius

poniedziałek, 9 grudnia 2013

Żyj liniowo a nie punktowo.



Żyj liniowo a nie punktowo. Co to znaczy i jaka jest różnica?
Zacznę od tego że wielu z nas (mam tu na myśli większość żyjących obecnie ludzi) ja również tak miałem i czasami jeszcze mam :), żyje punktowo. Chodzi o to że szukamy potwierdzenia własnej wartości, szukamy szczęścia i siebie w zewnętrznych osiągnięciach. Nie zwracamy uwagi na drogę, liczy się wyłącznie cel.  

Wypłata raz w miesiącu, kupno nowego tv, auta a może ekspres do kawy? Tak kawa wtedy na pewno była by lepsza... ;)
Jeżeli dostanę od losu coś wyjątkowego poczuję się spełniony, jeżeli wybuduje domu lub zdobędę mieszkanie będę wiedział po co tu przybyłem. Dopiero po zrobieniu dyplomu poczuje się wartościowo. 

Bez prawa jazdy jestem do niczego. Sam kiedyś uznałem że po przeczytaniu książki poczuje się lepiej, coś zrozumiem i coś osiągnę. Nie mogę być szczęśliwa/y do puki nie będę w stałym związku lub nie. Dopiero gdy skoczę na linie w przepaść lub przejadę się wyścigowym motorem poczuję że żyje. 

Muszę schudnąć lub przytyć, poznać obcy język, nauczyć się tańczyć czy wspaniale gotować coraz to lepsze potrawy.

Takich celów są w naszym życiu miliony! Wystarczy się chwilę zastanowić, po obserwować własne myśli by się przekonać jak często żyjemy na jakimś braku. To jest straszne!
Absolutnie, absolutnie nie neguję osiągania celów. Sam również będę za niedługo rozpoczynał budowę domu, która pewnie trochę potrwa. Jeszcze z dwa lata temu gdy marzyłem o działce myślałem jaki będę ja szczęśliwy.

Mam dzisiaj działkę i co? Kompletnie NIC się nie zmieniło, miałem być taki szczęśliwy a nie jestem. To znaczy jestem ale nie dlatego że mam działkę. Jeździłem i mam na pewno zamiar jeździć po różnych szkoleniach rozwojowych. Ale one nie są celem. Co roku piszę listę rzeczy "Cele na rok 2014" (tak będzie w obecnym :) Ale jest to tylko i aż szkielet działań. Elastyczny i nie przymusowy!

Jeżeli coś osiągnę to fajnie, jeżeli nie to też dobrze :) Nowe auto? Pewnie że by się przydało ale obecne sprawdza się bardzo dobrze w tym do czego zostało stworzone. Przyjdzie odpowiedni czas to je wymienię na lepsze. Chodzi o to że w pewnym momencie można być jak Alicja w krainie czarów. Wieczne bieganie za króliczkiem którego nie można złapać.

Owszem osiągnę cel, poczuje się miło, wartościowo i tak dalej (bardziej to ego). Co się dzieje za chwilę , za dzień lub miesiąc? Magia pryska jak mydlana bańka. Nie ma już takiego podniecenia. Są już nowsze telewizory, nowsze auta, sąsiad ma ładniejszy i większy dom a kolega osiągnął sukces zawodowy. O losie, znowu nic z tego :( miałem być taki szczęśliwy i cholera nie jestem! Ale zaraz, zaraz, wiem idę szukać nowego celu. Mechanizm zupełnie jak u alkoholika, jak se walnę setę to będzie mi lepiej, hmmy ale na jak długo i jakie będą tego konsekwencje?

Jeszcze raz, napisz sobie proszę na kartce co byś chciał/a zdobyć i osiągnąć. Nie spiesz się. Kiedy już napiszesz przeczytaj za miesiąc ile z tych rzeczy jest dla Ciebie nadal ważnych. Być może już okaże się że część z nich tak naprawdę to Ci nie jest potrzebna.

Przejdź przez mieszkanie czy pokój, pozaglądaj do szafek, przetrzep strych i piwnicę. Być może znajdziesz rzeczy które stanowiły dla ciebie jakąś wielką wartość, wywoływały mnóstwo emocji i miały być takie piękne. Co się stało ? Czemu leżą teraz pod stertą innych pudeł same i nie pamiętane?

Otóż temu że NIC CO NA ZEWNĄTRZ NIE MOŻE CIĘ UZUPEŁNIĆ. Możesz wyznaczać sobie zadania, bezczynność jest czymś strasznym! Osiąganie rozwoju, bogactw materialnych może być bardzo fajne i przydatne. Pamiętaj tylko że NA GŁĘBSZYM POZIOMIE SZCZĘŚCIA I SPOKOJU JESTEŚ KOMPLETNA/y OD URODZENIA! NIC NIE MOŻE CIĘ UZUPEŁNIĆ!

Jakie by to niebyły szczytne cele, nie będziesz szczęśliwsza/y dzięki zdobywaniu tych celów. Jeżeli takie masz, to uwierz mi proszę że to powierzchowna euforia powoduje napływ przyjemnych emocji. Życie z punktu A do punktu B jest frustracją z ochłapami radości! Powiedzenie że "wszystko co dobre szybko się kończy" to takie właśnie życie, gdy osiągniesz cel B szybko się nudzisz, szukasz dalej, w pewnym momencie pojawia się gdzieś daleko na horyzoncie C. Biegniesz do niego nie widząc co się dzieje w okół, w końcu osiągasz wymarzone C i co?

Koło się powtarza po jakimś dłuższym lub krótszym czasie. Naprawdę, wyznaczanie celów jest wspaniałe, dzięki nim dużo się dzieje. Ważne by nie wpaść w wir. Wyobraź sobie że za chwilę pojedziesz przepiękną trasą w cudownym krajobrazie. Trasa jest prosta i ma z kilometr długości. Już ze startu widać metę. Powiedz ile zapamiętasz, zobaczysz czy doświadczysz z tej trasy jeżeli będziesz potrzeć wyłącznie na metę? Mnóstwo rzeczy które sprawiły by ci przyjemność po drodze, bezpowrotnie ominiesz!

Kiedy ostatnio widziałaś piękny wschód lub zachód słońca? Pierwsza gwiazda wieczorem czy rosa o poranku a może ptaki po drodze do pracy lub bawiące się dzieci w parku? Wszystko to jest cały czas w okół Ciebie. Dostrzeganie takich cudów to jeszcze większy cud! Już nie potrzebujesz osiągać wielkich ideałów żeby być spełniona/y. Nagle powiedzenie "wszystko co dobre szybko się kończy" już Cię nie obowiązuje, tak naprawdę nigdy nie obowiązywało. Sama/sam wierzysz w to w co chcesz wierzyć!

Nie żyjemy tu wyłącznie dla dyplomów, medali czy innych osiągnięć. Żyjemy tu dla doświadczeń, doświadczeń które są cały czas! Teraz doświadczasz czytania tekstu z blogu :),
teraz zapewne myślisz "hmmy faktycznie" i się uśmiechasz ;).

W jednym zdaniu: PO PROSTU ŻYJ.

                             Aquarius

Moja książka fragmenty: "Jak zrobiłem z piekła raj" część II









Witam, oto drugi (pierwszy tutaj) z trzech fragmentów książki który chciałbym opublikować na blogu. Jest on z umownego "Z martwych wstania".

"Daj czas czasowi, stwierdzenie to poznałem w terapii, bardzo często słyszę je w AA.
W "piekle" nauczyłem się szybkiego zaspokajania wszelkich potrzeb. Bez względu na wszystko, cel uświęcał środki. Kończyło się to cierpieniem, frustracją, strachem, wiecznym nie zadowoleniem z tego co mam i przede wszystkim masą konsekwencji.
Kiedy byłem pierwszy raz na spotkaniu AA miałem z pół roku abstynencji.
Dowiedziałem się jak długo nie piją nowi koledzy. Dwa miesiące, cztery lata, osiem lat, szesnaście! Boże, szesnaście lat, toż to wieczność ;), po chwili jednak pomyślałem, że też bym tak kiedyś chciał.
16 lat (oczywiście może być i więcej ;) abstynencji, tak to mi się podoba, nieźle brzmi.
Nie wiem czy będzie mi to dane, sądzę, że będę się starał robić wszystko co możliwe, aby to utrzymać. Ale nie o to chodzi.
Szybkie zaspokajanie własnych pragnień weszło mi w krew. Nie zawsze a nawet dość często nie da się wszystkiego załatwić w mgnieniu oka. Pewne jest to że nie przeskoczę kilkunastu lat, to nie możliwe!
Doświadczenia to lekcje, życie, każdy rok to jak kolejna klasa w szkole.
Oczywiście lata abstynencji nie dają mi żadnej gwarancji szczęścia. Nie stanę się kuloodporny, nie otrzymam dyplomu.
Przy odrobinie szczęścia, pomocy Siły Wyższej i własnej pracy nad sobą, wybuduję sobie wachlarz rozwiązań w trudnych sytuacjach.
Co jakiś czas, przynajmniej raz w roku robię bilans zachowań w podobnych sytuacjach ale w różnym czasie. Okazuje się, że co roku moja optyka widzi dalej, szerzej, wyraźniej. Pozwala mi to na odczuwanie głębokiego spokoju i szczęścia.
Mentalność która wyrabiała się przez lata życia jest jak woda i piasek, latem na plaży. Piasek czyli te nieduże przyzwyczajenia nagrzewa się szybko , ale też szybko stygnie , woda nagrzewa się znacznie dłużej ,ale też dłużej stygnie. Podobnie jak "fałszywe programy" wgrywałem długo  i zmiana ich na inne również wymaga czasu.
Oczywiście nie stało się to wszystko od razu. Poczucie własnej wartości zacząłem naprawdę odbudowywać po dwóch latach abstynencji, uzależnienie od opinii ludzi zauważyłem po trzech latach nie picia. Cztery lata po przebudzeniu, przestałem puszczać w kółko tę samą płytę i przyznałem że moja ekonomia leży, właśnie z powodu nieumiejętności odraczania w czasie różnych zakupów.

Nic nie zmieniło się od razu, doświadczenia rozciągnięte w czasie, różna chęć do przyjmowanie tego co niesie los. Nie przestałbym pić, gdybym nie dotarł do dna własnego piekła.
Nie jest tak, że wiem już wszystko, nigdy nie będę wiedział wszystkiego, na pewno nie w tej formie.
Możliwe, że nie zmienię wszystkich słabości, które bym chciał zmienić, są też takie, które akceptuje jako część mnie i nie chce ich teraz zmieniać.
Wszystko kształtuje się w ciągu życia.
Przecież w pierwszej klasie szkoły podstawowej, gdybym otrzymał matematyczne działanie z ułamkami, w najlepszym wypadku bym je pokolorował kredkami. Powyższe zmiany dotyczą mojego wnętrza.
Te zewnętrzne również wymagają upływu chwil.
Nie odzyskałem zaufania żony od razu, po roku mojej abstynencji sytuacja w domu zaczęła się wyraźnie poprawiać.
Zaufanie rodziny też nie powstało od razu, różne często nie świadome kontrole w postaci częstych telefonów do mnie minęły po kilku miesiącach trzeźwienia.
Przecież jak oszukiwałem i kłamałem przez lata, to jak mogę wymagać zaufania i poprawy życia w każdym względzie w kilka miesięcy. Latami pracowałem nad bałaganem, którego nie da się posprzątać w kilka chwil.
Oczywiście wszystko ma swój czas. Swoją wartość dobrze znać, jednak nie mogę wymagać na innych zrozumienia.
Jak już pisałem, nikt po za mną nie musi mnie rozumieć. Dobrze gdy ja rozumiem własne motywy.
Sam zaczynałem trzeźwienie z wielkim długiem, finansowym i duchowym.
Wszystkie długi materialne oddałem po osiemnastu miesiącach nie picia.
Mentalnie, cóż, tu było sporo do nadrobienia.  "Przespałem" jakieś dziesięć lat życia.
Okres wkraczania w dorosłe życie, czas kształtowania się, odpowiedzialności, rozsądnego planowania, uczenia się życia, konsekwencji w działaniu i wielu, wielu innych zagadnień życiowych, przebalowałem.
Nie da się przyspieszyć takich rzeczy. Działając świadomie, mogę co najwyżej nie opóźniać pewnych spraw. Jak mogę uczyć się życia, nie żyjąc?
W sumie bardzo się cieszę, mam mnóstwo frajdy w odkrywaniu siebie, z eksploracji życia.
Wielkim smutkiem byłoby obudzić się pewnego ranka i stwierdzić, że wszystko już zostało odkryte.
Pośpiech i niezdecydowanie to bardzo niebezpieczni doradcy! Nie można wiecznie próbować dostosowywać rzeczywistość do własnych potrzeb. Cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość."

Trzeci fragment książki tutaj                                                    
                                   Aquarius                                                                



niedziela, 1 grudnia 2013

Święta bez znieczulenia




Zbliża się czas kiedy można spędzić bardzo dużo miłych chwil. Przygotowania do świąt dają tyle samo a może i więcej radości co same święta, no pod warunkiem że większość przygotowań nie trwa w sklepowej kolejce ;)
Jednak nie zawsze było tak kolorowo. Kiedyś okres ten był co najwyżej doskonałą okazją do picia. Zawód bliskich i znajomych był tak oczywisty jak kolęda... Kac i zwiększanie zapasów stawało się obowiązkiem. Strach jeden wielki strach, klimat raczej z dramatu.
Niestety, choć to już teraz nie ważne, co się stało to się nie odstanie. Ważne by wziąć z tego lekcje i nie popełniać tych samych błędów. Chodzi o to że czas świąt i nowego roku może przypominać zachowania z "poprzedniego życia". Bądź co bądź w święta wielu ludzi stawia "wzmacniacze" na stół, przecież nie można im tego zabronić.  Warto mieć to na uwadze, zwłaszcza na początku tej drogi. Kilka zaleceń które mogą umilić ten okres, a przynajmniej pomóc w nie zepsuciu :

Warto dowiedzieć się gdzie w okolicy organizowane są święta i Sylwester bez alkoholu. Kluby abstynenta często organizują różne dodatkowe spotkania i bale. Można się umówić i przybyć na coś takiego. Raz że jest to miejsce bezpieczne zwłaszcza dla kogoś nowego. Dwa można poznać bardzo ciekawych ludzi z którymi warto wymienić się doświadczeniami, to zawsze działa pozytywnie na pogodę ducha!

Często na święta wyjeżdżamy do bliskich. Jak wspominałem nie rzadko na stołach gości alkohol. Powiem tak,  widok alkoholu czy fakt że piją w naszym towarzystwie może być silnym wyzwalaczem. Jeżeli wiadomo że będzie tego alkoholu sporo to najlepiej nie jechać, nie można zabronić komuś sposobu na spędzanie wolnego czasu. Moje, twoje, zdrowie i życie jest najważniejsze. Nie ma takiej imprezy która jest więcej warta od trzeźwienia! Nikt nie musi tego rozumieć, nie mamy wpływu na opinie innych ludzi. Jeżeli jednak z jakiegoś powodu "musimy" (zawsze jest wybór) to ok.  Można być  pod jednym dachem na takich świętach, ale na przykład w innym pomieszczeniu bawiąc się z dziećmi, sam tak robiłem. Sok jak to bywa na takich imprezach wypijać zawsze do końca po to by nie pomylić szklanek i nie wpaść na minę... Warto również uważać na potrawy, smak alkoholu również może przywołać wspomnienia. Niby nic a jednak. Nie trzeba, pod żadnym warunkiem, nie musimy długo siedzieć na takiej uroczystości. Po kolacji lub po obiedzie gdy atmosfera zaczyna się zagęszczać wracamy do domu. Jeżeli źle się poczujemy, wychodzimy! Nie zastanawiamy się czy wypada czy nie wypada. Oczywiście proponuje pożegnanie się i podziękowanie za zaproszenie. Jeżeli wyjdę i trzasnę drzwiami to tak jak by się wiele nie zmieniło, prawda ;)

Warto nosić przy sobie listę telefonów do "swojej grupy wsparcia", mogą to być różne osoby ale najlepiej takie po fachu, nie pijące oczywiście :) Tylko one tak naprawdę zrozumieją co czujesz. Wiem jaki telefon jest ciężki zwłaszcza na początku ale proszę uwierzyć, praktyka czyni mistrza. Każdy ma lepsze i gorsze dni. Uzależnieni czy nie, tacy co mają dwa dni, dwa lub sto dwa, lata abstynencji. Fakt że nie boję się zadzwonić, dowodzi tego że trzeźwienie rośnie!

Można zaplanować sobie na ten czas kilka dodatkowych spotkań z osobami trzeźwiejącymi. W domu u siebie lub u kogoś, lub w jakimś innym bezpiecznym miejscu np. kawiarni gdzie alkohol nie jest podawany jako danie dnia przez cały rok ;)


Możesz spędzić ten czas pomagając komuś w przygotowaniach jeżeli sam takich nie masz do zrobienia. Robienie ozdób świątecznych a nawet skromnych upominków jest o wiele przyjemniejsze niż zapłacenie za nie. Strojenie choinki może okazać się wspaniałym doświadczeniem a nie złem koniecznym i kulą nerwów. Spacery na świeżym powietrzu, szukanie pierwszej gwiazdki w wigilie. Śpiewanie kolęd czy śniadanie do łóżka w świąteczny poranek. Kiedyś było to dla mnie jakieś Si-Fi ;) teraz to oczywistość. Listę rzeczy zrób sam. Co miłego zrobisz dla siebie lub bliskich w te święta i nie tylko ogranicza jedynie wyobraźnia. Nie zakładaj że cię nie stać. Na pewne rzeczy nie musisz mieć pieniędzy! W miłej atmosferze, chleb smarowany ciepłym nożem smakuje jak wykwintna kolacja :) A to że będziesz trzeźwa/y, będzie największym upominkiem!

Nie siedź w domu sam nic nie robiąc. Jeżeli będziesz siedział w domu sam i w kółko rozmyślał, jedyne co wymyślisz to... pół litra. Nie umiejętność znoszenia własnego towarzystwa wywoła użalanie się nad sobą, a to może popchnąć cię do sklepu. Obejrzyj film w tv lub wypożycz kilka na święta z wypożyczalni czy od kolegi. Napisz list do kogoś, złóż puzzle, sklej model, przeczytaj książkę, tu również jest masa rzeczy o których zapomniałeś, przypomnij je sobie.

Najważniejsze, nie bój się świąt, nie zastanawiaj się jak je spędzisz, co będzie jeżeli itd. Jeżeli większość czasu spędzisz na myśleniu co zrobić żeby się nie napić, prawdopodobnie się napijesz!  Planuj z głową, zrób wspomniane listy ale żyj chwilą obecną! Nie nakręcisz się w ten sposób a święta będziesz miło wspominał jeszcze w maju :)

                                                  Aquarius

Film z przesłaniem- Grinch świąt nie będzie!



Tak, święta tuż tuż więc w naszym kąciku filmowym zaproponuję film dla całej rodziny i na święta.
Nie będzie to Kevin bez którego nie widzę już dzisiaj świąt ;) Film który moja córka ogląda bez względu na to czy jest gwiazdka czy majówka :).
"Grinch, świąt nie będzie!" Tytułowy bohater to zielona, futrzana postać która nie cierpi gwiazdki, dlaczego? Dowiecie się podczas oglądania :). Utkwiły mi dwa motywy : jeden to fakt jak społeczeństwo reaguje na "odmieńców" często tworząc szereg mitów wokół takiej osoby, nawet nie dopuszczając jej do zdania. Zawsze winny będzie "ten inny". Potem zastanawiają się co się z nim dzieje? Zawładnęły nim złe moce!
Drugi bardzo ważny to ten, o co właściwie chodzi z gwiazdką. Fakt że ma swój nie powtarzalny klimat, ale gdzie on jest? Kiedyś zapach pomarańczy kojarzyłem ze świętami, dzisiaj z supermarketem... Co się stało? Wystarczy się rozejrzeć co się dzieje przed świętami, szał w kolejkach i na parkingach dużych sklepów bardziej przypomina dzień zagłady niż magie świąt :)  Proszę i to wszystko dla jednego wieczoru?!

Króciutki fragment z filmu :

Grinch:
"Oczywiście, że tak.
O to przecież chodzi, prawda?
O to w tym wszystkim chodzi!
Prezenty!
Prezenty.
Wiecie, co się dzieje z waszymi prezentami?
Wszystkie trafiają do mnie.W waszych śmieciach.
Rozumiecie, co mówię?
W waszych śmieciach!
Mógłbym się powiesić na brzydkich krawatach, które znajduję na wysypisku!
I ta chciwość.
Bezgraniczna chciwość.
Chcę kije do golfa. Chcę diamenty.
Chcę kucyka, żeby przejechać się na nim dwa razy, znudzić się i sprzedać na klej
."

Klimat świąt tworzy się wewnątrz siebie, na to nie trzeba pożyczki w banku ;)  Miłego oglądania :)

                             Aquarius

Moja książka fragmeny: "Jak zrobiłem z piekła raj" część I



Witam, oto fragment książki którą napisałem w tym roku. Chcę podkreślić tylko że poniższy tekst jest wersją w pełni autorską tj. bez korekty i redakcji. Fizyczna, papierowa wersja która powinna pojawić się wiosną 2014r. może odrobinkę różnić się od tego co tu jest.
                                            
                                                               "Jak zrobiłem z piekła raj"

-WSTĘP-

Zasłyszane: "Jakiś czas temu krążył po górach człowiek, który po dość długiej wędrówce postanowił wrócić do domu. Było już dość późno, zrobiło się ciemno a góry zatonęły we mgle. Podróżnik bardzo ostrożnie z chodził, pokonując różne półki skalne. W pewnym momencie widoczność spadła do zera, on z ostatnią liną zaczął opuszczać się z kolejnego występu skalnego. Lina okazała się zbyt krótka, zawisł na jej końcu bez gruntu pod stopami których prawie już nie dostrzegał przez mgłę. Nie wiedział co ma zrobić, w górach nie było gdzie się ukryć a powrót do domu zakończył się wraz z liną. Poprosił Boga o pomoc - Boże pomóż, co mam zrobić?
Bóg odpowiedział - odetnij linę!
Mężczyzna nie posłuchał w obawie co się z nim stanie. Rano kiedy słońce wzeszło a mgła opadła, znaleziono wędrowca martwego, pół metra nad ziemią niedaleko domu."

Książka ta, to historia wędrówki po górach, która w pewnym momencie również zatrzymała się na końcu liny. Potoczyła się ona jednak dalej, z pewną ufnością odciąłem linę na której wisiałem nie mając pojęcia co nastąpi. Trudność z jaką to nastąpiło była ogromna, każde uzależnienie, bez względu na substancję lub czynnik, zawsze zatrzymuje się w podobny sposób. Upadłem, przeżyłem , poznałem nowe szlaki i wchodzę na kolejne. Udało mi się wyjść z wewnętrznego piekła i po przebudzeniu odnaleźć mapę do raju.
Postanowiłem podzielić się tą mapą. Tą którą mam już teraz, kolejne odkrywam każdego dnia.

Sugestie zawarte w tej lekturze, zwłaszcza w ostatnim dziale kieruję do wszystkich ludzi. Uzależnieni bowiem nie mają monopolu na przechlapane życie.
Jeden szczęśliwy człowiek, to wielu wesołych ludzi. Jest to reakcja łańcuchowa.
Stoję na środku stawu rzucając do niego kamienie. Fale rozchodzą się w okół, odbijają się od brzegu i wracają do mnie.  Jeżeli jestem szczęśliwy, ludzie wokół podzielają moje samopoczucie i tak dalej, tworzę swój własny raj. Jeżeli "zatruwam" otoczenie, to inni zaczynają atakować mnie i pozostałych wokół, tworzę w ten sposób piekło. Zawsze wszystko zaczyna się od środka, od świata wewnętrznego który jest równie wielki co ten zewnętrzny.
CO DAJĘ, TO OTRZYMUJĘ! Taka już jest zasada.
Więc oto opowieść na bazie doświadczeń i przemyśleń "Jak z piekła zrobiłem raj”.                 

                                                                           "Piekło"

                                                                        -WYBÓR-
Wychowałem się w "normalnej" (cokolwiek to znaczy) rodzinie. Brat i siostra są dużo starsi, tata był zawodowym kierowcą, mało kiedy był w domu, matka zajmowała się opieką nad dziećmi. Specjalnie nie miałem autorytetu jako dziecko, a także później, jako dorastający człowiek. Nie rozumiałem bardzo wielu rzeczy, w tym pojęcia miłości, miłością darzy się wyłącznie partnerkę. Miłość = pożądanie, miłość to seks ... kochać siebie? no cóż pewnie się domyślacie co miałem na myśli ... ;)  tak to wtedy rozumiałem.
Wymyśliłem sobie że muszę być twardy, oczywiście na początku w ogóle mi to nie wychodziło, przez co nikt mnie zbytnio nie szanował, nie miałem własnego zdania więc było to dość zrozumiałe.
Różne prowokacje były chlebem powszednim. Pamiętam jak po osiemnastych urodzinach pokłóciłem się, delikatnie mówiąc, z mamą o palenie papierosów w domu. Bo po co mam się ukrywać skoro i tak będę palił!!! Wiecie jak ona się musiała czuć? Nieprzespane noce przy mnie spędzała w szpitalu, urodziłem się z wadą serca…
Napakować się, kupić czarną furę umc, umc, umc, gra muza. Dałbym wtedy się pociąć za to. To była moja "prawda"!
Wagary w szkole. Kto nie wagarował, ale po dwa tygodnie z rzędu to lekka przesada. Policja też mnie znała, chociaż nie powinna. Sygnały ze środka i z otocznia były coraz silniejsze, ale zagłuszałem je głośniejszą muzyką i gadaniną o niczym.
Były przebłyski, gdzie wraz z kolegami spędzaliśmy weekend spokojnie, film w domu, czy ognisko nad jeziorem.
Praca.. Praca jest dla motłochu i ciemnoty. Od pracy ma się garb i kredyty. Podczas niedużych kombinacji pojawiały się dorywcze fuchy. Czy się stoi, czy się leży - stówka się należy. Oto było motto młodego człowieka... Moje przewodnie hasło.
W weekendy zaczęliśmy z kolegą bawić się w DJ’i, właśnie wtedy alkohol zaczął się pojawiać w dużych ilościach.
Dość szybko okazało się, że to mój konik… PADŁ WYBÓR.

                                                    -PANACEUM NA WSZYSTKO-

Czułem, że robię źle, ale kto słuchał siebie, trzeba grać dalej, bardzo trudną rolę, różnica między tym kogo próbowałem udawać a tym co o sobie myślałem była ogromna, alkohol pomagał mi z tym żyć.
Alkohol przynosił ulgę. Ulgę od rozdarcia między sercem, ciałem a umysłem. Między skorupą a galaretą w środku.
Alkohol był wspaniałym guzikiem off na wszystkie dolegliwości, zarówno fizyczne, jak i psychiczne. Do tego było czym imponować przed kumplami, więc jest bonus. Życie wydawało się łatwiejsze, dziewczyny ładniejsze. Żyć nie umierać.
A ja, dusza towarzystwa, zacząłem być naprawdę lubiany. Otoczenie cieszyło się na mój widok, jak byłem, to zawsze zapowiadała się zabawa i kupa śmiechu. Oczywiście jak małpka robiłem dowcipy, nie rzadko robiąc z siebie durnia. Ale to nie było ważne, liczył się "sukces" jednostki jaką byłem.
No ale zabawa trwa, muzyka gra, nowe pojęcia i doświadczenia pojawiły się wraz z alkoholem, okres największego buntu przemijał.
Zaczęły się pojawiać dziewczyny, a wraz z nimi ogromne fale emocji. Mężczyzna "musi" mieć kobietę. Żałosne, ale wtedy w to wierzyłem. Byłem bardzo kochliwy, szukałem aprobaty, chciałem się też dowartościować.
Jako, że wtedy poczucie własnej wartości było dla mnie jakimś biadoleniem nadętego poety, to porażka na tym polu była kwestią czasu. Ale cóż, mam guzik OFF. Jakie to "wspaniałe", można "zaimponować" koleżankom wypiciem kilku piw z rzędu, a następnie, tym samym, wyleczyć rany po odrzuceniu.
Alkohol służył mi wtedy jako waluta. Ile można było załatwić za flaszkę! Pomoc majstra czy kolegi, prezent za przychylność jakiejś wpływowej osoby, upominek na urodziny, czy inne okoliczności. Idealny na wszystko! Nie trzeba się zastanawiać co kupić, żeby trafić, a do tego sam skorzystam.
Wygrałem na loterii ! Oto pojawiło się PANACEUM.

Kolejny fragment "Daj czas, czasowi" będzie z drugiego działu, umownego zmartwychwstania, przebudzenia.
Zapraszam :) Czytaj drugi fragment 

                    Aquarius 

Jak rzucić palenie część 1






Witam, w pierwszej części artykułu jak rzucić palenie, skupimy się na podstawowym pytaniu, dlaczego palę i dlaczego chcę rzucić.
Być może doznamy niemałego szoku, by stracić komfort palenia a to już dużo :)

A więc tak, jeżeli palisz i myślisz o rzuceniu, prawdopodobnie faje wlazły ci za skórę. Miłe kręcenie w głowie minęło wile lat temu. Smak i przyjemność jaką daje celebracja palenia mija? Cóż sam pamiętam plusy palenia.  Rano do kawy, kilka fajek przed toaletą i na też ;) po pikantnym jedzeniu... tak pamiętam dokładnie ten smak w ustach...Jak ktoś mnie zdenerwował- cóż papierosy nie są depresantem, to że uspokajają to tylko tyle że głód został zaspokojony! O ten ktoś kto cię zdenerwował znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nie odpowiedniej porze, stał się tylko kolejną ofiarą twojego palenia. Nie da się zdenerwować kogoś kto nie chce być zdenerwowany! Cała celebracja związana z paleniem bywała przyjemna, a zrozumieć może to tylko ktoś kto palił lub pali.  Ale zaraz, zaraz to nie wszystko prawda ? Fuzel w gębie, smród dłoni i ubrania, zżółkłe paluchy i paznokcie jak u mumni... W mieszkaniu, w aucie, w łóżku... tak moja żona nie paliła więc byłem dla niej dość uciążliwy... Kaszel, kondycja porównywalna z kowadłem na schodach ;) podupadające zdrowie i powolne samobójstwo... Tak jeżeli palisz to już nie wytykaj nikogo palcami !...
Bycie uciążliwym dla otoczenia? Oczywiście ! Na plaży, na przystanku, pod balkonem sąsiada ;) Pieniądze, tak, to one mnie zmotywowały do rzucenia papierosów. Na wszystko inne miałem wytłumaczenie :

Kondycja- unikałem wysiłku. Zdrowie? Urodziłem się z wadą serca! To nic i tak paliłem. Smród i inne też mogłem przełknąć. Rozwój osobisty i duchowy który powolutku wkraczał w moje życie kłócił się z autodestrukcją. Ale to frustracja wywołana niedostatkiem pieniędzy była główną siłą napędową jednego z większych wyzwań w moim życiu! Tak, można obrócić tak destrukcyjne dla ciała i ducha uczucie jak frustracja w SIŁĘ! Trzeba tylko zrozumieć że sam sobie gotuje to co mam.  Jeżeli będziesz ze sobą szczery to za chwilę choć trochę naruszysz sobie komfort palenia. Oczywiście możesz dalej się okłamywać ale to i tak nic nie da. Puk! puk! Halo tu ziemia! Wracamy! ;)
Bez owijania w bawełnę, przygotuj sobie kartkę i długopis.Ważne aby nie kombinować im bardziej zaboli tym lepiej ;)

Paliłem jakieś 12 lat. Przeliczmy pieniążki. Jako wartość papierosów ustalę 10zł bo tyle miej więcej kosztowały w momencie rzucania. Tak wiem że 12lat wcześniej kosztowały mniej jednak wartość pieniądza była podobna, powiedzmy paczka fajek za 1h pracy. Dane troszkę ogólne - pierwszy rok palenia to 0,5 paczki na dobę x 365 dni daje 0,5x365= 182,5x10=1825zł (mały urlop) kolejne dwa lata to już paczka na dobę czyli 730 dni to 730 paczek razy 10zł daje 7300zł (to już używane auto) Kolejne dwa lata to już 1,5 paczki na dzień, razy 730dni daje 10950zł (co by można było za to kupić ? ;) Następne cztery lata wypalałem po dwie paczki na dobę! Daje to już ogromną kwotę 29200zł ! Ostatnie trzy lata nie popuściłem, dwie paczki na dobę czyli 21900zł :(
Podsumujmy 1.825+7.300+10.950+29.200+21.900 = 71.175zł Można się czepiać, w sumie to nawet naturalne zachowanie wynikające z mechanizmu iluzji i zaprzeczeń. Przypomnę jednak że podczas weekendów i świąt wielu z nas(ja na pewno) paliło czy pali znacznie więcej niż w dniu powszednim. Nie doliczyłem również pieniędzy wydanych na gadżety i inne związane z fajkami takie jak zapalniczki, popielniczki, mandaty ;) Powiem wam że odstawiłem faje w wieku 28lat, szlak mnie trafił kiedy pomyślałem że siedzę na stancji a przepaliłem równowartość używanego mieszkania! Ustalmy że niezłe wynagrodzenie wynosi 2000zł netto miesięcznie, daje to kwotę 24.000zł rocznie. Wychodzi na to że przez trzy lata ,calutką, calutką! wypłatę pchałem koncernom tytoniowym. Ja miałem rano kaszel a prezes koncernu za moje ciężko zarobione pieniądze miał rano kąpiel w basenie!
Co się stało to się nie odstanie, na zaczęcie takich głupot jest zawsze za szybko ale na zakończenie tego błędnego koła nigdy nie jest za późno! Nie chciałem za kolejnych 12lat powiedzieć tego samego... Tak więc jeżeli to komuś nie przeszkadza to nie ma sprawy, może palić dalej, ale proszę niech nie waży się powiedzieć że nie ma pieniędzy, bo w moim obecnym odczuciu ma ich za dużo skoro stać go na tak drogie gwoździe do własnej trumny ;)   

Druga sprawa to poczucie własnej wartości. Tak mały i miękki gniot jakim jest papieros robił ze mną co chciał! Oto kilka prób zawładnięcia tą małą pomarańczowo-białą bestią ;)
- Paliłem pół papierosa i resztę wyrzucałem - 2dni
- Jako limit dzienny wyznaczyłem sobie połowę wypalanych papierosów na dobę - 3dni
- Kupowałem lighty i super lighty - wypalałem z dwa razy więcej ...
- Nie paliłem częściej niż jedna godzina - kilka dni
- Nie wypalałem więcej niż jeden papieros do jednej kawy - kilka poranków
- Paliłem wyłącznie "cudzesy" (nie kupowałem) - po kilku dniach ze wstydu zacząłem kupować ;)
- Kilka prób rzucenia papierosów i nic
Można by tego zebrać więcej. Ile się wstydu na jadło stojąc z fają na mrozie, lub różne przyczajówki na ulicy czy przypadkiem służby porządkowe nie nadchodzą ;)
                                           



Ogólnie każdy z nas ma własne pozytywne i negatywne doświadczenia z papierosami (sądzę że tych drugich każdy ma więcej, no może nie teraz ale na pewno nadejdzie ta chwila ;) Weź proszę kartkę i długopis, napisz plusy i minusy palenia oraz plusy i minusy z nie palenia.  Otrzymasz prosty bilans.

Tak czy siak kilka przykładów dla których warto odstawić fajki:
Wolność,podwyższone poczucie własnej wartości, pewność siebie, poprawa kondycji i zdrowia, poprawa wyglądu ciała, powrót zmysłu smaku, węchu, dotyku(tak poprzez niedokrwienie kończyn ten zmysł również kuleje), ogólna czystość ciała, otoczenie, rodzina i bliska osoba poczują różnicę więc i Ty poczujesz ;) Mi to osobiście wszystko jedno ale niepalenie jest modne ;) Finanse, chociaż sam nic nie odłożyłem bo jeszcze nie umiałem to jednak zawsze miałem przy sobie kilka złoty na drobne wydatki, na małe nagrody ;) Tak to ważne żeby się nagradzać nie tylko gdy się coś robi ważnego, jednak w tym wypadku jak najbardziej należy sobie podziękować.
Jeszcze dwie sprawy, przestań palić wyłącznie dla siebie, jeżeli będziesz robić to dla kogoś to prawdopodobnie będziesz czegoś oczekiwać (być może nie świadomie). Jeżeli oczekiwania nie zostaną spełnione możesz pomyśleć że nie warto...
Druga sprawa, to tycie, po odstawieniu nikotyny się nie tyje! To mit! chodzi o to że faktycznie metabolizm się zmienia jednak to podżeranie sprawia że tyłek rośnie cicho i bezszelestnie ;) A że brakuje odruchu łaknienia a smaki i zapachy są jakieś nowe to nie trudno się zapomnieć. Polecam duuuużo ruchu na świeżym powietrzu, zapachy pór roku, jezior lasów itd. można potraktować jako bonus :)
Można pomóc jeszcze sobie dodatkowymi suplementami. Ważne by nie miały nikotyny bo te z nią najczęściej stają się tylko zamiennikiem.
Ostatecznie jednak każdy sposób jest dobry. No może prawie każdy ;)

W kolejnej części kliknij tutaj : "dzień zero", czego można się spodziewać po własnym ciele, kilka sztuczek i po prostu nie palę.

                                Aquarius