sobota, 1 października 2016

Pierwsze miesiące w trzeźwym życiu - moje świadectwo część 3

Pixabay


I oto trzecia część mojego świadectwa z pierwszych miesięcy trzeźwienia.

Więc po za zaleceniami które starałem się realizować, po upływie pierwszych dni przychodziły kolejne, lepsze i gorsze ale zawsze bezalkoholowe! To to mnie motywowało do dalszego działania! 

Terapia upływała, sam byłem dość mocno zachwycony takim życiem. Przed wszystkim faktem odkrycia prawa przyczyny i skutku. Do tej pory nie zastanawiałem się nad sobą, nie lubiłem czytać książki którą byłem sam. Zawsze skupiałem się na okładce dodając kolejne zdobienia nie otwierając samej książki. 

Tam nie wszystko pokrywało się z okładką. Przez to że nie zaglądałem do wcześniejszych rozdziałów kolejne pisałem takie jak poprzednie. Nie uczyłem się na błędach. W końcu odkryłem że cofnięcie się do początku książki którą byłem, przeczytanie jej, mimo że nie zawsze przyjemne to konieczne do pisania kolejnych rozdziałów w sposób świadomy!

Oczywiście dalej mogłem popełniać te same błędy ale czy chciałem żeby moje życie było na chybił trafił? NIE! 
Przestałem nazywać skutek "pechem" bo zacząłem szukać przyczyny tego skutku. Wiesz gdzie znajdowałem przyczynę? Tak, w sobie!
Siła Wyższa ma zdolność tworzenia cudów! Tu nie zaprzeczam, ale człowiek nie ma takiej zdolności. Wszystko, absolutnie wszystko, ma swoją przyczynę. 

Więc kiedy to skumałem to starałem się wpływać na swoje życie poprzez naukę na błędach. No pewnie że nie zawsze, do tego trzeba pokory a ja lubię stać na palcach. Jednak kiedy bywam pokorny to efekt jest zupełnie inny do tego który rodzi się z pychy.

Stąd trzeźwienie stało się moją pasją, lubiłem patrzeć każdego roku wstecz i mówić sobie "To był dobry rok, są owoce" Oczywiście że ego sobie też tym pompowałem i pompuje ;-) Ale spełnione życie to coś więcej niż pompowanie ego. 
Dlatego też nigdy "Nie musiałem, nie pić" Ja chciałem nie pić! 

Ta nie DUŻA zmiana sprawia że 80% pracy związanej z utrzymaniem abstynencji odchodzi! To tak jak byś za te same pieniądze miał pracować nie 10 a 2 godziny! Chciałbyś?  
Wystarczy polubić trzeźwe życie. Jak? Przekonaj się do niego nosząc przy sobie i dopisując każdego dnia coś do listy zysków z niepicia i strat z picia.

Wtedy postawiłem wszystko na jedną kartę. Zwolniłem się z pracy będąc jedynym żywicielem rodziny i nie mając innej nagranej. Stres w niej i alkohol mogły by doprowadzić do nawrotu. 


Nikt mi nie kazał tego robić, nie mieszkałem wtedy jeszcze w domu  z żoną i córką. Gdzieś od środka wiedziałem że muszę robić więcej niż tylko nie pić, że muszę być radykalny w tym co robię. Więc zupełnie inny niż do tej pory. Bo co jak co, folgować to ja sobie lubiłem na każdym kroku... 

Przez pierwsze półtorej roku między mną i żoną było dobrze ale do tego co jest dzisiaj to szkoda gadać. Długo czekałem na żonę by okazała mi miłość jaką kobieta okazuje mężczyźnie. Mimo że czasami czułem się pokrzywdzony, upominałem się na różne sposoby, zwracałem na siebie uwagę i adorowałem jak tylko umiałem to pamiętałem że gdyby to żona była na moim miejscu to nie wiem czy w ogóle bym z nią był. To cud że czekała na mnie tyle lat, więc dlaczego ja bym nie miał zaczekać na nią!

Nie chodzi o to żeby przepraszać rodzinę za to że się urodziłem! Świadomy wyrządzonych krzywd czekałem. Czekałem i pracowałem nad sobą aż w końcu się doczekałem. Oczywiście bez pracy nad sobą mojej żony to czekałbym pewnie dalej...  Tu możesz poczytać trochę więcej na ten temat : 

Jak zaskoczyć partnera / partnerkę, czyli walentynki nie tylko raz w roku
Czy istnieje idealny mężczyzna, idealna kobieta? 

Finanse? Dzisiaj uważam że dobrze sobie radzę. Absolutnie nie jestem majętnym człowiekiem ale ogólnie wystarcza mi :-) 
Jak było kiedy przestałem pić? Bida z nędzą! Zupełnie jak na pierwszym wynajmowanym mieszkaniu zaraz po ślubie. Do tej pory mam w domu lustro z ciężarówki taty które służyło w łazience za... lustro! Goliłem się do niego a żona malowała. Jednak byliśmy wtedy najszczęśliwszym małżeństwem na ziemi! 

Kiedy przestałem pić poszedłem pracować na budowę. Oczywiście byłem zielony w tym temacie, zarabiałem nie dużo ale bez możliwości urlopu czy wzięcia chorobowego pracowałem mimo przeziębienia. W błocie po kolana brudny i zziębnięty. Nie tak miało to wyglądać?! Szczerze? Nie przeszkadzało mi to. 

Oczywiście kiedy po zrobieniu opłat i napełnieniu michy na nic nie zostawało to nie miałem ochoty pracować! I to bardzo, ale jako jedyny żywiciel rodziny pracowałem dalej. W grudniu 2009 roku (w maju tamtego roku przestałem pić) rozchorowałem się. Leżałem jak żywy trup w domu pod kocem. Odwiedziła mnie mama z siostrą. Jak się kilka dni później okazało miałem świńską czy ptasią grypę. 

Siostra zarażona od mnie wyleczyła się w domu podobnie jak ja. Mama w szpitalu a żona z córką wylądowały na zakaźnym w Gdańsku. 
Żyć kurwa nie umierać co? 
Pamiętam wtedy że wigilia była w czwartek a żona z córką wróciły w niedzielę do domu. Byłem kilka godzin przed nimi po pierwszym maratonie na terapii. Jak dziś pamiętam, rozpalałem w piecu bo w domu było zimno jak w psiej budzie! Paliłem szluga przy ogniu i byłem najszczęśliwszym mężem i ojcem na świecie. Dlaczego? Bo trzeźwy czekałem na moje dwie księżniczki! 

Bywam nerwowy i niecierpliwy do dziś, to jedna z wielu moich wad ale kocham je obje i do tego jestem nadal trzeźwy. Kiedy nie próbuje stać na palcach to dużo nie potrzebuje do szczęścia :-) 

Zima była długa i mroźna a co to oznacza w pracy na budowie? Nic, dosłownie nic. Cztery miechy w domu bez grosza przy dupie były ciężkie! Przez rok oddawałem długi. Jednak nie był to powód do napicia się! Wiedziałem że jedno piwo oznaczałoby jeszcze większe długi i problemy! 

Miałem wtedy Fiata Uno, co to była za padlina! Jak czytam mój dzienniczek uczuć z terapii to był on głównym bohaterem moich złości i frustracji! Psuło się w nim wszystko! Kiedyś podczas jazdy zgubiłem tłumik, innym razem podczas hamowania wypadły mi hamulce. W końcu go skasowałem...

Tak mijały kolejne tygodnie, miesiące, lata aż dorosłem do tego by poczytać w książce "Sylwek B. -moje życie" o finansach. Jak się okazało było tam też całe wiadro błędów.
Jednak plusem biedy było to że rzuciłem fajki :-) Papierochy przestałem palić wyłącznie dla kasy :-)

Czy było lekko? Było lekko i było paskudnie ciężko! Ale naprawdę nie widziałem powodu by się nachlać bo nawet najgorszy ale trzeźwy dzień jest lepszy od najlepszego pijanego. 

Sylwek




4 komentarze:

  1. Pamiętam, że kiedy mój ojciec przestał pić, myślałem, że teraz wszystko będzie idealnie.
    A okazało się, że odwrócili się od niego dawni znajomi, na rodzinnych uroczystościach czy weselach musiał odmawiać różnym ludziom, którzy usilnie namawiali go do wypicia chociaż kieliszka alkoholu itd.

    Podziwiam Cię, że udało Ci się wytrwać w abstynencji mimo problemów z kasą, samochodem, chorobą, relacjami z żoną.

    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastycznie, że udało wam się odbudować z żoną życie. Mam nadzieję, że z każdym dniem wasza miłość będzie mocniejsza i odnowiona:)
    Gratuluję madrości w podejmowaniu decyzji.

    OdpowiedzUsuń