czwartek, 14 lipca 2016

12 kroków AA. Krok szósty : Staliśmy się całkowicie gotowi, aby Bóg uwolnił nas od wszystkich wad charakteru

Pixabay



Tak znaleźliśmy się w kroku szóstym. Kroku uznania pewnej gotowości do zmian, no bo skoro poszukaliśmy w sobie wad, skoro komuś wyznaliśmy nasze błędy, bezsensem było by to zostawić.

To tak jak byś dawno temu wbił sobie w rękę, nogę czy oko drzazgę. Ból był straszny, jednak kiedy po czasie drzazga wrosła w Twoje ciało i ból jakby stał się mniejszy. Nie zniknął nigdy, pojawiły się stany zapalne w postaci : Nie idzie mi w pracy, nie mogę znaleźć stałego partnera, bardzo dużo oceniam itd. Wszystkie Twoje i moje wady mają swoje źródło w przeszłości. 

Jakaś sytuacja, jakieś wydarzenie sprawiło że coś we mnie zostało. Zupełnie jak ta drzazga. Być może na samą myśl o niej robi Ci się nie dobrze. Być może kiedy w kroku czwartym i piątym wróciłeś do tych drzazg zrobiło Ci się słabo. 

Na pewno jakieś wyjąłeś sam lub podczas wyznaniu ich jakiemuś przyjacielowi, sponsorowi czy przewodnikowi duchowemu one zwyczajnie wypadły. Wiem że tak mogło być.

Są jednak takie drzazgi które bolą niemiłosiernie, siedzą tak głęboko, są tak wielkie i pokręcone że ich wyciągnięcie strasznie boli! Ludzka ręka nie poradzi sobie z tym wyzwaniem. Co wtedy? Krok szósty, stań się gotowy aby to Bóg, uwolnił Cię od wad charakteru. 

Poniżej kawałek mojej historii. 
Kiedy w 2008 roku zmarł mój tata, od pierwszego stycznia 2009 (najgorszego pierwszego stycznia w życiu) zacząłem chodzić na cmentarz prosząc Boga, prosząc ojca aby pomogli mi. Prosiłem Boga by... Zrobił coś z moją żoną. W domu była tak paskudna atmosfera, że już nie ogarniałem.

Boże, proszę Cię, zrób coś z tą kobietą bo nie ogarnę, pomóż też mi, nie zniosę tego dłużej...

Jako że zawsze miałem racje... mój zakuty łeb nie wpadł na pomysł:

Ty, Sylw... Yyyy, aaaa... A może by tak przestać pić...???

Więc prosiłem dalej. Kilka miesięcy później tak mną potrząsnęło że otworzyłem się na działanie Boga. 3 maja tamtego roku, kładąc się do łóżka, całkowicie oddałem swoje życie Bogu. Tak nie piję do dziś... Co bym zrobił sam? Biorąc pod uwagę że nawet nie wpadłem na genialny pomysł Nie piję! to zapewne wymyśliłbym pół litra wódy...

Na trzeźwo także były takie sytuacje że sam nie potrafiłem. 
Pozbycie się lęku prowadzenia auta, czy rzucenie papierosów to także łaska Boska. 
Oczywiście Bóg nie wsiadł za mnie za kierownice czy nie przeszedł pierwszego miesiąca bez papierosa. 

Jednak, postawił na mojej drodze takich ludzi, takie sytuacje które powszechnie nazywamy, szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Być może na początek nie zawsze szczęśliwym ale ostatecznie lepiej dostać nawet opierdziel czy klapsa od rodzica niż stracić życie włażąc pod koła tramwaju... 

Brzmi to wszystko nieźle co, wzniosłe ideały prawda? A życie co innego. 

Przecież gdybym tylko mógł to oddałbym Bogu każdą moją wadę, prawda? 
Z całym szacunkiem, gówno prawda. 

Uwielbiam część moich wad i mimo że wiem że nie są dobre, wiem że było by mi lepiej bez nich to wiem też jak bardzo są przyjemne! 

Oceniam i obmawiam bo w większości wypadków czuję się lepszy, pielęgnuję moje ego zamiast je oczyścić. 
Używam wulgaryzmów bo czasami te z "r" mi pomogą ale na ogół czuję się ważny i podkreślam swoją "rację"

A może się użalam nad sobą? Bardzo rzadko, ale się zdarzy. Dlaczego się użalam kiedy wiem że to nic nie da? Owszem wiem, wiem że użalanie się nad sobą nic nie da, wiem że ono nawet pogorszy sytuacje!
Ale kto jako dziecko był chory wie jak duże zainteresowanie rodziców i bliskich wzbudził. Nie trzeba było iść do szkoły, dużo rzeczy uchodziło płazem No nie krzycz na niego, zobacz jaki on biedny... 

O wadach związanych z używkami, seksem czy pieniędzmi nie wspomnę bo jak bardzo te są przyjemne to wie każdy... Prędzej znajdę kilkaset wymówek niż spojrzę na siebie w prawdzie.

Więc uwierz że Bóg, chce i jest w stanie pozbyć się każdej Twojej drzazgi, każdego syfu i brudu! Tylko trzeba mu na to pozwolić.

Najważniejsze by wyrażać chęć i starać się je usuwać. Tak zwyczajnie, tak pokornie. 


Oczywiście pozbywanie się wad nie powinno stać się celem samym w sobie a jedynie kierunkiem życia. Kiedy spojrzę na własne wady i tak się zastanowię ile tego jeszcze w sobie noszę, dodam mozolne tempo z jakim się ich pozbywam to perspektywa załóżmy 80 lat życia nie jest zbyt obiecująca by wystarczyło mi czasu.

Bóg, rozwój osobisty i duchowy nie może być kolejnym dowodem by podkreślić Twoją niedoskonałość! Takie podejście zniechęci każdego, absolutnie każdego człowieka nim pozbędzie się jakiejkolwiek wady! 

Perfekcjonizm który ma źródło w niskim poczuciu własnej wartości spowoduje że nie uniesiesz ciężaru wad, zostawisz pomysł na ich pozbycie się szybciej niż Ci się wydaje.

Więc niech stawanie się doskonalszym (nie doskonałym), co jakiś czas, stanie się kierunkiem życia a nie celem. Kiedy będziesz skupiał się na swoich wadach to albo Ci ich przybędzie albo przewrócisz się pod ich ciężarem. 

Kiedy świadomy swoich zalet, ale też wad będziesz żył tak by Bóg mógł działać w Tobie to osiągniesz cel. 
Jak to zrobić?
Daj czas czasowi ale nigdy nie mów: Nie dam rady.


Sylwek

4 komentarze:

  1. bardzo wzruszający i mądry wpis, szkoda że tak niewielu ludzi to widzi i wyciąga takie głębokie wnioski. Trzeba iść z Bogiem, bez niego nic się w życiu nie uda. Pozdrawiam i wytrwałości.

    OdpowiedzUsuń
  2. Życzę Pogody Ducha i właściwiego kierunku Serdecznie Pozdrawiam :-) Krzysztof AA

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję! Również życzę pogody w serDuchu :-) Sylwek

    OdpowiedzUsuń