czwartek, 19 lutego 2015

Człowiek to lustro




Zauważyliście może coś takiego że kiedy patrzycie w lustro a na swoje zdjęcie to jest jak by inaczej? Może mi się wydaje ale ja kiedy patrzę w lustro to widzę super ciacho a kiedy na swoje zdjęcie to co najwyżej kromkę chleba ;)

No może przesadziłem z ta różnica, ale jakoś tak inaczej. Co to może być? Tak sobie myślę że kiedy patrzę w lustro to nadal patrzę ja z pierwszej osoby, natomiast kiedy patrzę na zdjęcie to tak jak by z drugiej osoby, ja jako świadek wydarzenia ze mną w roli głównej. Powiem wam że to bardzo przydatna cecha, taka umiejętność stania z boku.

Naprawdę warto ja ćwiczyć, stać z boku to znaczy nie mieć warunkowań lub przynajmniej mieć ich jak najmniej. Warunkowania to wszystkie ja, ty, świat powinien bo kiedy wejdzie ona wam w krew to zdecydowanie łatwiej i trzeźwiej spojrzycie na otoczenie. Zaczniecie oglądać go takim jakim jest naprawdę a nie takim jak wy lub co gorsza ktoś inny chce abyście go widzieli. Jednym ze świetnych sposobów na widzenie świata, a właściwe siebie samego jest traktowanie ludzi jak luster.

To dość trudne ale uwierzcie że ludzie którzy was otaczają są waszym odbiciem, jeżeli jesteście muzykami to w waszym życiu zapewne jest wielu muzyków, jeżeli jesteście wędkarzami to z pewnością w waszym życiu i otoczeniu są wędkarze. Jeżeli uważasz że wokół ciebie sami idioci to... No cóż, nie koniecznie.

Przyjaciół dobieramy na podstawie systemu wartości, podobnych zainteresowań itd. Nikt nie zaprzeczy prawda? Wiec są oni lustrem, a co z tak zwanymi trudnymi ludźmi? Załóżmy że twój szef to idiota, żona to wredna krowa lub mąż ma syndrom Piotrusia pana to ty jesteś taka/i jak oni? Jak wspominałem nie koniecznie, jednak zastanów się czy przypadkiem konkretne cechy tych ludzi nie uwidaczniają twoich tak zwanych wad?

Dla przykładu, szef to dusigrosz i ham! Ok, może to być racja, ale czy przypadkiem to ty nie dajesz się wykorzystać? Czy to właśnie te cechy szefa nie pokazują ci tego że nie dbasz o swoja wartość? Czy to nie one pokazują ci ze boisz się zmian i czekasz na wygraną w loterii? Pamiętaj że ludzie to lustra. Może jakaś konkretna cecha charakteru cie drażni? Pomyśl czy to ty właśnie nie chcesz jej zatuszować?

Często lecz nie zawsze łapie się na tym że ktoś mnie wkurzy jakimś zachowaniem i po chwili myślę sobie, ty kretynie to przecież o ciebie chodzi.(znaczy o mnie) Wkurza cię sąsiad nowym autem? Może zwyczajnie mu zazdrościsz? Przecież codziennie widujesz nowe auta i jakoś cie chyba wszyscy nie drażnią? Może czujesz że stać cię na więcej ale z jakiegoś powodu nie zmieniasz swojej sytuacji wiec idziesz sąsiadowi położyć kota na masce samochodu? ;)

Trochę się mówi o egoistach myślących wyłącznie o sobie. Oni też są potrzebni! Załóżmy że nie potrafisz odmówić. Sam tak miałem i bywa że do dzisiaj nie zawsze potrafię powiedzieć "nie". Nie jest łatwo, ale zastanów się chwile, kiedy nauczysz się odmawiać? Wtedy kiedy każdy cię będzie po plecach klepał czy wtedy kiedy tak ci wlezą ludziska za skórę że w końcu powiesz "dość!!!" No właśnie :)

Od innych ludzi możemy się dowiedzieć co mamy do przerobienia, do zaakceptowania, do całkowitej zmiany włącznie ze swoim położeniem. Dzięki innym możemy zrozumieć siebie i innych, możemy poznać prawdziwe motywy własnego i cudzego działania.Jeżeli wkurzysz się i emocje opadną po kilku godzinach, ok. Jednak im dłużej się nakręcasz tym bardziej sprawa dotyczy ciebie.

Moi drodzy, my naprawdę potrzebujemy opozycji aby się rozwijać, sam bym nie był tu gdzie jestem gdyby nie ludzie którzy tak bardzo mnie wkurwili że zmienili na lepsze :) to znaczy to ja się zmieniłem ale dzięki nim. W dużej mierze właśnie dzięki opozycji. Powiem tak, jeżeli poczujesz złość to ok, złość nie jest zła! Ale jeżeli szykujesz się z zamiarem kupienia laleczki Voodoo z imieniem delikwenta to warto się zastanowić czy to ciebie przypadkiem nie dotyczy. Jeżeli będziecie traktowali innych jak lustra to nigdy nie staniecie w miejscu!

Uwierzcie mi że do wszystkiego idzie się przyzwyczaić a przede wszystkim do siebie samego. Nawet własnego smrodu z czasem nie czuć! Bez drugiego człowieka możecie się nigdy nie dowiedzieć że walą wam stopy (mnie też czasem walą :) Kochani, szanujmy opozycję, szanujmy tak zwanych trudnych ludzi bo dzięki nim cały czas możemy się rozwijać!

Zastanów się chwilę czy chciałbyś aby wszyscy ludzie z twojego otoczenia trzymali ci prosty palec w dupsku? Każdy by wkoło mlaskał jaki to wspaniały jesteś... Co za nudy! Ktoś kiedyś powiedział że król który nie ma żadnych buntowników jest królem idiotów i kłamców.

A teraz wszyscy idą wkurzyć sąsiada ;)
Aquarius

7 komentarzy:

  1. bardzo dobry tekst :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No niestety coś w tym może być, dziś rano umarł na marskość wątroby z przepicia w wieku zaledwie 25 lat mój kolega z dzieciństwa. O tyle mocno to we mnie uderzyło że to właśnie z nim poraz pierwszy w życiu piłem alkohol (dwie warki strong w 6 podstawówki, pamiętam jak tłumaczył jak piwo dobrze działa na nerki). Ponadto dwaj koledzy z którymi często piłem mają już uszkodzone wątroby choć na pozór są normalnymi ludźmi, świeżo po studiach, z w miarę stabilną pracą. Innego dobrego znajomego poważnie pobili gdy był na urwanym filmie. Niedługo idę na badania wątroby bo choć pije trochę rzadziej od nich, mniej więcej na co trzecie zaproszenie idę, to jednak sporo w swoim życiu już dałem w palnik. Ostatnio jakbym dostawał zewsząd ostrzeżenia, powoli kończy się okres zabaw, zaczyna się okres dramatów i tragedii. A ja choć nie odczuwam głodu to jak idiota ostatnio poszedłem z ludźmi z pracy do baru. Pracuję od niedawna i raz nie byłem z powodu przepicia. Bałem się powiedzieć szefowi że nie chcę bo nie umiem pić. Niby udało się mi zwinąć po tylko 3 piwach ale sam fakt że poszedłem choć postanowiłem że nie będę a już napewno w post. Powiedziałem sobie że jeśli jeszcze raz zdarzy mi się mieć problem z pracą albo urwany film idę na terapię. Obym nie musiał, ale jeśli tak się stanie Obym dotrzymał słowa. Trzymajcie kciuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja przestałem pić w wieku 26 lat. Sporo straciłem ale jeszcze dużo przede mną. I tak nieźle jest skoro masz takie postanowienie. Co do odmawiania to widzisz, wcale nie jest łatwo powiedzieć nie. Mi było zdecydowanie łatwiej kiedy nie musiałem kręcić. Kiedy podjąłem leczenie, mówiłem wprost co i jak. Część to uszanowała, inni nie koniecznie. Trzymam kciuki, na prawdę warto podjąć leczenie. Śmierć Twojego kolegi stała katalizatorem, może jednak warto by pójść do specjalisty na terapię już teraz? Wiesz, chociaż kilka spotkań. Być może twoja granica w postaci problemów w pracy czy urwanego filmu nie będzie specjalnie spektakularna i Twoja decyzja przesunie się w czasie. Jest takie powiedzenie "Kuj żelazo póki gorące" coś w tym jest. Czasami trzeba po prostu zadziałać spontanicznie. Jeszcze raz życzę wszystkiego dobrego, trzymaj się :-)

      Usuń
    2. Nie jest do końca tak że nic nie zacząłem robić w kierunku poprawy. Wyznałem przed najbliższą rodziną że patrząc z perspektywy czasu nie piłem jak normalny człowiek. Opowiedziałem mamie o okresach większego i mniejszego chlania, o urwanych filmach i o tym o ile zaniżałem ile wypiłem gdy się mnie o to pytała jak wracałem wstawiony. Gdy podawałem jej ilości rzędu pół litra czy 12 piw to widziałem przerażenie w jej oczach, no ale chcę już być szczery. Zmartwiło ją to trochę ale sam byłem też zdruzgotany, dotarło to do mnie jak obuchem w łeb. Powiedziałem jej o tym ostatnim piciu po pracy trochę ją to zasmuciło. Znajomym również jak proponowali picie powiedziałem że nie bo nie panuję nad sobą jak zacznę pić. Wyśmiali mnie że przecież nie jesteś alkoholikiem. To niech tak zostanie odpowiedziałem, ale ogólnie już mniej mnie namawiają. W pracy jakoś jednak się jeszcze nie odważyłem. Przez tą wtopę na początku pracy gdy przyszedłem zniszczony po weekendzie i kłamstwo które szybko się wydało boję się że dostałem łatkę pijaka. Powiedziałem że chyba coś zjadłem.
      -a coś piłeś?
      -no coś tam chlapnąłem
      -aa no to wszystko jasne, dobra idź do lekarza
      no i teraz jak raz miałem faktycznie problemy żołądkowe po chińczyku w promocji i zadzwoniłem że nie przyjdę to siedziałem cały w stresie że pewnie myślą że znowu zapił. No i głupie myślenie się włączyło, pójdę pokażę im że umiem pić. Tym razem się udało ale jak będę długo i dobitnie im to udowadniał to w końcu któregoś razu wyjdzie że nie umiem. Najbliższa impreza integracyjna już we wtorek, z góry powiedziałem że nie idę. Dziadek doradził mi za każdym razem mówić "Z wami zawsze! Ale dziś nie mogę!" hehe
      Generalnie nie podchodzę już do alkoholu bezrefleksyjnie, raczej jak do jakiegoś skoku na spadochronie (mam lęk wysokości) więc to mnie hamuje i wierzę że skręcam powoli na dobrą drogę. Muszę tylko popracować nad asertywnością i pewnością siebie. Pewność siebie to to czego szukałem zawsze w butelce

      Usuń
    3. i tylko wizja siebie za 2 lata przy 6 piwie bełkoczącego
      -ee tam, niepotrzebnie wtedy histeryzowałem
      mnie przeraża

      Usuń
    4. Żebym ja miał takie podejście... Sam chlałem jak świnia. Miałem dwie próby odstawienia które utwierdziły mnie w piciu. Żłopałem do końca jak najęty, bez większej refleksji... Miło czytać że świadomość uzależnienia rośnie. W moim doświadczeniu samo uzależnienie było początkiem drogi po marzenia. Masz spory wgląd w siebie, ja nie miałem takiego :-) Sądzę że chcesz od życia więcej niż liczyć butelki które są w normie...
      Co do opinii innych to wiesz... Jak kiedyś mówiłem do niektórych kumpli Hej, cześć ! to słyszałem od nich "Nie mam" ... oj, to bolało, ale znałem sposób na ból.

      Usuń