poniedziałek, 28 kwietnia 2014
WIEM ŻE MOŻNA !!! żyć inaczej...
Tekst, zawiera emocje pisane - czytać wulgaryzmy ;-)
Lato 2002 roku. Bajeczka, ukończyłem liceum ze średnią 4,5 :) Matura napisana ze średnia 4,2 :) po wakacjach na studia do Gdańska. Ale to po wakacjach, teraz immmpreza!!! :-)
Jest piątek, tygodnia koniec i początek. Dziś na spokojnie, mała zaprawa przed jutrem. W końcu jest weekend, trzeba się odrobaczyć, odchamić. Lecę do sklepu po baterie ;)
Ok, już sobota? Ale zleciało ;) Troszkę mam kaca, ale w moim wieku? To normalne mieć kaca w weekend :) Muszę najpierw się trochę ogarnąć, pozałatwiać kilka spraw. Zbliża się wieczór...
Zbieramy się na imprezę, każdy coś załatwia, ja z kumplem dbam o dobrą nutę, mamy otwarcie boiska, trzeba po nudnych przemówieniach burmistrza i reszty bufonów rozkręcić ten burdel!
Wszystko stoi na miejscu, jest browar ?! Są fajeczki ?! , Jest nuta?! Jest ekipa!? Jedziemy, jedziemy, jedziemyyyy!!!
Kurwa aż mi ciary idą po plecach, szaleństwo :) Żyć nie umierać!
Ymmm, auuuu, zaraz mi baniak pęknie... rozglądam się po pokoju... jest dobrze sprzęt stoi :)
Ciekawe kto go zebrał? :) A w dupie, ważne że jest. Idę! No ładnie, widzę że się działo, na boisku wygląda jak na wysypisku :) Idę do sklepu. Zamknięte! O cześć, chłopaki, macie jakieś faje, o jest i lekarstwo dzięki :) Co mówicie? Ja pierdole, ale jaja, nie pamiętam :)
Wiosna 2009 roku. Wstaję o godzinie 4:30, wypijam kawę do której wypalam ze cztery papierosy. Idę wymiotować. Stres, odwodnienie i oczywiście alkohol. Ok, mam ponad godzinę do pracy. Wyprowadzam psa, po drodze zaglądając na strych. Uff jaka ulga, jedno piwo zostało od wczoraj. Wypijam na dwa łyki wprowadzam psa z kolejną fają w ustach. Wschodzi słońce, trzeba się pośpieszyć. Idę do pracy. Czuje jak wszystko we mnie drży. Zaraz się rozpadnę na kawałki. Zaglądam do kieszeni, mam dychę ok kupie trzy przed pracą żeby normalnie wyglądać. Wchodzę do roboty, jest dobrze, koledzy już czekają. Zaczynamy zmianę. Tak do końca pracy tj. te 10-12h pękło jeszcze z pięć albo i więcej. Kto by to liczył.
Wracam, z roboty. Kurwa dzień jeszcze długi skąd tu wziąć na browara. A już wiem, mam kilka asów w rękawie...
Myślę sobie co za pojebany kraj, w pracy mnie wykorzystują, na nic nie mam kasy, niczego nie mogę sobie sprawić. Wszyscy i wszystko działa mi na nerwy! O kant dupy rozbić to życie. Wiem pojadę za granicę, chociaż nie! Tam kolejni oszuści i złodzieje. Wracam do domu.
Znowu to samo pytanie... gdzie byłeś? A gdzie mogłem być!, Zawsze to samo, daj mi spokój! Wychodzę!
Biegiem do knajpy za rogiem.
Weź tu nie pij, nikt mnie nie rozumie, całe życie pod górę! Ja pierdole jeszcze fajki mi się kończą! Ok do rana przeżyję, jeszcze tylko dwa na jutro, na rozruch.
Jak mnie boli głowa! Która godzina, spoglądam na zegar 3:00. Ok jeszcze czas. Nie mogę zasnąć, duszno mi, wstaję pewnie już czas. 3:15! Trudno wychodzę z łóżka. Boże co ja robię! Wspaniała kobieta którą kochałem, dziś jest tylko przeszkodą! O, leży mój mały aniołek, to dla niej żyję... (córka)
Kawa, papieros, kibelek. Patrzę w lustro, ja pierdole, parodia jakaś!
Muszę coś zrobić, bo albo się zatłukę albo zdechnę w rowie. Ale najpierw otworzę butelkę. Ok już lepiej, zdecydowanie lepiej... Alkoholik? Nie ma mowy! Piwosz to ok, ale kto nie wypije...
Kilkanaście nieprzespanych nocy później. Kurde po ostatniej próbie odstawienia, myślałem że zejdę, Boże nigdy się tak nie bałem! Teraz wiem że muszę pić! Jestem już wykończony, nie mam siły. Nic mi już nie pomaga, nawet najwspanialsza rzecz jaką znam, zimne piwo na kaca, nic nie daje. Już mi nie smakuje, ale biorę dalej. Zupełnie jak bym wlewał w pusty kubeł! Wszystko jest do bani, jak ja mam ciężko! Kurwa, normalnie dzień świstaka, 4:20, wstaje głowa mi zaraz pęknie. O dziś odmiana, lecę wymiotować jeszcze przed fajkami. Kawa, papieros,browar, papieros, pies, papieros. Boże jak ja nienawidzę swej pracy! Ale co zrobić, nie ma przyszłości! Dobra idę co zdążę po zaopatrzenie przed robotą. Staje na schodach przed domem. Słońce wschodzi, promienie działają na mnie jak na wampira... Odpalam fajkę, tfu, co za łajno z importu. Tak, oto kolejny dzień w raju!
Wiosna 2014 Pobudka 5:00 ooo przeciągam się, wstaję. Kawa, książka, pies. Ok zbieram się do pracy. Dziś piątek :) Jutro wolna sobota, napiszę kilka teksów w weekend. Fajna ta moja obecna praca, ale mimo to chcę spróbować sił na własnej działalności. Czemu? A czemu nie! Z doświadczenia wiem że żałuję tylko tych rzeczy których nie zrobiłem w czas... W sumie to ja niczego nie żałuję, staram się uczyć na błędach :). No dobra, jest jeszcze coś, dwa lata temu wymyśliłem sobie że wybuduję dom. Mały zgrabny prosty domek. Od tych dwóch lat mam już działkę z projektem i pozwoleniami, tak papierosy ją spłacają, zresztą na papierosy wydawałem więcej, ale nie mam kasy na budowę :P z etatu dość ciężko będzie się wybudować bez pożyczki...
Kredyt? Chciałem ale mi nie dali, teraz chcą dać ale ja nie chcę brać :) Aż tak mi się nie śpieszy po za tym sam będę robił większość prac. Tak nauczyłem się w poprzedniej pracy :)
Po pracy idę na spotkanie naładować akumulatory, mam sporo bardzo pozytywnie nakręconych przyjaciół. Wieczór, oglądam film z żoną, jest miło. Mamy na razie mało czasu na takie chwile więc są one dla nas bardzo cenne.
Sobota, piąta rano, wstaję, kawa, pies, i piszemy. Co tu mam, o ten będzie dobry. "Inny nie znaczy gorszy" Godzina siódma, wstały moje dwie panie :) jedna 31 lat druga prawie 7 :) Ok. przerywam pisanie, bo tylko ciśnienie sobie podniosę, w samotności mam spokój. Jedziemy dziś do ogrodu dendrologicznego, bardzo nam się tam podoba. Lubię naturę, żona również. Dogadujemy się ze sobą lepiej niż kiedykolwiek. Fakt, to zasługa nas obojga :) Bywają spięcia, to oczywiste, przecież nie jesteśmy troskliwymi misiami ... ale żadne z nas nie pielęgnuje już złości i urazy.
Pokulam się w trawie, a co :) ! Odebrało mi rozum? Kurwa jeszcze jak! :-D
Ok, zbieram powolutku narzędzia do skrzyneczki. Chciałem dotację na działalność ale w moim wypadku to długa droga. Dostałem doła, pewnie że mam takie dni. Ale te chwile są już bardzo krótkie. Mój przyjaciel mówi że nawet w dołku mam górkę :) Sądzę że coś w tym jest. Tak więc postanowiłem się nie poddać. Skoro nie dostanę kasy na narzędzia to będę je zbierał po trochę. Co z tego że może minie rok lub dwa. Za rok lub dwa mogę być w tym samym miejscu lub jeżeli zdecyduję chociaż odrobinę bliżej celu! Mam wybór.
Z innej beczki, czuję rosnącą ekscytację, moja pierwsza książka będzie wydana już za kilka chwil, ebook jest już dostępny od jakiegoś czasu. Druga książka została ukończona, i jak dobrze pójdzie będzie wydana w niedalekiej przyszłości. Pisanie to takie moje kolejne hobby, pomagam sobie, kontaktując się z własnymi myślami i uczuciami, być może pomagam komuś a jak przy tym wpadnie kilka groszy to się nie obrażę :) Co tu wile mówić, żyć nie umierać !:)
Jak się zapewne domyślacie wszystkie te historie są moje. Tych "skrajnie różnych ludzi" dzieli siedem i pięć lat. Nie napisałem tego teksu żeby się pochwalić że osiągnąłem sukces, dla mnie sukces to podjęcie działania a nie jego efekt. Oczywiście jeszcze masa pracy przede mną, mam różne deficyty w różnych obszarach życia. Jednak praca nad sobą to już czysta zabawa... Napisałem ten tekst aby powiedzieć wam że można! Że naprawdę kurwa można żyć inaczej! Jeżeli mogę to dedykuję go uzależnionym i nie uzależnionym. Dla tych pierwszych jako dosłowne świadectwo, dla tych drugich jako przykład, jako motywacja, że z każdego gówna można wyjść, zawodowego, finansowego, związku, czy czegokolwiek. Jak to osiągnąłem? Musiałbym przepisać obie książki i cały blog :) Nie da się tego wyjaśnić w kilka chwil. Często podkreślam że osoby uzależnione, zachowujące się bardzo destrukcyjnie mają jakby "lepszy" start do przebudzenia duchowego. Czy miałem lepszy start? Tak miałem, ale miałem też dużo do nadrobienia. Przestałem pić w wieku 26 lat, ale ten wiek był tylko różnicą miedzy rokiem bieżącym a datą urodzenia w dowodzie osobistym. Wewnątrz byłem rozpieprzonym 16-stolatkiem, który ma rodzinę i mieszkanie do utrzymania (no i psa ;) Nie byłem też odważny, niektórzy mają odwagę w pakiecie od urodzenia, ja jej nie miałem. Nie uważam się też za alfę i omegę, nie jestem ani lepszy, ani gorszy, nie jestem wybrany i potępiony. Oczywiście duża w tym zasługa żony, rodziny, grupy wsparcia, siły wyższej, oni ułatwili mi tę wędrówkę. Uwierz też że jeżeli decydujesz się na zmiany w życiu, zawsze pojawią się ludzie gotowi Ci pomóc, nie ważne co chcesz zmienić. Z wewnętrznych cech jest coś co na pewno pomogło mi na tej drodze.
Jest taka jedna rzecz która ułatwiła mi tę wędrówkę, dość szybko otwieram się na nowe. Wielokrotnie podczas tej drogi "musiałem" całkowicie zapomnieć o wszystkim czego się wcześniej nauczyłem. Wielokrotnie robiłem sobie "reset" umysłu. Wielokrotnie odcinałem linę którą już znacie z opowieści o wspinaczu.
Sądzę że będę nadal się dzielił z wami swoim doświadczeniem, zachęcam też was do dzielenia się własnym w komentarzach, to dla mnie wielka nauka.
Podsumowując, jeżeli ktoś pięć lat temu powiedziałby mi jak będzie wyglądać moje życie za te 60 miesięcy, powiedziałbym mu żeby zmienił dilera lub lekarza ( w sumie czy to dziś różnica ;)? )
Weź sobie to do serca, nie ważne czy chcesz ratować swoje życie, czy realizować marzenia! Jeżeli zdecydujesz się działać, uczyć i rozwijać z pogodą ducha na ramieniu i pokorą w sercu, też możesz być za pięć lat, później czy szybciej w miejscu którego sobie teraz nawet nie wyobrażasz :) Powodzenia! Aquarius
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
brawo! powodzenia! ustawiłam się w kolejce po egzemplarz książki i nie mogę się doczekać, bo dajesz pozytywnego kopa :)) Sara
OdpowiedzUsuńWitam! Dzięki bardzo, właśnie takie miałam założenie, dać pozytywnego kopa. Może kiedyś uda mi się dać takiego kopa z półobrotu ;) pozdrawiam, Aquarius.
UsuńJasne że można:) W pewnym sensie tez właśnie doświadczam takiej zmiany i głęboko w nią wierze:)
OdpowiedzUsuńTo gratuluję! :) Tak naprawdę jedyna osoba do której jest się sensownie porównać to ja do siebie, Ty do Ciebie itd. w różnym odstępie czasu. Warto robić taki bilans. Jest to o wiele przydatniejsze niż obsmarowanie nowego auta sąsiada ;) Pozdrawiam Aquarius.
UsuńGratuluję tak ogromnej, pozytywnej zmiany:) Gratuluję tych lat abstynencji i wydania książek:)
OdpowiedzUsuńMój ojciec nie pije już od kilkunastu lat, i widzę jak bardzo zmienił się przez te lata.
Gdy pił, był skurwysynem niszczącym życie mnie i innym członkom rodziny.
Teraz nie jest ideałem, ale można z nim pogadać i nie trzeba się go bać.
Bardzo szanuję ludzi, którym udaje się dużo schudnąć i utrzymać wagę. Bardzo szanuję ludzi, którym udało się pokonać narkotyki czy alkohol.
A mam pytanie: Twoje prace były związane z pisaniem, czy po prostu piszesz dodatkowo?
Witaj Maks :) Dzięki za ciepłe słowa :) Również jak piłem, byłem pijanym skurwysynem, kiedy przestałem pić, pozostał skurwysyn i z nim "musiałem" coś zrobić :) przygoda życia trwająca cały czas, której bym na nic nie zamienił.
UsuńW szkole nie przeczytałem żadnej lektury, teraz trochę czytam ;) Na studia chodziłem jeden semestr... również nie związane z pisaniem. Zawodowo, również nie byłem związany z tym tematem, jak również działalność do której chcę się teraz przygotowywać nie jest związana z pisaniem. Traktuje to na razie jak hobby, aczkolwiek mam kilka pomysłów na przyszłość związanych z blogowaniem, pisaniem i rozwojem :) Aquarius
Ja też chciałbym kiedyś wykorzystać swoje zdolności pisarskie i poetyckie (jeśli takie mam).
UsuńNa razie od ponad roku prowadzę blog, ale może w przyszłości..
Zobaczymy, co z tego wyjdzie:)
Masz,masz :) Kiedy pytam kogoś jak wyobraża sobie sad owocowy, słyszę standardowo- piękna pogoda, poranek lub wieczór. Wielkie drzewa z soczystymi owocami, z sielskim obrazkiem rodzinki i psem uganiającym się za motylem :) Tym czasem każdy sad był kiedyś kilkoma badylami wystającymi z ziemi. Należy o tym pamiętać, większość z nas chciała by mieć owoce kilka tygodni po zasianiu nasion. Tym czasem na ogół potrzeba lat. Ale głowa do góry, nawet kropla wody drąży tunele w skałach. Powolutku, cały czas do celu i nie ma innej możliwości jak jego osiągnięcie, to logiczne :) Pozdrawiam, Aquarius
UsuńDzięki:)
UsuńKiedyś chciałem wszystko osiągnąć jak najszybciej, i w konsekwencji nic mi nie wychodziło.
Teraz robię swoje powoli i bez napinania się. W końcu uda się to, czego chcę.
Pozdrawiam:)
Oczywiście i mnie brakowało cierpliwości. Do tego słomiany zapał i efektu żadnego. Dobrze to ująłeś, bez napinania się. Podobnie jak trawa która rośnie sama... Dzięki temu nie staniesz się więźniem własnej ambicji. Aquarius.
UsuńWitaj, czytam tak i czytam i oczom własnym nie wierzę; jakbym czytała własną historię...no może poza posiadaniem dziecka :) Dzięki za pozytywnego kopa, dobrze wiedzieć, że gdzieś tam są jeszcze ludzie naładowani niesamowita wewnętrzną energią...Uwierzyłam że ja też mogę, bo na marnowanie sobie życia szkoda czasu...Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńWitaj! :) To jeden z większych fenomenów na ziemi, człowiek człowiekowi lustrem :) i to wspaniałe uczucie kiedy się widzi że nie jest się samemu...Bardzo dziękuję za wpis, pozdrawiam ciepło.
UsuńJasne,że można!.A ilu nas jest,tyle doświadczeń,tyle innych ciężkich do opowiedzenia historii,radzenia sobie z wychodzenia z doła!
OdpowiedzUsuńJa nie miałam wsparcia w najbliższej mi osobie. To mój organizm miał dość! to na szczęście moje oczy widziały,że inni żyją lepiej niż ja.
Powiedziałam DOŚĆ!.Różowo nie było. sama nie dałam rady. Ale jestem!,żyję! ponad cztery lata w trzeźwości!.
Też nie jest różowo,jednak na prawdę żyję i jestem wolna!.
Wszystkim tego życzę!. A blogerowi gratuluję dokonań:).Pozdrawiam.
Gratuluję Ci, cztery lata to już kawał czasu :) Różowo czy szaro, ważne że się żyje i to naprawdę się żyje. Koniec końców mamy dużo szczęścia, przecież większość z trzeźwiejących alkoholików i innych uzależnionych lub bardzo dotkniętych przez los po swoim dnie trafia na rozwój osobisty i duchowy który jest dla każdego. Gdybym się nie rozbił się o swoje dno to prawdopodobnie bym nie dokonał tego czego udało mi się dokonać :) Miłego, Aquarius
UsuńPo godzinie czytania zauważam,że nie ma na Twoim blogu niepotrzebnego zdania.Mądre to wszystko...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję!
Również dziękuję bardzo i pozdrawiam :-) Aquarius
UsuńMój ojciec zapił się na śmierć. Zabiły go też papierosy i kawa, i w konsekwencji tego wszystkiego tętniak mózgu. Pierwszy wylew miał przy mnie - pamiętam że wyglądało to bardzo źle. Musieliśmy go spacyfikować, a kiedy przyjechało pogotowie włożyli mu coś w usta, chyba dlatego żeby nie odgryzł sobie przypadkiem języka z bólu. Nie wiem do końca, bo nie chcę tego pamiętać. Później niby wszystko było w porządku, ale nie chciał pójść do lekarza, i dalej chlał. Mama, zanim się rozwiedli, zawsze mówiła, że jemu się wydaje że jest niezniszczalny. Nie był. Pamiętam, że za drugim razem musieli go już zabrać do szpitala. Pamiętam że ogolili mu głowę, bo chyba zamierzali go operować - tak go zapamiętałem na szpitalnym łóżku. W końcu żaden z lekarzy nie chciał się tego podjąć. Może uznali że nie ma sensu. I umarł. Pamiętam że przy szpitalnym łóżku rozpoznał tylko syna swojej drugiej żony - pani której imponowały rzeczy materialne - mnie zignorował. Tego też nie potrafię zrozumieć, zwłaszcza że dotarło do mnie, jak ten chłopak z niego kpił mówiąc że "on jest przecież pijany od urodzenia". Pamiętam, że kiedy byłem w liceum, zaraz przed rozdaniem matur, dostałem od mamy drogi zegarek. To miał być taki drobny gest, nagroda za cztery lata nauki, chociaż do końca tego nie rozumiałem, bo uczniem byłem raczej marnym. Pamiętam też, że nie odebrałem matury, bo dzień przed zapiłem i wylądowałem na izbie wytrzeźwień. Pamiętam, że mama płakała kiedy wróciłem do domu rano, bo nie nie wiedziała gdzie byłem. Dzisiaj dobijam do czterdziestki, jestem sam, i wydaje mi się że zaczyna się dla mnie gorszy czas. Nie muszę chodzić do pracy, pieniądze spływają na konto, ale mam "mały problem" z wyznaczaniem sobie celów w życiu. Dotychczas patrzyłem na swoje wybryki z alkoholem z przymrużeniem oka, bo udawało mi się zachowywać abstynencję przez bardzo długi czas. Nigdy wcześniej nie leczyłem kaca alkoholem, bo zawsze uważałem że jeżeli się przesadzi, to trzeba się przemęczyć i "przyjąć to na klatę", ale ostatnio to jest po prostu nie do wytrzymania.
OdpowiedzUsuńPrzepraszam wszystkich, którzy mogą odczytać tę wypowiedź za zbyt bezpośrednią, ale korzytając z anonimowości postanowiłem się po prostu "zesrać" w komentarzu. Jeszcze raz przepraszam.
UsuńBardzo dobrze że wywaliłeś to co Ci leżało. Pierwszą rzeczą jest racjonalizowanie. Mi rzadko urywał się film, na ogół "musiałem" być na rauszu i to mi wystarczało. W całym tym szaleństwie lubiłem raczej spokój i to wszystko oddalało mnie od decyzji o podjęciu leczenia/rozwoju. W końcu miałem dość siebie, dość dolegliwości fizycznych, dość absolutnie wszystkiego. Jednak nie miałem jaj żeby złapać byka za rogi. Dopiero kiedy rodzina zawisła na włosku powiedziałem - kurwa dość!!! Od tamtej pory nie pije i jest mi z tym kurwa niewyobrażalnie dobrze! Oczywiście rodzina (żona i córka) były tylko katalizatorem, trzeźwiałem i trzeźwieje dla siebie! Nie da się inaczej stąd uważam że nic nie stoi na przeszkodzie byś zaczął życie w zachwycie :-) Możesz przerwać ten cykl, możesz za jakiś czas z niedowierzaniem patrzeć na swoją obecną sytuację. Za każdym razem mówię o tym ludziom. Mówię też że najpewniej i tak mi nie wierzą bo tego to co daje świadome i pełne życie jest nie do zrozumienia wcześniej. Po pewnym czasie nawet w dołku jest na górce ;-) Poczytaj jeszcze to : http://bezzniewolenia.blogspot.se/2014/11/wyjscie-ze-strefy-komfortu-czyli.html Jak będziesz chciał to śmiało pisz na emaila. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBałem się tutaj wejść jeszcze raz, głównie dlatego żeby nie zobaczyć jakichś negatywnych komentarzy. Ale w końcu wszedłem - może dlatego, że znowu jestem najebany. Naprawdę cieszę się, że Tobie się udało. Nie chcę prawić kazań, ale wydaje mi się że rodzina to jest praca na dodatkowy, pełny etat. I jest czymś, co może zmusić do przejścia na jasną stronę :). Alkohol daje pozorny spokój, ale jest jeszcze następny dzień, który trzeba przeżyć. Przede mną chyba dość wyboista droga, ale powoli zbieram siły. Bardzo dziękuję za pozytywną odpowiedź. Artykuł na pewno przeczytam.
UsuńTak jak wszystko, rodzina i praca też może być dużą przeszkodą w trzeźwieniu. Słyszałem setki takich historii i wiem że nie ma zasady. Oczywiście często też słyszałem coś w stylu - zacznę się odchudzać jak schudnę... Pomyśl proszę o tym co masz. A masz co docenić.
UsuńA moje jaja zwinęły się chyba jak koła w startującym samolocie. Zakładam okulary do czytania, ale nic nie widzę. Kiedy jestem rano na kacu, powtarzam sobie tylko taką mantrę: "Boże, pozwól mi pokonać ten koszmar, przecież nie jestem złym człowiekiem" - i to zdaje się działać! Tylko że na dzisiaj chleję dalej.
UsuńWitam, przeniosłem rozmowę do artykułu "Jak przestać pić" Tam też odpisałem
Usuń