Pewnego razu, pewien Wojtek postanowił pójść na wojnę.
Zebrał siły i prowiant po czym ruszył w kierunku frontu.
Kiedy opuszczał wioskę, pewien starszy mężczyzna krzyknął
Hej, Wojtek! Dokąd zmierzasz przyjacielu ?
Na wojnę idę! odpowiedział Wojtek.
Na wojnę? A po co Ci wojna?
Aaa... chcę sobie pozabijać paru ludzi :)
Pozabijać powiadasz? A jak ktoś Ciebie zabije Wojtek?
Cooo? A mnie za co ?!?!?!
Tak często wygląda próba zmiany otoczenia, próba poprawy świata. Dowcip polega na tym że świat nie potrzebuje poprawy. Ziemia nie potrzebuje naszej pomocy. Ziemia jest znacznie dłużej niż my i świetnie sobie bez nas radziła.
Chodzi o to że od dziecka jesteśmy uczeni wychodzenia po za siebie. Dbaj o innych, pomagaj, nie myśl o sobie bo to nie dobre. Musisz być taki i taki. Kochaj innych ludzi ok, ale czemu nie słyszymy kochaj siebie? Jaki byś nie był i tak nie będziesz właściwy w oczach społeczeństwa! Kiedy się coś dzieje nie tak jak by się oczekiwało nie jest inaczej. To twoja wina, to przez niego się tak czuję, wkurzył mnie i tak dalej. Cokolwiek chcemy poprawić, zmienić i osądzić nie jest nami. Zawsze ktoś jest odpowiedzialny a nie ja!
Oczywiście użalanie się nad sobą to też odwrócenie uwagi od "problemu". Rzecz polega na tym że takie częste uczucia jak złość, frustracja za które obwiniamy kogoś są naszymi uczuciami! Nie ważne co czujesz, nie ważne jakich doświadczasz emocji, są one zawsze tylko i wyłącznie Twoje! Nikt nie odpowiada za to co czujesz! Uczucia i emocje są reakcją na myśl, świadomą lub nie. A myśl jest na ogół nawykową i wyuczoną reakcją na świat zewnętrzny.
Dlatego też ego zawsze oskarża świat zewnętrzny za to co czujesz. Jest to droga na skróty i w niewłaściwym kierunku. Tak naprawdę nigdy nikt Cię nie zdenerwował, nigdy! Być może myślisz sobie teraz że piszę farmazony, być może poczułaś/eś lekkie lub mocne zdenerwowanie, świetnie! Obserwuj to co czujesz. Zapamiętaj jednak na całe życie, to co czujesz jest tylko i wyłącznie twoje!
Podam Ci przykład, poszukaj u siebie podobnych analogi, być może będą nawet identyczne.
Kiedy byłem jeszcze uwikłany w pijackie życie można było mnie różnie nazwać, złodziej, pijak, kłamca itd. Ale gdy ktoś nazywał mnie alkoholik, obrywał ciętą ripostą. Szlak mnie trafiał gdy tak do mnie mówiono, oczywiście uważałem że gówno o mnie wie i to nie prawda. Fakt lubię wypić ale nie jestem pieprzonym alkoholikiem! Skąd ta irytacja na to słowo? Czy to ten kto mnie tak nazywał, ją powodował? Nie!
Dlaczego nie? Dlatego że dziś sam się tak nazywam, a nie czuje takiej złości. Jak ktoś mnie tak nazwie to oczywiście przytakuję z uśmiechem :) Co się więc zmieniło? Świat jest "taki sam", "ludzie też". Więc czemu nie czuje złości gdy ktoś tak mówi? Bo mój sposób postrzegania się zmienił. Kiedy piłem i tak mnie ktoś nazwał reagowałem taką złością, bo ten ktoś był bardzo blisko mojej ukrytej prawdy. Uważałem że nie jestem alkoholikiem, ale głęboko w środku było dokładnie na odwrót. Sądziłem że tylko ja o tym wiem, mimo że nie dopuszczam do świadomości i gdy ktoś obnażał moją "tajemnicę" czułem złość której źródłem był strach.
Dzisiaj wiem o sobie znacznie więcej i akceptuję to jaki jestem więc nie reaguję już strachem i złością.
To doświadczenie można przełożyć na wiele innych. Bywa że mam w pracy bardzo dobrych nauczycieli (czytać trudnych ludzi ;) Kiedy ktoś do mnie powie Ty durniu! A ja się zezłoszczę, to nie on mnie zdenerwował a ja sam! Nie znaczy to że można sobie pozwolić na wykorzystanie w jakiejkolwiek postaci, nie znaczy że kiedy się zdenerwujesz masz być jak Poker Face ;) Obserwuj to co się dzieje.
Bywa że odpowiem takiej osobie sam jesteś dureń, ale bywa że uśmieje się z tego. Chodzi o to że kiedy poczuję złość i ona dość szybko opadnie, powiedzmy w kilka do kilkadziesiąt minut to ok. nie skupiam się zbytnio na tym. Ale kiedy wałkuje złość, kiedy ją pielęgnuję i przeżywam sytuację kilka dni czy tygodni to ewidentnie mam coś do przerobienia. Być może uważam się za durnia i nieudacznika, a ta osoba obnażyła moją tajemnicę (analogicznie do słowa alkoholik) Być może jestem uzależniony od cudzej opinii, i kiedy ktoś mnie chwali to jestem na piedestale a kiedy ktoś krytykuje leże nagi w kałuży!
Jeżeli kogoś nie znoszę (to nie to samo, co to że nie mogę z kimś dogadać, znajomych i przyjaciół dobiera się na podstawie systemu wartości, to oczywiste że z każdym się nie dogadam w taki sam sposób), więc jeżeli kogoś nie cierpię, to warto się przyjrzeć temu, być może zazdroszczę tej osobie czegoś (rzeczy materialne lub to jaka ona jest) być może jest ona dla mnie doskonałym zwierciadłem i własne "niedoskonałości" i "błędy" widzę właśnie na niej a że łatwiej złościć się na kogoś to tak też się dzieje.
Oczywiście wiem jak bardzo można zostać skrzywdzonym, można czuć też urazę do kogoś przez lata, jedno jest pewne, nie musisz kogoś kochać za to że "napluł Ci w twarz" ale jeżeli tego już nie robi to przestań przeżywać to doświadczenie w kółko i bez przerwy. Życie minie Ci na wiecznym przeżywaniu czegoś o czym chcesz zapomnieć, pamiętaj też że ludzie z natury nie są źli, nie rzadko ci którzy tworzą piekło na ziemi sami takiego doświadczyli. Jedni sobie z tym poradzili inni nie. Nie tłumaczę nikogo ale też poniekąd wielu rozumiem.
Są też ludzie którzy nie zmienią się i już, wówczas warto się zastanowić czy ta osoba nie pojawiła się po to, bym ta ja zmienił położenie.
Jak to się ma do tytułu? Ono tak że nie zmieniaj świata, nie zmieniaj siebie, zmień tylko swój sposób postrzegania, kiedy to nastąpi pewnego dnia spojrzysz w tył i odniesiesz wrażenie że jesteś w innym świecie, ja tego doświadczyłem i miliony ludzi tego doświadczyło. Odkryjesz kolejny paradoks na drodze rozwoju Nic się nie zmieniło a wszystko uległo zmianie... Świat zewnętrzny jest dokładnym odbiciem tego co mam wewnątrz. Świat to Ty, Ty to świat.
Walić dbanie o środowisko, o suwerenność, humanizm czy resztę pięknych haseł. Zmiany na tym polu to zmiany na powierzchni, zmieniaj swój sposób postrzegania a świat się zmieni, kiedy ludzkość stanie się świadoma tego że strzela sobie w kolano, nikomu nie będą potrzebne działania powierzchowne, dobroć stanie się tak oczywista jak jedzenie! Kiedy ludzie zrozumieją że są planetą nikt już nie wyrzuci śmieci do lasu, bo to tak jakby postawić sobie na bucie klocka!
Bywają sytuację naprawdę ekstremalne, ale i w nich można sobie poradzić mimo że jest to czasami niezwykle trudne.
" Wikipedia mówi : jeśli bezpośrednio przed podaniem psu pokarmu zadzwoni dzwonek, to po kilku próbach na sam dźwięk dzwonka pies zaczyna wydzielać ślinę. Przed eksperymentem dzwonek nigdy nie wywoływał u psa reakcji ślinienia, a więc nauczył się on, że bodziec, który zawsze pojawia się przed jedzeniem, jest sygnałem karmienia. Tego typu bodziec (sygnał) Pawłow nazwał bodźcem warunkowym, a efekt wywołany przez niego (tu: wydzielanie śliny) — reakcją warunkową lub odruchem warunkowym. Odruch taki wytwarza się dzięki wielokrotnemu kojarzeniu się bodźca (np. dźwięku dzwonka) z podawaniem pokarmu, co Pawłow określił jako wzmocnienie bodźca warunkowego."
Od dziecka nauczano nas że ciemność jest zła, a jasność dobra. Tym czasem ciemność to tylko brak światła.
Odruch jednak został, w ciemności boimy się bardziej niż za dnia. W dużej mierze jest to jednak tylko i wyłącznie warunkowanie. Można więc warunkować się inaczej lub jeszcze lepiej być neutralnym.
Przykład z mojego podwórka, pracuję w hurtowni, praca pod wieloma względami bardzo mi odpowiada. Postanowiłem jednak że pójdę "na swoje", przeanalizowałem możliwości i postanowiłem się zwolnić.
Włączył się wewnętrzny krytyk, Co ty robisz, jesteś nie odpowiedzialny, jesteś mąż i ojciec, nie będziesz miał kasy i nigdy się nie odbijesz, masz fajną pracę a wymyślasz sobie i utrudniasz życie.... Było tego więcej, ale zauważyłem że wszystko co myślałem było w większości zdaniami które usłyszałem kiedyś. Te słowa były jak ślina psów Pawłowa, a karmieniem były nowe doświadczenia. Więc skoro wyuczoną reakcją na nowe jest lęk przed utratą tego do czego się przywiązałem, można by się nauczyć innej reakcji. Skoro ciemny las nie zawsze wywołuje we mnie lęk a podziw, skoro nie zawszę "rzucam mięsem" w korku to i tu można spróbować.
Co mogę stracić idąc na "swoje" ? Stabilną pracę? Przecież dzisiaj są tak dynamiczne czasy że nie ma czegoś takiego jak stabilna praca. Więc co? Po dłuższych namysłach doszedłem do wniosku że mam znacznie mniej do "stracenia" niż by się wydawało. Czy będę żałował? Sądzę że nie, na pewno jednak żałowałbym gdybym nie spróbował, jak się uda to świetnie, jak nie to wiem że spróbowałem więc i tak i tak dobrze.
Tak czy siak nastąpi rozwój a ja prędzej czy później i tak sobie poprawię! Do tego poznam nowych ludzi, sytuację, doświadczenia które na pewno przydadzą się w przyszłości. Nagle okazało się że można odwrócić myślenie w każdej sytuacji. Nagle okazuje się że w dość prosty sposób można znaleźć się w zupełnie innym świecie, w świecie w którym nie ma tylu lęków mimo że tak naprawdę "nic" się nie zmieniło.
Pamiętam kiedy w szkole ktoś dostał ocenę niedostateczną jak różne bywały reakcje, jedna osoba była załamana a inna trochę nawet dumna ;) Czyli nie "jedynka" była powodem tak różnych stanów emocjonalnych a myśli o niej.
Można wyrobić sobie nawyk nazywania po imieniu,
Ktoś mnie zdenerwował - Ja się zdenerwowałem czyimś zachowaniem.
Ta pogoda mnie dobija - Ja dobijam się tą pogodą
Muszę iść do pracy której nienawidzę - Chcę bądź akceptuję pracę która nie jest moim wyobrażeniem o szczęśliwym i spełnionym życiu.
Postaraj się zawsze przenosić na siebie różne emocje, pamiętając że nigdy nic nie musisz! Nie musisz się ze mną zgadzać! Zawsze masz jakiś wybór, muszę i nie mogę, to on, to ona są winni itd. są zrzuceniem odpowiedzialności za siebie! Bycie odpowiedzialnym za siebie to pierwszy krok w rozwój duchowym i osobistym. Nikt nie może Cię zrobić szczęśliwym, oczywiście może dać Ci radość ale to nie to samo co szczęście!
Dla mnie szczęście to nie to gdy mnie ktoś pochwali, dostanę premię w pracy, kupie sobie coś czy osiągnę "sukces". Wszystkie te rzeczy są bardzo miłe, to oczywiste. Jednak szczęściem jest dla mnie stan ducha który widać głęboko w oczach, to śmiech ale nie ustami, to śmiech sercem, wątrobą czy trzustką , wiecie o co chodzi. Sądzę że szczęściem Jezus nazywał Ziemię Obiecaną, Budda - Nirvaną , w AA mówimy na to Pogoda Ducha. Szczęście to dla mnie taki stan kiedy jestem Tu i Teraz, kiedy jestem nietykalny, kiedy jadący przede mną powolny kierowca nie jest irytujący a pies sąsiada to fajny zwierz :)
Nie mów nikomu jak ma żyć, żyj tak by sami pytali jak to robisz. Na koniec chcę abyś zadał sobie ważne pytanie. Pytanie dzięki któremu być może "przeniesiesz" się do innego świata.
Czy dalej chcę stać w miejscu?!
Czy ja naprawdę nie chcę być szczęśliwy?!
Czy mam już dość cierpienia?!
Czy postanawiam zmienić coś w swoim życiu, właśnie teraz?!
Powodzenia, Aquarius
Bardzo ciekawy post:)
OdpowiedzUsuńNiestety najłatwiej jest szukać winy u innych. Najłatwiej jest mówić innym, by się zmienili. A tak strasznie trudno - przyznać się nawet w myślach, że coś źle robimy albo źle postrzegamy, i że dobrze by było to zmienić.
Kiedyś dużo wymagałem od innych, a mało od siebie. Teraz staram się wymagać od siebie, a dopiero później od innych.
Pozdrawiam:)
Dzięki :) Zachęcam do bycia jak dzieci w tym sensie by tak jak one zadawać pytania: Po co? Dlaczego? Czemu? Cokolwiek się dzieje, cokolwiek myślę i czuje nie jest przypadkiem. Pytania te mogą być czasami nie wygodne, na początku tej zabawy niemal na pewno :) Mimo to warto. W ten sposób można nauczyć się słuchania głosu intuicji a ta jest bardzo pomocna w codziennym życiu :)
OdpowiedzUsuń