środa, 4 maja 2016

To już siedem lat!!! :-)

Pixabay


Nie, nie mam na myśli istnienia bloga, ten w listopadzie będzie (jak mi się wydaje) obchodził trzecie urodziny. To ja :-) Dokładnie dzisiaj (04.05.) obchodzę rocznicę abstynencji. W tym roku przypada już siódma i tak sobie pomyślałem że wypadało by coś w związku z tym napisać ;-)

Więc jak to było to większość z Was wie, a jak nie to jest kilka artykułów na ten temat. Przestałem pić po majówce, nie dlatego że było piwo do grilla, bo tego mi nie brakowało nigdy, z resztą moja ostatnia majówka zaczęła się kilka lat wcześniej... Po prostu czwartego maja miałem umówioną pierwszą wizytę do terapeuty. Miałem też milionową i zapewne ostatnią szansę by ratować rodzinę. Czy to ona mnie zmotywowała do podjęcia tej walki? Owszem.

Z uporem osła będę powtarzał że trzeźwieć można wyłącznie dla siebie! Tylko i wyłącznie. Dla rodziny czy żony, nie! Nie opłaca się! Dlatego że prędzej czy później, mniej lub bardziej żona czy rodzina wlezie Ci za skórę. Na przykład żona będzie odkurzać kiedy Ty będziesz oglądał swój ulubiony program w TV lub dzieciak Ci odpyskuje kiedy poprosisz go by posprzątał pokój. Może będziesz oczekiwał że będą Cię nosić na rękach za to że nie pijesz. Stary, wiem że dałeś sobie za to nobla, oscara i wiadro orderów! Ale tak naprawdę rodzina ma Ci gratulować każdego popołudnia bo nie wróciłeś na autopilocie z pracy do domu? To oczywiste że tak nie będzie! Jednak zanim to zrozumiesz może być za późno, powiesz: Ja się tak staram, nie piję a Oni tego nie doceniają! :-( 

Więc mówię Ci, trzeźwiej dla siebie, bo dla innych się nie opłaca. Prędzej czy później oczekiwania przerosną rzeczywistość, zrobisz matematyczny rachunek i okaże się że nie warto trzeźwieć.

Jednak trzeźwienie a abstynencja to co innego. Nie mam mowy (według mnie a nie mam monopolu na prawdę) aby ktoś przestał pić bez silnego impulsu! Dlaczego? Bo jesteśmy leniwi, bo nam się nie chce. Całej ludzkości! No bo tak, czy ktoś z nas chciałby chodzić do pracy gdyby nie musiał? Lub do szkoły? No chyba że są tacy? Lepiej się publicznie z tym nie obnoś ;-)

Więc co dopiero mówić o przyzwyczajeniach czy uzależnieniach których przerwanie jest 1000 razy bardziej dyskomfortowe niż Twoja ciepła posadka? Więc tak, przestałem chlać bo:
kilka miesięcy wcześniej zacząłem odczuwać swoje dno, straciłem niemal wszystko co było do stracenia, myśl że moja córka która miała wtedy dwa lata będzie siedziała kiedyś u jakiegoś frajera na kolanach i mówiła do niego wujku... A co gorsze, kobieta, dziewczyna która była dla mnie wszystkim, powietrzem, jedzeniem, inspiracją, nie wiedziała czy chce ze mną być, nie wiedziała czy mnie kocha, były dla mnie tak silnym zderzeniem z rzeczywistością że na chwilę oprzytomniałem.

W nocy z niedzieli na poniedziałek, siedem lat temu, kiedy dobiłem się ostatnią butla jakiejś nalewki oddałem swoje życie w ręce Boga. Powiedziałem wtedy że aby zadziałał w moim życiu bo jedyne co ja jutro wymyślę to kolejną butle. Tak się położyłem spać.

04.05.2009 rano, poniedziałek. Jak ja się  czułem paskudnie, chociaż miewałem gorsze poranki. Gonitwa myśli i co dalej? Dla mnie nie pić to jak nauczyć się na nowo chodzić! Jeżeli każda myśl, uczynek, słowo były dyktowane pod alkohol ( gromadzenie zapasu a w tym wieczne kombinowanie kasy, picie, ukrywanie, maskowanie i znoszenie problemów wywołanych w 99% przez alkohol) było codziennością to jak ja mam teraz żyć!? Czym zapchać tę wielką dziurę? Na ratunek przyszła trawa... Ale spokojnie, nie ta za którą się idzie siedzieć.

Kiedy doszedłem do wniosku że jedno piwo mi nic nie da a na nim się nie skończy, pomyślałem o córce i polazłem kosić trawę. Ile ja się jej nakosiłem! Oczywiście to nie o nią chodzi. Chodzi o to by uciszyć chociaż na chwile gniazdo os które miałem na miejscu mózgu. To jedna z podstawowych rzeczy, oddanie się maksymalnie jak się umie chwili obecnej.

Po kilku godzinach przyszedł czas, jedziemy do terapeuty. Podczas pierwszej rozmowy odłożyłem tarcze na bok. Byłem gotowy do konfliktu a tu nagle sam terapeuta okazał się nad wyraz miły... Po rozmowie umówiliśmy się na następny tydzień, dostałem listę ze wskazówkami i wróciłem (jeszcze nie do domu...)

Minął tydzień, potem miesiąc i trzy kolejne. Pierwsza rocznica jeszcze w terapii, następnie trzecia i tak dzisiaj mija siedem lat nie picia. Oczywiście z Bożą pomocą po drodze rzuciłem fajki, zmieniłem pracę, zasmakowałem przedsiębiorczości, kupiłem działkę i zacząłem budowę domu. Napisałem trzy a wydałem dwie książki, odbudowałem rodzinę a z żoną mam takie relacje że hej. Pokonałem lęk przed jeżdżeniem i zrobiłem się bardziej skromny ;-) Oczywiście z tym ostatnim żartuje. Normalnie się tym wszystkim nie chwalę, ale jako takie podsumowanie jest dobrze ;-)

Oczywiście, bywam niecierpliwy, złośliwy. Czasami uważam że mam zawsze rację i może tego nie okazuję wprost to sam się nakręcam moim wielkim ego. Mam w sobie jeszcze masę lęków i dziwnych przyzwyczajeń. Nie wiem czy wystarczy mi czasu aby je wszystkie poprawić. Jednak ogólny bilans jest jak mi się wydaje w porządku.

Czy było ciężko? I tak i nie. Przestać pić i wdrożyć zasady pomagające nie pić poszło niemal jak po maśle. Od razu zaraziłem się trzeźwieniem. Jednak najgorzej było wziąć za siebie odpowiedzialność, przestać uciekać przed trudnościami, co jakieś pół roku wywracać swój światopogląd do góry nogami by dojść do wniosku że było się w błędzie. Najgorzej było przyznać rację żonie ;-) Mam z tym problem do dziś ;-P

Czyli co? No najgorzej było nauczyć się normalnie żyć. O ile na początku była sielanka, pamiętam pierwszej zimy byliśmy z żoną bez pracy, bez grosza przy dupie a jednocześnie niezmiernie szczęśliwi tak później skończyło się i przyszedł czas na życie. Życie zaskakuje, potrafi nagrodzić ale potrafi również wytrzeć Tobą podłogę. Najważniejsze to przyjąć je takim jakim jest a później kawałek po kawałku zmieniać siebie a w raz z sobą otoczenie. To duchowe i to materialne.

Więc idzie, idzie wyjść z gówna i żyć pełną gębą ( no tak w miarę pełną gębą) idzie pokonywać przyzwyczajenia, można też iść po marzenia.
Tylko tak, od czytania jeszcze nikt nie zmądrzał! Nawet tego bloga ;-) Może zdobył wiedzę ale mądrość zdobywa się w praktyce!

Więc nie czytaj setek książek i nie szukaj nirwany czy oświecenia w egzotycznych miejscach. Przyjmij kilka prostych zasad i stosuj je z upartością osła! A już po miesiącu nieraz szybciej odczujesz różnicę. Weź sobie 12 kroków AA, 10 przykazań, modlitwę o pogodę ducha czy nawet mój Kurs realizacji marzeń. Wszystko jedno, nie o ilość chodzi a o jakość. Kiedy zaczniesz to wprowadzać to rób to tak jakby to była Twoja pasja, żyj, przede wszystkim żyj! Ale kiedy się czymś zajmiesz to rób to na 120%. Będzie bolało, każda zmiana boli, boli zawsze! Nie będzie inaczej! Ale to jest życie, które jest dynamiczne i zawsze zmienne!

Nie zamień butli na rozwój lub inne izmy! Zapewne i tak zamienisz ale kiedy się zorientujesz to wyluzuj. Każdego dnia, pytaj się dlaczego tak i tak zrobiłeś, pomyślałeś czy powiedziałeś. Szukaj motywu, drugiego, trzeciego w tym co robisz. Porównuj się do siebie z przed jakiegoś czasu by mieć obraz postępu. A przed wszystkim nie obrazuj siebie na klęczkach i na palcach. Widź siebie w prawdzie, prawda zawsze Cię spoliczkuje i wyśmieje ale tylko przez nią coś w swoim życiu zmienisz!

Na koniec chciałbym podziękować córce za najsilniejszą mimo że cichą, motywację. Żonie, kochanie, wiem co było, pamiętam to. Jednak wiedz że każdego dnia robię wszystko by do tego nie wrócić, szaleje za Tobą jak w liceum kochanie ;-)
Dziękuje rodzeństwu i mamie. Pomogliście mi duchowo i materialnie. Dziękuje Ci Piotrek za Twą osobę od początku terapii. Władek, również Tobie dziękuje za bolesne ale skuteczne lekcje pokory ;-) Romek, dużo Ci zawdzięczam.  Dziękuje wszystkim członkom wspólnoty AA i terapii, każdej napotkanej osobie która coś w moim życiu zmieniła, jest was zbyt wielu żeby was wymienić. Dziękuje wam drodzy czytelnicy, dziękuje wam za listy które do mnie piszecie. Oczywiście na końcu ale w sercu chyba na początku, dziękuje Bogu, za wszystkie łaski jakie mnie spotkały :-)

Sylwek, jestem alkoholikiem, nie piję 7 lat

10 komentarzy:

  1. Gratuluję i życzę dalszego, pełnego pogody ducha, dobrego, długiego życia w trzeźwości - AA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafilem tutaj przypadkiem, no moze nie... Zaczynam!

      Usuń
    2. Powodzenia :-)daj czas czasowi, on i tak upłynie

      Usuń
  2. Gratuluję tych 7 lat, a 7 to magiczna cyfra i symbol nieskończoności;)

    OdpowiedzUsuń
  3. gratulacje! dalszych siedmiu lat i siedem razy siedmiu! Przy okazji- dziękuję za Twojego bloga, jest dla mnie światełkiem nadziei. Z każdego Twojego słowa emanuje pogoda ducha, spokój oraz potwierdzenie, że można pokonać demony. Twoja Żona ma cudownego Męża, Córka Tatę. Pozdrowienia dla Was wszystkich :) Ola.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję Ci bardzo :-)również pogody w serduchu życzę

    OdpowiedzUsuń
  5. jak ja bym chciala napisac moj maz nie pije 7 dni narazie zaczelam dzialac ja narazie czytam i oczy mi sie otwieraja Tobie gratuluje serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dal mnie to też była fantastyka... Tyle lat?! Powiem Ci że czas i tak upłynie, więc nie ma się gdzie śpieszyć. Ważne by każdego dnia powtarzać "Dziś nie piję" i iść za tym :-) Pozdrawiam

      Usuń