sobota, 27 maja 2017

Czym jest twarda miłość?

Pixabay


Temat rzeka, w sumie żeby zrozumieć pojęcie twardej miłości trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie czym jest miłość? Częściowo będą to moje teorie na bazie moich doświadczeń a część to przemyślenia mądrzejszych ode mnie z którymi się zgadzam. 

Po pierwsze powinnaś, powinieneś zrozumieć że tak jak dzisiaj pojęcia są pokręcone tak chyba dłuuuugo nie było a pojęcie miłości zostało skrzywione chyba najbardziej. Egoizm jest nazywany miłością do siebie, postawy altruistyczne traktowane są jako staroświecki twór a prawda jest omijana szerokim łukiem. Bardzo często w relacjach damsko-męskich poruszamy się w emocjonalnej papce w oderwaniu od rozumu a miłość dwojga to w bardzo dużej mierze porozumienie a więc jak nazwa wskazuje, pójście po rozum.

Często w kłótniach pod wpływem emocji pary używają zwrotów "zawsze tak robisz, nigdy tego nie robisz, taka, taki jesteś" a wystarczy w takiej kłótni by oskarżany zadał pytanie 
"Tak? To dawaj konkretny przykład że tak mówisz zawsze/nigdy" 
Uwierz mi że potok słów natychmiast się skończy a przykłady w pamięci będą maksymalnie ze trzy (nie mówię o sytuacji gdzie ktoś chla dzień w dzień i słyszy "zawsze pijesz", tam przykładów będzie więcej niż trzy ale też nie będzie ich nieskończenie wiele)

Więc następnym razem kiedy w kłótni usłyszysz zawsze lub nigdy a usłyszysz na pewno, zapytaj o konkrety, kiedy, gdzie i co? Samemu też staraj się tych zwrotów nie używać bo to do niczego nie prowadzi.

Wracając do miłości, miłość to najwyższe uczucie ludzkie. W sumie uważam że ludzie uczucia mają dwa, miłość i pychę. Wszystkie inne pochodzą od tych dwóch. Zawsze w intencji, czasami w dalekiej przeszłość są te dwa uczucia. Miłość i pycha, taki dualny świat który dzisiaj też się wielu ludziom nie podoba. 
No ale co? Też mi się nie podoba że nie umiem latać i nie ważne że mi się to nie podoba, nie ważne że nie wiem czy nie wierze w prawo grawitacji, jak zeskoczę z wysokiego budynku to rozbije sobie łeb!

Wiec miłość to pewne poświęcenie. Super jak nikogo nie zabiłeś i nie okradłeś ale miłość to coś więcej niż nic nie zrobić ;-) Miłość to poświęcić kawałek siebie dla kogoś. Dla przykładu, każdy związek, nawet ten najbardziej wolny jest pewnym poświęceniem. No chociażby wracasz z pracy do domu i masz ochotę na nic nie robienie. Nie jesteś bardzo zmęczony, ale nie chcesz sobie nic nie robić. Przychodzi żona i pyta się co i jak, jak tam minął dzień. Podnosisz się z kanapy i zaczynasz rozmawiać. Każdy facet wie że to poświęcenie za które nałożyłby sobie koronę! ;-)

Ty droga Pani z natury masz cechy bardziej altruistyczne od przeciętnego faceta (stąd Panie dłużej trwają z pijącymi facetami niż na odwrót) Na przykład oglądając swój ulubiony serial odpowiadasz setki razy na to samo pytanie męża: "Gdzie są skarpetki?" Znajome?

O poświęceniu dla dzieci nie wspomnę, często rodzice trwają w pracy za którą nie przepadają by ich dzieci nie musiały pracować w pracy której nie będą lubiły. To nie zawsze działa bo dzieciaki bardziej obserwują rodziców niż słuchają co mówią ale postawa miłości jest. Matka od porodu który do najmilszych delikatnie mówiąc nie należy po karmienie w środku nocy, przez ubieranie do szkoły i odrabianie lekcji. W tych ostatnich ojciec też powinien się wykazać. Tak kochani, postawa miłości to forma pewnego poświęcenia siebie na rzecz innych. 

Oczywiście każdy z powyższych i wszystkich innych przykładów może nie być z miłości a z pychy! Jak to rozróżnić? Trzeba to rozróżnić żeby iść dalej. Jak wspomniałem świat zakręcił się w pojęciach. 
Żeby to ogarnąć należy odpowiadać sobie na pytania "Dlaczego tak zrobiłem, dlaczego tak powiedziałam, co mną kierowało w tych wyborach" Codziennie, każdego wieczora staraj sobie robić taki rachunek dnia, rachunek sumienia. 

No i z doświadczenia wiem że dla większości pojawiają się tu schody nie do przejścia. Gdyż... bardzo często dowiesz się rzeczy o sobie które nie do końca pokrywają się z tym co o sobie myślisz. 

Na przykład, chciałem sobie wytatuować imię córek na przedramieniu i nie wiem czy tego 
nie zrobię. Ale kiedy zacząłem zgłębiać dlaczego to chcę zrobić to wynik był inny od pierwszego założenia. Na początku mówiłem sobie "Bo je kocham" ale coś mi nie grało. Znaczy grało że je kocham, chodzi o tatuaż. 
Taka dziara kosztuje pare stówek, jak je kochasz to wyjdźcie gdzieś razem, albo do wypasionego wesołego miasteczka albo do kina raz w miesiącu przez pół roku. Córka będzie pamiętała do końca życia że tata spędzał z nią czas! Więc po co mi tatuaż? No przecież nie dla córki a dla mnie! Żeby być bardziej macho bo czuje nie dowartościowanie? Nie twierdzę że każdy kto ma tatuaż miał taki motyw! Nic z tych rzeczy! Ale zauważ na tym przykładzie że zakończenie rachunku sumienia często zupełnie odbiega od tego co myślałeś.

Kochani, drodzy czytelnicy, najlepsi słuchacze... tak sobie kadzimy prawda? A ego rośnie, rośnie i rośnie :-) Nie oszukujmy się ale wielu z nas nie stać na odrobinę prawdy wobec siebie, nie dziwmy się jednak wtedy że nasze życie co chwile wali się nam na głowę!

Każdy przykład poświęcenia można ubrać w ładne słówka a w intencji mieć pychę! Chodzisz do pracy której nienawidzisz i wypominasz to na okrągło swoim dzieciom? Tchórzu boisz się zmienić pracę na inną bo czegoś byś się musiał nauczyć, może kogoś słuchać i dziećmi się zasłaniasz? Nie słyszysz takiego głosu? Bo ja słyszałem.

Kupisz na rocznicę ślubu wielki bukiet i czekając przy kasie przed zapłaceniem liczysz na ostry seks?! Co to niby miłość czy burdel? 

Założyłeś fundację lub wpłaciłeś na jakąś wielką sumę pieniędzy i prosisz by wspomniano o Tobie podczas bankietu? A może sam sobie kadzisz, nie powiem nikomu taki jestem dobry! Proszę Cię! Taka postawa z miłością ma tyle wspólnego co białe skarpety i sandały z dobrym gustem ;-)

Nie chcesz wejść w związek małżeński cywilny i kościelny bo to staroświecki gniot? Takiś nowoczesny czy zwyczajnie się boisz, boisz się że pewnego dnia będziesz musiał coś naprawiać a nie wymienić na nowe? 

Kochani, możecie w to wierzyć lub nie, to i tak niczego nie zmieni! Świat w intencji jest czarno-biały, zero-jedynkowy!

Skoro już wiesz że są dwa uczucia, że czasami to na co zewnątrz jest dobre w środku jest zgniłe, że prawda czasami boli ale tylko w niej można wzrastać możemy przejść do tematu twardej miłości.

Czujesz że jesteś wykorzystywana i mówisz o sobie lub o kimś podobnym do Ciebie że jest, była za dobra? Tak? To o Tobie? Moja biedna, proszę Cię teraz abyś następne zdanie przepisała 1000 razy.

Nie ma za dobrych ludzi! Są tylko ludzie naiwni! 

Proszę Cię nie wzruszaj się tak, sam byłem naiwny wielokrotnie i bywam do dziś, na szczęście rzadziej. No i oczywiście lepiej zakadzić sobie rozum pojęciem "Za dobry" niż wziąć odpowiedzialność i powiedzieć słowo które nie chce przejść przez gardło, trzy litery które i dla mnie czasami ważą jeszcze zbyt wiele. "NIE" to o to chodzi. 

Wiem co to znaczy powiedzieć nie dla kogoś kto większość życia mówił "TAK" wiem to dobrze. Nie łudź się tym że obudzisz się pewnego dnia chamem który mówi co mu przyjdzie na myśl. 
Mówienie "NIE" to w telegraficznym skrócie taka siłownia, zaczynasz od małych ciężarków by za kilka miesięcy, za kilka lat, tak lat! Podnosić wielkie sztangi. 

Ale na Boga, proszę Cię, skończ się oszukiwać i nie powtarzaj więcej tego zdania "Byłam za dobra" Nie, nie byłaś za dobra, byłaś naiwna i to stanięcie w prawdzie tej naiwności zmotywuje Cię to ćwiczeń z tymi trzema literkami N.I.E. Przy okazji, tym jest pokora, staniem w prawdzie. Pokora to nie uległość jak się dziś przyjęło.

Twarda miłość to wprowadzanie w odpowiedzialność. Kiedy wypuszczasz dziecko z domu pierwszy raz po zakupy to mimo że się boisz, wiesz że musisz to zrobić bo wychowiesz niedorajde! Kiedy konstruktywnie kogoś skrytykujesz nawet przez ocenę w szkole to nie po to by kogoś zgnoić a nauczyć! 

Załóżmy że masz dziecko, piękną i kochaną córeczkę. Kiedy się wydzierasz na nią przy stole jak spadł jej widelec to masz problem! Ale kiedy krzykniesz na nią gdy biegnie w kierunku ruchliwej ulicy to miłość Tobą kieruję. 
Jak uczysz je jeździć rowerem to w końcu odkręcasz boczne kółka bo nie może całe życie z nimi jeździć. To jest miłość, działasz wbrew swoim obawom dla dobra drugiej osoby mimo że ta za chwilę obedrze sobie kolana... 

Podsumowując "Daj człowiekowi rybę a naje się jeden dzień, daj mu wędkę a naje się przez lata" To jest twarda miłość. Oczywiście jeżeli czasami dasz rybę to się wiele nie stanie, zasłanianie się powyższym zdaniem nie musi świadczyć o Twojej odpowiedzialności względem innych. Może to być zwykła chciwość! 

Wróćmy do pijących mężczyzn bo zapewne o nich tu najbardziej chodzi ;-)

Nie jeździsz po męskiej dumie bo jesteś feministka (feministki to dla mnie paradoksalny twór, walczą o kobiecość w męskich cechach. To nic innego jak mówienie o tym że jako kobieta jest gorsza... Nic bardziej mylnego! Kobieta jest wspaniała i znacznie bardziej doskonała od mężczyzny ale i facet w niektórych cechach jest lepszy od kobiety. Kochać się trzeba w różnicach a nie na siłę upodabniać) taka dygresja. 

Więc twarda miłość to nie znęcanie się nad facetem za to że nim jest. Twarda miłość to troska o jego dobro ale w szerszym horyzoncie. Cała sztuczka polega na dawaniu wędki a nie ryby. Tzn. Kiedy nie polezie do pracy raz na 10 lat bo się napił raz na 5 lat to takie usprawiedliwienie go jest ok. Ale wtedy pewnie byś nie wpadła na ten artykuł ;-) 

Jednak nie odpowiedzialnie jest usprawiedliwiać go za każdym razem bo tak powstają niedorajdy życiowe! Niestety ale większość mężczyzn alkoholików to serduszka i kwiatuszki mamusi... Nie możesz robić za macicę dla dorosłego chłopa! Przepraszam za ten przykład ale tak jest!

Jak się powali spać z głową w własnych wymiocinach to pod warunkiem że się nie utopi w nich, nic nie rób! Jak się w smrodzie obudzi to jest szansa że powie dość. Twoja troska polega nie na tym by być bez interesowną, polega na tym by nie robić z dorosłego mężczyzny niemowlaka którego trzeba przewinąć... Pamiętaj żeby poruszać się w prawdzie, mężczyzna a nie niemowlak.

Posłuchaj, jako trzeźwiejący alkoholik od 2009 roku z pełną odpowiedzialnością stwierdzam że picie jest przyjemne! Tak, jest przyjemne! Picie nałogowe jest bardzo złe! Ale nadal przyjemne! To konsekwencje picia są nie przyjemne! 
Jak wspomniałem, większość uzależnionych mężczyzn to panowie bez autorytetu ojca (wcale nie musieli mieć piekła w domu) i nadopiekuńczości matki. Ktoś kto żył kilkanaście, nieraz kilkadziesiąt lat pod kloszem musi się czymś odurzyć kiedy ma za coś lub kogoś odpowiadać. Alkohol tę funkcje spełnia doskonale! Ale jak w życiu bywa, coś za coś. Kiedy taki człowiek pije coraz więcej zaczynają się robić kłopoty czyli jedyne lekarstwo na pychę i lenistwo duchowe. 

Co się wtedy dzieje? Wchodzi żona ze ścierką i zamiata problemy pod dywan. Co się dzieje dalej? Nic! Mężczyzna ma komfort picia a że samo picie jest przyjemne nie zmienia się nic!

Moja droga, na podsumowanie tego za długiego już artykułu. 
Uczucia są dwa, miłość i pycha, czasami to co na zewnątrz jest dobre w środku jest zgniłe, prawda czasami boli ale tylko w niej można wzrastać, nie mówisz już "byłam za dobra", nie dajesz ryby a wędkę. 
Proszę Cię, jak Twój luby chce jeździć rowerkiem (pić), odkręć mu boczne kółka i pozwól mu obedrzeć kolanka, zaraz mu się nic nie stanie a może pomyśli że rowerek nie jest dla niego bo za chwile się zabije...

Proszę zadawajcie bez dużych szczegółów konkretne pytania w komentarzach, na pewno odpowiem. SB 

30 komentarzy:

  1. Witaj, na wstępie chce Ci podziękować ze mogę w chwilach zwątpienia albo inaczej... w chwilach gdy ogarnia mnie złość znaleść spokój w Twoich tekstach. Całe pojęcie twardej miłości znam, wydaję mi się że wiem całkiem dużo bo staram się ciągle zgłębiać wiedzę, tylko moja sytuacja wydaję mi się niepodpadająca pod żaden punkt a do tego beznadziejna. Do sedna. Mój mąż jest kierowcą ciężarówki ( czytałam ze Twój ojciec również był więc liczę ze zwrocisz mi uwagę na to co dla mnie niewidoczne) nie mogę mężowi wskazać konsekwencji picia bo ich zwyczajnie nie ma? Wraca do domu przeważnie na weekend, picie zaczyna się już na wejściu, pije do wieczora i gdy już czuję że ledwo stoi na nogach oświadcza ze idzie spać... wstaje ok 6 i pije dalej więc sobota jest najgorsza bo zaczyna do klina i do południa jest już porobiony na maxa,z mojej strony nie potrzebuje nic, w ogóle nie potrzebuje mnie, do poniedziałku rana trzezwieje i wyjeżdża... Teść robił tak samo, pił tylko w weekendy. Mąż nie wychodzi do baru, nie wymiotuje, nie demoluje. Jeśli wybucha jakaś kłótnia to przeze mnie, wiem że powinnam nic nie mówić kiedy jest pijany bo to bez sensu ale czasem nie daje rady i bum bo kiedy mam mówić ja mam go na 2-3 dni w tyg. A jego po prostu jakby nie było, a to tak boli. Jedyna konsekwencja to dzieci które są przez niego lekcewazone tak jak on był przez swoich rodziców. Córka potrafi mu powiedzieć wprost ze cierpi przez niego, są smutne i on to widzi. Ja mu mówię zazwyczaj w niedzielę wieczorem kiedy już jest na kacu ze jest mi przykro ze nie poświęcił nam czasu, że się martwię bo wiem że kocha wszystkie dzieci, że świetnie potrafi spędzać z nimi czas, ale ja mówię i mówię a on milczy, że mną nie rozmawia jak już to z córka. Tak jakby każdy dorosły był wrogiem dla tego opuszczonego chłopca którym dalej w środku jest. Czuję że mu na niczym nie zależy, nie chce nic z tym zrobić mimo im mamy jasność sytuacji 1. Wie że jest alkoholikiem 2. Wiemy że przyczyną jest ojciec alkoholik i dzieciństwo którego nie było. 3. Wie że alkohol go zabije. mimo że mamy przyczynę i skutek to nic nie idzie ku lepszemu :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz dużą wiedzę, super. Jednak Twój facet ma jeszcze komfort picia. Może jakby wrócił na weekend do pustego domu... Idą wakacje, może odwiedź na weekend krewnych. Widzisz, od wiedzy do chcenia jest długa droga, ale od chcenia do działania jeszcze dłuższa...

      Usuń
    2. Twój mąż podobnie jak wielu kierowców ma problem z alko. Jego nieobecność fizyczna i potem duchowa kiedy wraca szkodzi wam, to wiesz. Oczywiście nie ma mowy próbach kontroli picia, rozumiem że jako kierowca miałby problem z podjęciem terapii, ale mitingi AA, dwie godziny w weekend? Koniecznie żeby wozil ze sobą jakieś książki z tematu uzależnienia żeby podgrzewać i kuć żelazo na bieżąco. To na pewno wspaniały facet, jak zechce napewno sobie poradzi. Ja też się wychowałem bez taty, konsekwencje czuje czasami do dziś. Trzeźwieć musi dla siebie ale niech rodzina go zmotywuje. Trzymam za was kciuki, pozdrawiam.

      Usuń
  2. Dziś odmówiłam kwiatuszkowi mamusi pomocy w jego działalności społecznej, która zawsze kończy się piciem,czasami powrotem na podwójnym gazie mino, Ze ma zostać z dzieckiem. Obraził się, dodatkowo dałam mu dwa tygodnie na pojęcie leczenia albo to koniec. Powiedzenie prawdy kosztuje dużo odwagi tak samo jak powiedzenie "nie', ale się opłaca dodaje siły. Odkryłam to w wieku 40 lat i dopiero się tego uczę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, ja do dziś dziękuje żonie za powiedzenie mi kiedyś prawdy, za powiedzenie NIE. Kosztowało ją to więcej niż moje podjęcie leczenia ale się opłacało :-) Co do Twojego odkrycia to powiem Ci że i tak szybko, większość, tak WIĘKSZOŚĆ ludzi o ogóle unika prawdy, do końca życia... Powodzenia wam życzę :-)

      Usuń
    2. Dzięki, ale mam wrażanie, że zawsze odbiera to jako atak, a mnie nie o to chodzi.

      Usuń
    3. Jak każdy czynny uzależniony...

      Usuń
  3. Od prawie 4 lat jestem w związku. Od roku wiem, że jest alkoholikiem. Próbowałam mu pomóc, nawet udało mi się go namówić na terapię, ale po trzech spotkaniach znowu się napił. Odeszłam. Usłyszałam, że zostawiam go w chorobie. Bardzo boli bo wcale tak nie jest. Nie chcę wspierać go w piciu. Wiem, że musi sam chcieć wyjść z nałogu. Ja nie mam już sił na "pomaganie".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety ale robienie wyrzutów sumienia to sprawa bardzo częsta. Ważne by być konsekwentnym w podjętym działaniu. Wszystkiego dobrego dla was razem i oddzielnie.

      Usuń
  4. Zastanawiam się jak wspierać alkoholika w czasie terapii. Szczególnie w pierwszym okresie po odstawieniu alkoholu. Czy jeśli prosi np. o podwiezienie czy rozmowę to już jest naiwne wikłanie się w współuzależnienie? W jaki sposób udzielić wsparcia aby to było zdrowe dla obu stron?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie można przestać pić za taką osobę, to wszystko. Jeżeli jest dorosły to też tyłka nie można wycierać, nie można być na każde zawołanie. Ale jeżeli raz na jakiś czas potrzebuje podwiezienia, jeżeli chce rozmawiać to jak najbardziej ok. Jak w każdym zdrowym związku. Jeżeli widzisz że nie manipuluje tobą, nie wykorzystuje nie wiadomo jak to ok. Delikatnie, jak po nie za grubym lodzie można stąpać w kierunku odbudowania zaufania. Oczywiście zawsze subiektywnie, wedle własnych uczuć! Dopóki leczenie nie jest przerwane i po owocach (wypowiedziach, pokorze, prawdomówności itd) widzisz że trzeźwieje to można zakładać, może nie od razu wierzyć ale zakładać że będzie ok.

      Usuń
  5. Czy mogę prosić o podanie maila bo nie mogę napisać na forum

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć jasne, sylw820@gmail.com swoją drogą jest w zakładce Kontakt na górze :-)

      Usuń
  6. Zamiast spać, siedzę i czytam. Mam 30 lat, dwoje dzieci i męża alkoholika. Jego Ojciec jest alkoholikiem, brat również. Mąż nie miał dobrego dzieciństwa, nie ma wzoru ojcostwa.
    Mój mąż jest dobrym człowiekiem, starającym się zarówno o mnie, jak i o dzieci. Problemem są ciągi alkoholowe, w ktore wpada, gdy zostaje sam albo gdzieś wyjezdza. Wrzesień 2016 - tygodniowe szkolenie poza miejscem zamieszkania. Zawalił totalnie, nie wrócił na naszą rocznicę ślubu itp. I ostatnia. Jestem z dziecmi na wakacjach u Dziadkow. Został w domu sam i poległ po 10 miesiącach trzeźwości. Wie, ze ma problem, był na kilku spotkaniach i na tym się skończyło. Ciagle mu się wydaje, ze jest na tyle silny, ze umie, da radę sam.
    Ja przewertowałam artykuły o alkoholizmie, o twardej miłości itp. Ale nadal nie wiem, co mam robić...przyjechałam do niego na weekend, dzieci zostały z dziadkami, w założeniach miał to byc nasz romantyczny weekend bez dzieci, i gdyby nie fakt, ze w niedziele mam zlecenie i musiałam przyjechać, na pewno nie byłoby mnie teraz przy nim. I sama nie wiem, jak mam jutro z nim rozmawiać, czy wcale nie rozmawiać, a zostawić go na cały dzien. Mąż pewnie jak alkohol wyparuje bedzie przepraszał itp., ale czy mam tego słuchać? Chcieć? Ktory to już raz....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, no dobra, dajemy konkrety. TERAPIA. Oczywiście pogadaj z nim, jak pisałem w innych artykułach. Wierzę że jest dobrym człowiekiem ale zaznacz że z butlą nie będziesz rywalizować. Ze butla niszczy jego i Ciebie i co najgorsze dzieci. Nie trzeba być katem, wystarczy nieobecność...
      Padł po 10 miesiącach, nie da rady sam! Na pewno miał takich sytuacji więcej niż ta. Daj mu do poczytania tego bloga, poszukajcie w okolicy terapii dla niego i dla Ciebie. Jest to najważniejsza decyzja w waszym życiu! Mówię poważnie. Czy mając nawet wszystko możesz, możecie być szczęśliwi z alkoholem w waszym życiu? No nie... Dlatego myślę że dostosujecie wasze życie do nowej sytuacji. I nie od września czy coś. W przyszłym tygodniu pójdziecie na terapię i tam bez warunkowo przyjmując zalecenia terapeutów zaczniecie nowe życie. Wszystko jest w zasięgu waszej ręki, sam z żoną stałem na takiej krawędzi kilka lat temu (osiem ponad) i było więcej niż warto.

      Usuń
    2. Mój mąż dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że leczenie to jedyne wyjście. Wspólna terapia od poniedziałku nie wyjdzie, bo w poniedziałek wracam do dzieci do dziadkow, a mąż znow zostaje sam. Najgorsze jest to, że nie wiem, jak z nim dzisiaj rozmawiać. Czy się wściekać o wszystko, czy się nie odzywać, czy próbować żyć normalnie, pójść na wspólny spacer i obiad. Ta ostatnia opcja wydaje się najlepsza i najgorsza za razem. Bo z jednej strony chciałabym spędzić z mezem normalny dzien, z drugiej boje się, ze jak za szybko przejdziemy do normalności, to po nim to wszystko, co jest złe miedzy nami, za szybko spłynie.. jaka powinna byc ta konsekwencja jego ostatniego picia...

      Usuń
  7. Anonimowy29 lipca 2017 01:23
    Mój mąż dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że leczenie to jedyne wyjście. Wspólna terapia od poniedziałku nie wyjdzie, bo w poniedziałek wracam do dzieci do dziadkow, a mąż znow zostaje sam. Najgorsze jest to, że nie wiem, jak z nim dzisiaj rozmawiać. Czy się wściekać o wszystko, czy się nie odzywać, czy próbować żyć normalnie, pójść na wspólny spacer i obiad. Ta ostatnia opcja wydaje się najlepsza i najgorsza za razem. Bo z jednej strony chciałabym spędzić z mezem normalny dzien, z drugiej boje się, ze jak za szybko przejdziemy do normalności, to po nim to wszystko, co jest złe miedzy nami, za szybko spłynie.. jaka powinna byc ta konsekwencja jego ostatniego picia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, oczywiście tarapia dla was razem to propozycja, najlepsza z możliwych. Rozumiem że nie możesz od tego czy kolejnego poniedziałku. Byle nie od każdego ;-) Mąż natomiast powinien w przyszłym tygodniu pójść na terapię. Niech kuje żelazo póki gorące. Ty natomiast skup się na faktach. Żadna z wymienionych propozycji nie jest dobra. Nie masz wrzeszczeć, nie masz płakać, nie masz udawać że wszystko ok. Prawda u tylko prawda a jest ona taka że Twój mąż to napewno dobry człowiek, że kiedyś się zakochaliście się w sobie, to że macie rodzinę o którą warto walczyć razem ale nie z alkoholem. Nie ma innej drogi i wiecie to oboje, trzeba tylko zacząć. Żyj w prawdzie i będziesz wiedziała co robić, tylko fakty :-)

      Usuń
    2. Cześć, oczywiście tarapia dla was razem to propozycja, najlepsza z możliwych. Rozumiem że nie możesz od tego czy kolejnego poniedziałku. Byle nie od każdego ;-) Mąż natomiast powinien w przyszłym tygodniu pójść na terapię. Niech kuje żelazo póki gorące. Ty natomiast skup się na faktach. Żadna z wymienionych propozycji nie jest dobra. Nie masz wrzeszczeć, nie masz płakać, nie masz udawać że wszystko ok. Prawda u tylko prawda a jest ona taka że Twój mąż to napewno dobry człowiek, że kiedyś się zakochaliście się w sobie, to że macie rodzinę o którą warto walczyć razem ale nie z alkoholem. Nie ma innej drogi i wiecie to oboje, trzeba tylko zacząć. Żyj w prawdzie i będziesz wiedziała co robić, tylko fakty :-)

      Usuń
  8. Postanowiłam odejść, bo była to już jedyna możliwa droga. Przez kilka miesięcy nieskutecznie walczyłam, nie wiedząc jeszcze, że to faktycznie tak poważny problem ani jak współuzależnieni ratownicy podtrzymują nałóg. Nie udało mi się namówić drugiej strony na leczenie. Wiem, że teraz mój były chłopak chodzi na terapię, ale trwa to dość krótko. Nie ma żadnego wsparcia w rodzinie, która bagatelizuje i wypiera problem. Sama ze względu na agresję i wieczne awantury wpadłam w nerwicę. Korzystam z pomocy psychologa i już jest lepiej. Układam sobie powoli życie. Problem polega na tym, że od kilku tygodni trwają próbu powrotu do mnie. Nie wiem, czy nie są dalszą manipulacją, a leczenie tylko środkiem do osiągnięcia celu. Niepokoi mnie też fakt, że wciąż pracuje w środowisku sprzyjającym powrotowi do picia, choć nie musi. Wydaje mi się, że taka terapia - o ile byłaby efektywna, powinna doprowadzić do zmiany tej sytuacji. Nie bardzo wiem, co zrobić. Mam chwile, kiedy chcę się złamać i zaufać w "dobrą" wersję wydarzeń. Trudno mi też ignorować wyznania i deklaracje. Podobno czynny alkoholik ma problemy z emocjami i nie warto rozmawiać z nim o uczuciach, a te wracają dopiero po dłuższym czasie abstynencji. Czy to prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, może być tak że są to szczere zamiary, jednak jeżeli was nic nie łączy, w sensie małżeństwa, dzieci czy kredytu to bym jeszcze poczekal. Wiesz lepiej niż ja. Jeżeli trzezwieje to nie musisz bardzo się obawiać chociaż jakiś lęk będzie w tobie na pewno i to nie krótko. Czy trzezwieje to będziesz widziała różnice na pewno. Emocje, uczucia, myśli są poszarpane. Ale uwierz mi że większość ludzi w ogóle nie ma z własnym wnętrzem dobrego kontaktu. Rozmawiać zawsze trzeba. Alkoholicy są z natury nie cierpliwi, mniej poprawkę na to. Co do pracy to nie wiem jak jest dokładnie. Sam się zwolnilem bez terapii z pracy gdzie była ogromna presja ale pracowałem na budowach gdzie był alkohol. Najważniejsze to zaakceptować fakt że alko nie jest dla mnie

      Usuń
  9. Proszę Pana o radę:( Mój narzeczony pije można powiedzieć regularnie od ok 1,5 roku,ja jestem z rodziny patologicznej pije okazyjnie i to w ograniczeniu też umiem się chamowac. On z dobrej rodziny bez alkoholu, ojciec pracował za granicą więc miał z nim mało kontaktu sam mówi że mu go brakowało ale też rozumie to że tak musiało być bo musiały być pieniądze. Ma wiele problemów, mamy kredyt, ojca mojego pijaka za ścianą, chorego syna itd. Ma z kim pić wiecznie wpada ktoś do niego z piwkiem, ale zauważyłam że pije też sam, sam potrafi się uśpić. Bardzo dużo pracuje, mało bywa w domu od 7-17 w pracy, a potem pracuje u siebie w garażu zawsze znajdzie sobie jakąś pracę, myślę że to już też uzależnienie albo wymówka by swobodnie moc pić. Pękło coś we mnie kiedy w urodziny syna(miał wtedy wolne od pracy) popijał od rana, pomyślałam jeśli dziś się nie opanował to co dalej. Z dnia na dzień narasta we mnie złość do niego, bo wiedział że chce mieć inne życie niż moi rodzice, co prawda nie bije mnie... Mam w miarę spokój. I mój dylemat polega na tym jak pociąć mu skrzydła by nie pił. Chciała bym to zrobić w taki sposób żeby wiedział że dość ale żeby też czuł że go szanuje, bo mam go jeszcze też za co szanować. Myślałam o tym żeby oddalić się od niego, zacząć spać osobno, chłodno podchodzić na czułości. Nie wiem, naprawdę nie wiem jestem zdesperowana już.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć, przed wszystkim do faceta trzeba konkretnie. Rozumiem że w naturze kobiety to nie leży ale postaraj się ;-) Powiedz mu wprost, co czujesz, za co go szanujesz, za co kochasz, za co podziwiasz. Wymień konkrety. Ale zaznacz że martwisz się o niego z powodu picia. Nie moralizuj go, nie gledź. Tylko konkrety. Oczywiście może nic to nie da, może skończy się na obietnicach. Ty też wymagaj konkretów, jeżeli nie będzie chciał pić i tak postanowi to bez grupy na 99,99999999% sobie nie poradzi. Przyjmij więc z góry że konieczna będzie terapia lub AA. Dopiero kiedy nie będzie konkretów z jego strony to możesz, oczywiście wcześniej wyraźnie to zaznaczając być chłodniejsza w relacjach. Możesz powiedzieć że go wesprzesz, że też pójdziesz na terapię dla współuzależnionych lub DDA (zakładam że bardzo by się taka terapia przydała Tobie) Niech wie że nie będzie sam w "Walce" z tą chorobą. Jednak zawsze bądź konkretna i takiego zachowania też oczekuj. SB

      Usuń
  10. A mnie nic nie wyszło...
    Od momentu, kiedy picie alkoholu przez mojego męża zaczęło mi przeszkadzać (po dwudziestu latach wydawało mi się udanego małżeństwa), szukałam sposobu, aby "coś" z tym zrobić. Poszłam na terapię dla współuzależnionych. Tam dowiedziałam się, że mąż jest prawdopodobnie alkoholikiem i że pomóc mu można nie pomagając. Spotkałam się także z trzeźwiejącym alkoholikiem, prowadzącym terapię dla alkoholików. Długo rozmawialiśmy o tym, że jedyną miłością alkoholika jest alkohol i do czego jest zdolny uzależniony, aby go zdobyć. O tym jak wykorzystuje rodzinę, manipuluje, oszukuje, o tym jakie argumenty na niego nie działają a co może poskutkować w namawianiu go do "zrobienia porządku ze swoim piciem". Zaczęłam działać - najpierw były rozmowy, próby pokazania, że picie jest złe, że źle wpływa na nasze relacje, na życie rodzinne, że przez picie mąż zaniedbuje dzieci, mnie, swoje obowiązki itd. Efektem było zdenerwowanie męża i bagatelizowanie problemu, a raczej wypieranie go. Zorganizowałam więc spotkanie rodzinne - ja, dzieci, jego liczne rodzeństwo (z mężem jest ich siedmioro). Poprosiłam, aby wszyscy napisali do niego listy, w których opisują co czują w związku z jego piciem. Było to coś w rodzaju interwencji - mąż wiedział tylko, że będzie miał gości, ale nie wiedział po co przyjadą. Wszyscy mówili o tym jak martwią się o niego, jak go kochają i że nie chcą, aby niszczył swoje zdrowie. Ja z córkami mówiłyśmy o tym jak nam go brakuje, jak się od nas oddala, że czujemy się opuszczone, samotne, zaniedbane. Po czym wszyscy wręczyliśmy mu te listy. Oczywiście mąż stwierdził, że on nie ma żadnego problemu, ale udało mi się go namówić, aby spotkał się z psychologiem w ośrodku, aby sprawdzić, czy rzeczywiście nie ma problemu. Niestety w dniu wizyty w ośrodku mąż stwierdził, że nigdzie nie zamierza iść, bo to ja wymyślam problem, a nie on. Efekt tych działań był taki, że zaczął więcej pić, a mnie robił wyrzuty, że "rozgadałam" o problemie w rodzinie i zrobiłam z niego alkoholika. Zaczęłam więc wcielać w życie twardą miłość, oczywiście na ile mogłam. Przestałam prać jego brudną odzież, podstawiać mu jedzenie pod nos. Mówiłam, że skoro ma czas na picie zamiast iść do pracy, to może też sobie naszykować jedzenie. Mąż w międzyczasie stracił pracę, a na alkohol zdobywał pieniądze robiąc tak zwane fuchy - ja mu pieniędzy nie dawałam. Starałam się także, aby z tego co zarobi utrzymał chociaż samochód. Nic to nie dawało. Odnosiłam wręcz wrażenie, że każde moje działanie wywołuje u niego chęć robienia na złość. W końcu doszło do tego, że poinformowałam go, że jeśli nic nie zrobi z piciem, nasze relacje ulegną znacznemu ochłodzeniu. Miałam nadzieję, że będzie to na tyle ważny element naszego życia, że chociaż spróbuje coś zmienić. Starczyło mu chęci na mniej więcej miesiąc. Potem wrócił do picia, a mnie pozostało być konsekwentną w działaniu. Jego alkoholizm pogłębiał się, wycofał się zupełnie z życia rodzinnego, nie odwiedzał z nami bliskich, a ja robiłam swoje. Zajmowałam się swoim życiem. Starałyśmy się z córkami normalnie żyć, bywać u rodziny, w teatrze, kinie, na wystawach. Chciałam mu przez to pokazać, jak wiele traci z życia mojego i swoich córek. Jak omija go wiele ważnych spraw - matura córki, obrona drugiej, odnoszone przez nie sukcesy itp. Nic go nie interesowało. Tylko pił, zaczepiał mnie i córki, poniżał, wyzywał, upokarzał, szantażował, terroryzował psychicznie i coraz więcej pił. Na próby rozmawiania z nim reagował agresją i mówił, że on nie ma żadnego problemu. W końcu doszło do tego, że podczas awantury z rozbijaniem talerzy, musiałam wezwać policję. Następny krok, to zgłoszenie go do komisji leczenie uzależnień. W efekcie wyrokiem sądu dostał nakaz zgłoszenia się na leczenie. Bez skutku. Pozostała mi już tylko separacja i tak też zrobiłam.

    OdpowiedzUsuń
  11. c.d.poprzedniego komentarza
    Cały czas mówiłam, że to wszystko efekty jego picia, co wzmagało w nim tylko większą wściekłość, chęć wyżywania się na mnie i picie jeszcze więcej. Oczywiście dom i rodzinę utrzymywałam ja, a on podnosił się z kanapy tylko wtedy, kiedy brakowało mu pieniędzy na alkohol. Postanowiłam, że muszę odejść, bo tylko wtedy będzie zmuszony wziąć życie w swoje ręce, będzie musiał się utrzymać, pójść do pracy i może chociaż ograniczyć picie. Nie chciałam, żeby umarł. Miałam także nadzieję, że moje odejście postawi go do pionu, że groźba utraty rodziny zmusi go do zaprzestania picia. Pomyliłam się... Odchodziłam od niego trzy miesiące - sprawy majątkowe, które musiałam załatwić, ponieważ bałam się, że wszystko zadłuży. W tym czasie znalazł sobie pracę i na tym koniec. Nie zrobił nic, aby ratować nasze małżeństwo. Obraził się, był wściekły, nie widział powodu dla którego chcę odejść, bo on przecież nie ma problemu z alkoholem. Odeszłam więc, a córki razem ze mną, bo nie chciały z nim zostać, ponieważ je także poniewierał i poniżał. A on po czterech miesiącach sprowadził do naszego mieszkania alkoholiczkę i z nią żyje. I takie są efekty moich starań, szarpaniny, która trwała sześć lat. Tak bardzo uwierzyłam w skuteczność twardej miłości, że trudno mi zaakceptować porażkę. Czasem nawet myślę, że musiałam zrobić coś źle, może za mało próbowałam rozmawiać, co nie było łatwe, bo on nie chciał. Może moja postawa była niewłaściwa - nie byłam miła, raczej starałam się go ignorować jak był pijany, zwłaszcza gdy mnie zaczepiał. Czasem tylko nie wytrzymywałam nerwowo i coś mu "odpyskowałam", jak mnie obrażał, lub straszył, czy szantażował. W momentach trzeźwości też trudno było być szczególnie miłym, ponieważ nigdy za nic mnie nie przeprosił był nerwowy, małomówny, sprawiał wrażenie osoby urażonej. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, ale nie tak to miało być...
    Może przynajmniej innym współuzależnionym moja historia przyniesie jakiś pożytek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo smutne to świadectwo ale niestety takie historię się zdarzają. Czasami ktoś powie nie i koniec. Jak je czytałem to z mojej strony zrobiłaś wszystko co mogłaś zrobić w odpowiedniej kolejności. Niestety czasami tak bywa że nic pomaga. W moim odczuciu zawsze pozostaje modlitwa o łaski nie tylko dla alkoholika ale też dla siebie i rodziny. Jak chcesz to poczytaj o tym tu, na moim drugim blogu: http://waskasciezka.blogspot.com/search/label/%C5%9Awiadectwa czytaj od cz.1
      Ze swojej strony życzę Tobie i Twojej rodzinie wszystkiego dobrego, czekają was święta, z tego co zrozumiałem pierwsze nie w komplecie, może i dobrze, może i będą to święta za jakimi tęskniłaś od dawna. Święta z czynnym alkoholikiem to nic dobrego, wiem co robiłem kiedy był ten czas... Pod żadnym pozorem się nie obwiniaj, zrobiłaś bardzo dużo, gdyby większość kobiet tak postępowała było by super. Jeżeli pozwolisz to chciałbym to świadectwo umieścić w zakładce świadectwa, będzie miało większy zasięg. Pozdrawiam serdecznie Ciebie i całą rodzinę. SB

      Usuń
    2. Dziękuję Ci za słowa otuchy. Oczywiście nie mam nic przeciw umieszczeniu mojej historii w zakładce świadectwa.
      Jeśli można, chciałabym porozmawiać z Tobą prywatnie.
      BP.

      Usuń
    3. Witaj, napisz najpierw do mnie sylw820@gmail.com

      Usuń
    4. Aja jestem na rozdrozu i chyba nie mam sily zrobic kroku w zadnym kierunku.Maz alkocholik od wielu lat ale ostatnie kilka lat to juz rownia pochyla.Pije calymi ciagami mam wrazenie ze pije tak dlugo jak organizm pozwala potem krotka rekonwalescencja i odnowa.Dzieci juz dorosle kazde zyje swoim zyciem a ja mam wrazenie ze petla bezsilnosci zaciska mi sie na szyi.Od siedmiu lat wyjezdzam za granice do pracy bo Pan oczywiscie nie pracuje i bylam zmuszona wyjechac zeby caly ten woz pociagnac .dzieci oczywiscie mnie wspieraja ale wiem ze to moj problem i musze sama cos z tym zrobic.Mam 45 lat i tak bardzo chcialabym spokojnie pozyci cieszyc sie zyciem a nie potrafie .jestem klasycznym przykladem osoby wspoluzaleznionej przeszlam chyba wszystkie etapy prosby,grozby ,placze niekonczace sie rozmowy i nic jak grochem o sciane.Ostatnie swieta to byl koszmar uchlal sie czyms co nie dawalo zapachu alkocholu i wyprowadzil w pole nie tylko mnie ,dzieci ale i ratownikow pogotowia ktore wezwalismy bo tracil przytomnosc.Oczywiscie nie pojechal do szpitala ale po kilku godzinach zawiezlismy go z synem bo stracil przytomnosc i kiedy pielegniarka poprosila mnie na korytarz i powiedziala ile promili alkocholu mial moja mina byla bezcenna 4,3 !!! .I kolejny raz dostalam w twarz bo kazde jego klamstwo i oszustwo tak odbieram. Wiec wigilie zamiast przy stole z dziecmi spedzilam na izbie przyjec .jak wytrzezwial i wygarnelam mu to wcale sie nie przejal powiedzial ze nikt mnie nie prosil zeby go zawozic.Dzis znowu pijany chyba jest mi juz wszystko jedno ,ale przegladalam dzis internet w poszukiwaniu pomocy i porady jak pomoc sobie bo jestem klebkiem nerwow i chwilami nie wiem moze to ze mna cos nie tak .I tak trafilam na Twoj blog ,swietny material podniosl mnie troche na duchu ale dalej mam metlik w glowie.Przepraszam jesli moj wpis jest chaotyczny ale to moj pierwszy raz

      Usuń
    5. Cześć, 4.3 promila nie jest jakimś wielkim wynikiem. To znaczy jest dla osób pijących w kontrolowany sposób ale będąc w ciągu to takie coś masz po maksymalnie kilku tygodniach. Organizm nie jest w stanie filtrować alkoholu który się podaje i zaczyna się odkładać we krwi. Alkoholik może mieć nawet ze dwa promile i więcej a będzie z tobą normalnie rozmawiał. Najpewniej był od dłuższego czasu w ciągu. Co do wyjazdów to nie jestem pewien czy musiałaś ratować sytuacje czy może miałaś dość i była to jakaś ucieczka. Spoko, rozumiem Cię. Ale faceta na kopach trzeba do pracy wysłać. Długo mieszkał w domu, lub miał nad opiekuńczą mamę? To by mogło co nieco wyjaśnić. Tak czy siak dość o twoim facecie. Powiem tak, jeżeli robiłaś już wszystko włącznie z interwencją rodziny to możesz spróbować o przymusowe leczenie. Separacja też wchodzi w grę i za nim o niej coś powiesz to bądź pewna że jak będzie trzeba to się na nią zgodzisz. Jednak najważniejsze abyś poszukała pomocy dla siebie, najlepiej terapia dla osób współuzależnienionych, indywidualne spotkania lub chociaż literatura "branżowa" na początek. Nie ma tak głębokiego szamba z którego się nie da wyjść. Skoro ja dałem radę to i ty i mam nadzieję że Twój facet też da. Ważne by chociaż małymi krokami iść do celu. Będzie dobrze ale spodziewaj się schodów, jak się wyłazi z dołu to z górki nie ma... Jak coś to pisz śmiało, pozdrawiam serdecznie, SB

      Usuń